wtorek, 25 lipca 2017

Game of Thrones, odc. 62: Stormborn (7x02)

Kolejny odcinek za nami. Ten był znacząco wolniejszy, bardziej budujący świat. Choć miał dosyć wybuchowe zakończenie.

Zacznę od Cersei, która w zaskakujący sposób, zaczyna zdobywać przewagę w tym konflikcie. Podkrada wasali swoim wrogom, pali ich flotę, strzela do czaszki smoka z gigantycznej kuszy. Naprawdę zastanawiałem się, jakim sposobem nasza Zła Królowa będzie mogła mieć szansę, przeciw tym wszystkim wrogom. Po tym odcinku mam poczucie, że pole bitwy jest znacząco bardziej wyrównane.

Tymczasem tytułowa bohaterka tego odcinka zbiera wszystkich swoich towarzyszy na naradę. Wszyscy mają coś do zrobienia: Varys przyrzeka nie być lojalnym, co jest bardzo oryginalnym sposobem zapewniania o swojej lojalności. Melisandre znajduje nowego wybrańca. Tyrion próbuje doprowadzić do wyczekiwanego przez fanów spotkania Daenerys i Jona. Ollena pokazuje, że na tym etapie ma wszystko gdzieś i chce po prostu spalić Cesrei. Missandei tłumaczy zawiłości translacji i odkrywa, co Szary Robak ma w spodniach. Żmijowe Bękarcice są bezużyteczne, a potem giną. Ogólnie, dużo budowania fundamentów, pod to co nadchodzi. 


Jon i Sansa naprawdę niczego się nie nauczyli po ostatnim odcinku. Na tym etapie ich wasale muszą już zakładać, że ta dwójka będzie się kłócić publicznie. I jasne, to dużo lepsza scena, niż gdyby omówili to wcześniej we dwójkę, ale nadal wydaje mi się to głupie. Co więcej, tym razem nawet Lady Mormont się z nim nie zgadzała, co nie wróży najlepiej całej wyprawie. Osobiście myślałem, że powinien wysłać Sansę jako swojego posła, by negocjowała ze swoim mężem. 


Bardziej na południu, Arya spotyka Gorącą Bułkę! Uwielbiam tego gościa, on nie chce władzy, ani zemsty, on chce tylko piec ciasta. I to takie, bez kawałków Freyów w środku. Facet naprawdę zrezygnował z gry, będąc w dobrej pozycji i teraz może z dumą stwierdzić, że jako jedyny miał tutaj szczęśliwe zakończenie. Co sprawia też, że boję się za każdym razem, kiedy go widzimy, ale na szczęście póki co serial ogranicza się, do robienia z niego centrum informacyjnego, dla innych postaci. Po tym spotkaniu, Arya rusza do domu, po drodze spotykając Nymerię. To była dobra scena, dająca zamknięcie kolejnemu zapomnianemu od lat wątkowi. Naprawdę czuć, że jesteśmy coraz bliżej końca tej historii. 


I tak docieramy do finałowej sceny. I trzeba tu przyznać, Euron potrafi zrobić wejście. Co po raz kolejny potwierdza, że ten facet jest prawdziwą gwiazdą rocka. Gdyby miał jeszcze płonącą gitarę elektryczną (lutnię elektryczną?), stałby się moją nową ulubioną postacią. I jestem tym bardziej pod wrażeniem, że pokonał trzy inne postacie z imionami w jednej walce. Prawdę powiedziawszy, to zdaje się trochę stawiać pod znakiem zapytania, po co Euronowi Cersei? Już pokonał swoich oponentów do władzy nad Żelaznymi Wyspami i wątpię, by wierzył, że Lannisterowie go nie zdradzą. Co on chce tu ugrać? 
Jestem też zawiedziony, że w tej ostatniej scenie, do Theona nie podpłynął Gendry. 

Ogólnie, to był solidny odcinek, jeden z tych spokojniejszych, ale dobrze ustawiający scenę pod resztę sezonu.

Another One Bites The Dust:
RIP Obara i Nymeria Sand, ironicznie zabite swoim własnym uzbrojeniem. Co kończy moją nadzieję, że te postacie kiedyś faktycznie zrobią coś ciekawszego, niż stanie w tle.

Przemyślenia:
- Sam dostaje w tym sezonie wszystkie najbardziej obrzydliwe sceny.

- Scena w której Jon dusi Littlefingera wyglądała bardzo znajomo, mam nadzieję, że nie skończy się to tak jak z Nedem.

- Theon naprawdę wymiatał z mieczem... to znaczy do czasu, aż zmienił się znów w Fetora.

- Jakim cudem w Winterfell nadal nie wiedzą, o odnalezieniu Brana?

- Wciąż nie ma Gendrego.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Game of Thrones, odc. 61: Dragonstone (7x01)


When people ask you what happened here, tell them, 'The North remembers.' Tell them, 'Winter came for House Frey.'

W tym roku Gra o Tron naprawdę kazała nam czekać. Niemniej jak już przybyła, zrobiła to z przytupem. Ta otwierająca sekwencja była świetna. Naprawdę miałem ochotę klaskać. Ostatecznie, czemu nie miałbym oklaskiwać masowego mordu w wykonaniu nastoletniej dziewczyny. Nie ma w tym nic dziwnego... prawda? Ehh, co ten serial ze mną robi.

