Chcąc nie chcąc, na przełomie roku zrobiłem sobie małą przerwę, ale teraz czas powrócić do naszej klasycznej ramówki. Kolejny miesiąc za nami i sporo się w nim działo, ale po kolei:
Zacznijmy od Flasha. Powiem szczerze, że od początku miałem wątpliwości odnośnie tego serialu i w dalszym ciągu, wyraźnie zbyt niski budżet bije mnie po oczach w każdym odcinku. Do tego sposób w jaki przedstawiane jest działanie mocy Barrego... Super szybkość do najtrudniejsza moc do przedstawienia w sensowny sposób. Flash powinien pokonać każdego przeciwnika automatycznie, jeszcze zanim ten zauważy, że coś się dzieje. To oczywiście byłoby nudne, więc mamy te dziwaczne momenty, kiedy najszybszy człowiek na świecie pokonuje grupę uzbrojonych żołnierzy, po czym nagle zatrzymuje się i pozwala pokonać złemu generałowi. To dziwne i zdarza się w każdym odcinku. Niemniej, jako pozytyw muszę przyznać, że historia o Firestormie była całkiem udana i bardzo komiksowa. Więc tu mają plusa. I ogólnie, coraz ciekawiej ogląda się przygody tych postaci.
Z innego, ale powiązanego tematu. Ostatnio coraz częściej słychać o serialu Supergirl. Nie mam pojęcia czemu ktoś uważa to za dobry pomysł, ale jeśli sceny akcji z Flashem wyglądają słabo na budżecie telewizyjnym, to aż strach pomyśleć o scenach z Supergirl.
Arrow tymczasem wrócił do świata żywych i ruszył w kierunku ostatecznego starcia z Ligą Zabójców. Co więcej, wreszcie wszyscy poznali prawdę na wszystkie tematy. Ja rozumiem, że historie o super bohaterach mają w zwyczaju wątki ukrywania prawdy, ale Arrow po prostu przesadzał. Często w tym sezonie miałem poczucie, że postacie utrzymują sekrety tylko po to, by tworzyć sztuczne konflikty w fabule. Cieszy mnie więc, że wreszcie skończyliśmy z tym.
Jednak nadal mam zamiar czepiać się odcinka z Wyspą. To więzienie jest tak idiotycznym pomysłem. Wprawdzie nie tak złym jak lochy pod Star Labs, ale na pewno w tej samej lidze. Nie dość, że nikt nie zauważa, kiedy więzień ucieka, to jeszcze jak się okazuje, zaprojektowano je tak, że da się dosięgnąć przycisku otwierającego z wnętrza celi. Loch w Star Labs może okrutnie łamią prawa człowieka i zapewne doprowadzą wszystkich osadzonych do obłędu i samobójczej śmierci, ale przynajmniej są skuteczne. Za to pod koniec miesiąca wątek Blue Beetl... znaczy Atoma, wreszcie wystartował. Ogólnie, jestem naprawdę ciekaw, co stanie się dalej, a to znacznie więcej, niż mogę powiedzieć o Flashu.
Tymczasem Agents of SHIELD zrobiło sobie przerwę na korzyść Agent
Carter. Przyznam, że byłem bardzo sceptyczny odnośnie serialu o
dziewczynie Kapitana Ameryki. Myliłem się. To osiem odcinków opowiada
świetną historię szpiegowską, pełną zakrętów, akcji i ciekawych postaci.
Całość utrzymana w radośnie seksistowskim klimacie w stylu Mad Mena. Z
tą różnicą, że tutaj wszystkie najbardziej niebezpieczne i fizycznie
sprawne postacie są kobietami. I serial zawiera Howarda Starka, czyli
drugiego najlepszego Starka w świecie Marvela. Ogólnie serial
zdecydowanie warty jest polecenia, bo choć krótki, zawiera wszystko
czego można pragnąć. Intrygi, tajemnice, tajne organizacje, rosyjskich
szpiegów i główną bohaterkę, która walczy o równouprawnienie wysadzając
rzeczy w powietrze.
Gotham idzie jak burza. Ten serial naprawdę znalazł swój styl i głos w drugiej połowie sezonu. Począwszy od przedstawienia początków klasycznych wrogów Batmana jak Strach na Wróble i Joker, poprzez rodziców Robina i początku motywu Red Hooda. Nareszcie widzimy podwaliny mitologi Batmana w tej historii. Do tego Pingwin i Nigma pozostają najlepszymi przedstawieniami tych postaci w historii kina i telewizji. Że nie wspomnę o Fish Mooney. Początkowo wiele osób czepiało się faktu, że twórcy stworzyli nową postać w sytuacji, gdy komiksy o Batmanie zawierają tak dużo nie wykorzystywanych antagonistów. Zarzut ten był o tyle dziwny, że Harley Quinn, jedna z najpopularniejszych obecnie postaci Batmanowego zakątka uniwersum DC, sama debiutowała na ekranie, w klasycznej kreskówce z lat 90. Po tym miesiącu chyba nie ma wątpliwości, że jest tylko kwestią czasu, zanim Fish trafi do komiksów. Styl w jakim rozwiązuje sprawę lochów jest po prostu genialny. I na marginesie, wciąż uważam, że te lochy są bardziej humanitarne, niż to co robią w Star Labs.
W tym miesiącu pojawił się również nowy sezon House of Cards. Netflix będąc nowoczesnym i rozsądnym nadawcą wypościł wszystkie odcinki w jednym podejściu. Tym razem zamiast walczyć o władzę, Frank Underwood próbuje ją utrzymać, przy okazji pokazując bardzo mroczną i cyniczną wizję prezydentury. Trochę jak zły brat bliźniak West Wing. Szczerze mówiąc, po obejrzeniu całego sezonu, miałem ochotę zmyć z siebie cały ten cynizm, porządną porcją idealizmu prezydenta Bartletta.
Ale wracając do tematu, pod wieloma względami, był to najlepszy sezon HoC. Dynamika między Underwoodami stała się dużo ciekawsza. Również ciężar korony był wyraźny, pokazując zmiany zachodzące w samym Franku. Jak i rywalizację z godnym przeciwnikiem w postaci prezydenta Petrova.
Jedyne zarzuty jakie mam, to fakt, że serial za dużo czasu poświęcał Daugowi. Jego postać miała fajny wątek, który ostatecznie dotarł, do bardzo satysfakcjonującego finału, ale równocześnie, przez większość sezonu był zbyt oddalony od centrum akcji. Było to widać choćby w samym pierwszym odcinku, który trochę się ciągnął i sprawiał wrażenie oderwanego od reszty serii. Drugim zarzutem jest dla mnie zdecydowanie zakończenie. Było za słabe, brakowało w nim pamiętnej sceny w stylu pukania w biurko na końcu drugiego sezonu. Wyglądało jak solidne zakończenie odcinka, ale nie całego sezonu.
Niemniej, mimo tych potknięć, trzeci sezon House of Cards pozostaje mocnym wpisem w tej cynicznej epopei o władzy i żądzy. Godny polecenia każdemu.