czwartek, 3 marca 2016

Luty z serialami (The Expanse)

DC Legends of Tomrrow całkowicie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się wiele po tym serialu, a tymczasem szybko stał się moim ulubieńcem pośród serii DC. Poczucie humoru jest celne, postacie świetnie działają jako drużyna, sceny akcji są zaskakująco kompetentne jak na budżet tv (zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak dużo scen walki grupowej tu mamy) i fabuła trzyma całkiem przyjemny poziom. Oczywiście są rzeczy których można się czepiać, jak np. fakt że na statku pracującego samotnie Ripa jest dokładnie osiem foteli. Czy całkowicie idiotyczne wyjaśnienia tego, jak działa czas i jego zmienianie. Ale w dalszym ciągu, to historia o podróżach w czasie z bandą drugorzędnych postaci w głównych rolach. Samo to zdanie sprawia, że instynktownie wiem, że powinienem nie znosić tej serii, a tym czasem nie mogę się doczekać na kolejny odcinek. Dziwne. I w dziwaczny sposób, Snart stał się moją ulubioną postacią w Arrowverse. Kapitan Chłód... Kto by pomyślał.

Flash wreszcie przypomniał sobie o fabule. Muszę przyznać, że Ziemia 2 wyglądała naprawdę świetnie, miło było też zobaczyć King Sharka w lepszej roli. Niemniej jest jedna kwestia: Iris West jest najgorszym detektywem w historii detektywowania. Jej mąż nagle staje się permanentnie zaskoczony wszystkim dookoła i reagują na niego wykrywacze meta ludzi. Można by pomyśleć, że to powód do zmartwienia. Przyzwoity detektyw mógłby nawet założyć, że jest zmiennokształtnym, lub coś w tym stylu. Nie Iris. Ale to dało mi do myślenia. Może popełniam błąd zakładając, że ten świat kieruje się tymi samymi zasadami co nasz. Może prawa fizyki, psychologii i kultury w świecie Flasha i Arrowa są po prostu inne. Ludzie są przyzwyczajeni do wygłaszania ekspozycji i tłumaczenie wszystkiego, wszystkim po kilka razy, bo tak działa ich kultura. Może nie ma znaczenia jak jesteś szybki, ani ilu policjantów otacza miejsce akcji, kiedy przestępca wyjdzie z kadru, nie można go dogonić, bo tak działają prawa fizyki. Myślę, że podobne podejście, może uczynić ten serial dużo przyjemniejszym i skasować wiele zarzutów które miałem przez ostatnie miesiące. I obstawiam, że człowiekiem w żelaznej masce jest Wally West z Ziemi 2.

Arrow tymczasem wywołuje u mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony Vixen i postęp w walce z Darhkem, z drugiej ten idiotyczny wątek paraliżu, który magicznie wyleczył się po zaledwie kilku odcinkach. I jeszcze ta scena w której Felicity po prostu wstaje i wychodzi. Mięśnie jej nóg nie były używane od tygodni, nie ma szans, żeby po prostu wyszła. Choć z drugiej strony, jeśli prawa fizyki są inne, może podobnie jest z biologią. Wątek walki o władzę w Lidze był fajny, zawsze fajnie zobaczyć więcej Nyssy. Z drugiej strony, wątek Kalkulatora był durny (i zgadzam się, czarne charaktery nie powinny same wymyślać sobie imion). Retrospekcje były początkowo nadal nudne, ale pod koniec miesiąca, po raz pierwszy od dobrych dwóch sezonów, zrobiły się ciekawe. Jak mówię, całkowicie mieszana paczka.


Minęło dużo czasu, odkąd zdarzyło mi się oglądać dobry serial sf osadzony w kosmosie. I dokładnie tyle samo, odkąd zdarzyło mi się oglądać dobry serial stacji Syfy. Konkretnie mówiąc, był 2009 rok, kiedy Battlestar Galactica wyemitowała swój ostatni odcinek. Na szczęście po latach, Syfy wreszcie zdało sobie sprawę, że najlepiej wychodzą im poważne, mroczne historie o moralnie niejednoznacznych postaciach, przemierzających kosmos na pokładach klaustrofobicznie źle oświetlonych statków. I tak otrzymaliśmy The Expanse.

Serial zabiera nas 200 lat w przyszłość, do świata w którym ludzkość opuściła bezpieczne schronienie ziemi i wyruszyła w kosmos. Choć nie daleko w kosmos, gdyż twórcy postanowili skupić się bardziej na science, niż fiction. Co za tym idzie, nie ma tu napędu nadświetlngo, a ludzkoś nigdy nie wydostała się poza nasz układ słoneczny. Nie ma również kosmitów. Jedynie my, nasza okolica i pustka kosmosu. W tym świecie znajdują się trzy główne siły: stara Ziemia kierowana przez ONZ, skonfliktowany z nią Mars i wreszcie Pas asteroid pomiędzy Marsem a Jupiterem. I właśnie Pas jest tu centralnym punktem fabuły. Bogaty w minerały, ale całkowicie zależny od pozostałych potęg w kwestii wod i jedzenia, Pas jest niczym nowoczesna wersja kolonialnych terenów z XIX w. Podległy, zamieszkany przez obywateli drugiej kategorii, kontrolowany przez korporacje i gotowy eksplodować rewolucją.

Sama seria kręci się wokół trzech punktów widzenia. Po pierwsze mamy Joe Millera, agenta ochrony (czyli korporacyjnego detektywa policji) w koloni na asteroidzie Ceres, który po godzinach bada sprawę zaginięcia pewnej kobiety. Po drugie Chrisjen Avasarala, wpływowa podsekretarz ONZ, która wpada na trop spisku mającego pchnąć układ słoneczny w chaos. I wreszcie James Holden, członek załogi frachtowca zbierającego lód w Pasie, który trafia na sygnał ratunkowy z zagubionego statku. Wszystkie te wątki biegną równolegle, regularnie się przeplatając i powoli odsłaniając obraz wielkiego spisku sięgającego szczytów władzy politycznej i korporacyjnej.

Serial oparty na serii książek, zawiera coś dla każdego. Mamy tu intrygi, historie kryminalne, tajemnice, bitwy kosmiczne, ciekawe postacie i zaskakująco dużo momentów przypominających, że w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Ogólnie, pełny zestaw dla każdego fana sf, czy po prostu dobrej telewizji. Jedyny minus to fakt, że na kolejny sezon przyjdzie nam czekać aż do 2017 roku.