Trzymając się Starków, nowy Król Północy pokazuje, że jest zwolennikiem łaski i równouprawnienia. I niech ktoś spróbuje powiedzieć Lady Mormont, że dziewczyny nie mogą walczyć.
Gorzej, że Sansa nie rozumie, że nie powinna podważać decyzji króla przy wszystkich. To polityczna podstawa. Niemniej przynajmniej później całkowicie gasi Littlefingera, czym odzyskuje moją wiarę w jej umiejętności.
I nawet Bran się pojawia. Choć przy tym muszę zaznaczyć, że "nieumarli nadchodzą", nie jest właściwą odpowiedzią na pytanie, czy możesz udowodnić, że należysz do rodu Starków. Z drugiej strony, czemu ktoś miałby się podawać za Starka, przynależność do tego rodu, jest jak wyrok śmierci.

Tymczasem trochę mniej na północy, Ogar i spółka trafiają na dom farmera z 4 sezonu (nie, nie wyłapałem tego sam, ale na szczęście żyjemy w epoce internetu). Wiele lat temu Ogar i Aria odwiedzili ten dom, po czym Sandor okradł jego mieszkańców i stwierdził, że z nadejściem zimy i tak umrą, bo są słabi. Jak się okazało miał rację, choć raczej nie wydaje się zbyt zadowolony z tego faktu. Muszę przyznać, że to świetnie pokazuje drogę, jaką ta postać przeszła przez te lata, może wciąż jest dupkiem, ale teraz faktycznie się przejmuje. I co ważniejsze, zaczął kwestionować swoją rolę w świecie. Bo czemu on i jego kampanii nadal żyją, kiedy tyle bardziej wartościowych jednostek już dawno umarło. Oczywiście Thoros odpowiada na te wątpliwości, jak przystało na kapłana ognia, proponując Ogarowi spojrzenie w płomienie. A tam otrzymujemy potwierdzenie tego, co nadchodzi. Co oznacza, że już niedługo Bractwo bez Chorągwi i (największy uwodziciel po tej stronie Muru) Tormund Giantsbane, staną razem przeciwko hordzie nieumarłych. I mam przeczucie, że ten Mur nie pomoże im już długo.

Nasza ulubiona alkoholiczna władczyni, jak zawsze z kielichem w ręce, postanowiła przygotować najlepszą planszę do Gry o Tron w historii. Jest nawet lepsza, niż ta drewniana w Smoczej Skale. Co prawda Jaime nie wydaje się równie pewny zwycięstwa jak ona, ale to pewnie tylko dlatego, że za mało wypił. 
Po tym na scenę powraca (zakładam) nowy czarny charakter tej serii Euron Greyjoy. Trzeba mu przyznać, ten facet zachowuje się jak prawdziwa gwiazda rocka, flirtując z Cersei i rzucając żartami, na temat kalectwa jej brata. Całkowicie nie zwracając przy tym uwagi na fakt, że jest otoczony przez żołnierzy Lannisterów. I na koniec obiecuje prezent... i mam złe przeczucie, że tym prezentem może być głowa smoka. Ostatecznie, nie ma szans, żeby wszystkie trzy przetrwały do finału, ich istnienie rozwiązuje zdecydowanie zbyt wiele problemów, dla pozytywnych bohaterów. 

I wreszcie Daenerys dotarła do domu. Czekaliśmy na to 6 sezonów i w irytujący sposób, twórcy kazali nam czekać jeszcze prawie cały odcinek. Niemniej jak już ten moment nadszedł, to naprawdę nadszedł z pompą. Pomiędzy Smoczą Skałą i Żelazną Flotą, zaczynam rozumieć, czemu starczyło im pieniędzy tylko na 7 odcinków. Aż strach pomyśleć, jak będzie wyglądał w tym roku odcinek bitewny (zakładając, że będzie tylko jeden). 
Ogólnie, to był świetny początek sezonu. Odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze postacie (co pokazuje, jak niewiele ich zostało), ustanowiliśmy stan gry przed rozpoczęciem rzezi i do tego dostaliśmy kilka świetnych, pamiętnych scen. Oby tak dalej i GoT może być niesamowicie rzadkim przykładem serialu, który wciąż jest świetny w 7 sezonie.

Another One Bites The Dust:
RIP Ród Freyów, nie, żebyśmy któregoś z nich znali.

RIP farmer z czwartego sezonu i jego córka. Nie mogę uwierzyć, że ten wątek został zamknięty, a Gendry dalej nie wrócił.

Przemyślenia:
- Co prawda sama scena mi się podobała, ale żałuję, że Aria nie zabiła Eda Sheerana. To byłaby dużo zabawniejsze.

- Miło, że ludzie dalej śpiewają piosenki o Tyrionie, choć równocześnie, to chyba już wszystkie piosenki z książek.

- Dawne zbroje Gwardii Królewskiej wyglądały lepiej. Choć nowe są bardziej w stylu Darth Cersei.

- Sam dostał najbardziej gówniany montaż w historii. Co gorsze, jadłem w trakcie tej sceny... przynajmniej na jej początku.

- I jak jesteśmy przy Samie, sztylet w tamtej książce wyglądał znajomo. Czyżby wreszcie postanowili zamknąć ten wątek, otwarty od pierwszego sezonu?

- Jorah jest na złym końcu mapy... teraz już naprawdę wątpię, czy będzie nam dane zobaczyć Asshai.

- Średnia wieku lordów na Północy robi się coraz niższa, ale przynajmniej Lady Mormont ma się z kim bawić.

- Zombie olbrzymy! Ponieważ ludzkość nie miała dotąd wystarczająco przewalone.

- Wciąż nie ma Gendrego.

- Shall we begin?