poniedziałek, 17 lipca 2017

Game of Thrones, odc. 61: Dragonstone (7x01)


When people ask you what happened here, tell them, 'The North remembers.' Tell them, 'Winter came for House Frey.'

W tym roku Gra o Tron naprawdę kazała nam czekać. Niemniej jak już przybyła, zrobiła to z przytupem. Ta otwierająca sekwencja była świetna. Naprawdę miałem ochotę klaskać. Ostatecznie, czemu nie miałbym oklaskiwać masowego mordu w wykonaniu nastoletniej dziewczyny. Nie ma w tym nic dziwnego... prawda? Ehh, co ten serial ze mną robi.

Trzymając się Starków, nowy Król Północy pokazuje, że jest zwolennikiem łaski i równouprawnienia. I niech ktoś spróbuje powiedzieć Lady Mormont, że dziewczyny nie mogą walczyć.
Gorzej, że Sansa nie rozumie, że nie powinna podważać decyzji króla przy wszystkich. To polityczna podstawa. Niemniej przynajmniej później całkowicie gasi Littlefingera, czym odzyskuje moją wiarę w jej umiejętności.
I nawet Bran się pojawia. Choć przy tym muszę zaznaczyć, że "nieumarli nadchodzą", nie jest właściwą odpowiedzią na pytanie, czy możesz udowodnić, że należysz do rodu Starków. Z drugiej strony, czemu ktoś miałby się podawać za Starka, przynależność do tego rodu, jest jak wyrok śmierci.

Tymczasem trochę mniej na północy, Ogar i spółka trafiają na dom farmera z 4 sezonu (nie, nie wyłapałem tego sam, ale na szczęście żyjemy w epoce internetu). Wiele lat temu Ogar i Aria odwiedzili ten dom, po czym Sandor okradł jego mieszkańców i stwierdził, że z nadejściem zimy i tak umrą, bo są słabi. Jak się okazało miał rację, choć raczej nie wydaje się zbyt zadowolony z tego faktu. Muszę przyznać, że to świetnie pokazuje drogę, jaką ta postać przeszła przez te lata, może wciąż jest dupkiem, ale teraz faktycznie się przejmuje. I co ważniejsze, zaczął kwestionować swoją rolę w świecie. Bo czemu on i jego kampanii nadal żyją, kiedy tyle bardziej wartościowych jednostek już dawno umarło. Oczywiście Thoros odpowiada na te wątpliwości, jak przystało na kapłana ognia, proponując Ogarowi spojrzenie w płomienie. A tam otrzymujemy potwierdzenie tego, co nadchodzi. Co oznacza, że już niedługo Bractwo bez Chorągwi i (największy uwodziciel po tej stronie Muru) Tormund Giantsbane, staną razem przeciwko hordzie nieumarłych. I mam przeczucie, że ten Mur nie pomoże im już długo.

Nasza ulubiona alkoholiczna władczyni, jak zawsze z kielichem w ręce, postanowiła przygotować najlepszą planszę do Gry o Tron w historii. Jest nawet lepsza, niż ta drewniana w Smoczej Skale. Co prawda Jaime nie wydaje się równie pewny zwycięstwa jak ona, ale to pewnie tylko dlatego, że za mało wypił. 
Po tym na scenę powraca (zakładam) nowy czarny charakter tej serii Euron Greyjoy. Trzeba mu przyznać, ten facet zachowuje się jak prawdziwa gwiazda rocka, flirtując z Cersei i rzucając żartami, na temat kalectwa jej brata. Całkowicie nie zwracając przy tym uwagi na fakt, że jest otoczony przez żołnierzy Lannisterów. I na koniec obiecuje prezent... i mam złe przeczucie, że tym prezentem może być głowa smoka. Ostatecznie, nie ma szans, żeby wszystkie trzy przetrwały do finału, ich istnienie rozwiązuje zdecydowanie zbyt wiele problemów, dla pozytywnych bohaterów. 

I wreszcie Daenerys dotarła do domu. Czekaliśmy na to 6 sezonów i w irytujący sposób, twórcy kazali nam czekać jeszcze prawie cały odcinek. Niemniej jak już ten moment nadszedł, to naprawdę nadszedł z pompą. Pomiędzy Smoczą Skałą i Żelazną Flotą, zaczynam rozumieć, czemu starczyło im pieniędzy tylko na 7 odcinków. Aż strach pomyśleć, jak będzie wyglądał w tym roku odcinek bitewny (zakładając, że będzie tylko jeden). 
Ogólnie, to był świetny początek sezonu. Odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze postacie (co pokazuje, jak niewiele ich zostało), ustanowiliśmy stan gry przed rozpoczęciem rzezi i do tego dostaliśmy kilka świetnych, pamiętnych scen. Oby tak dalej i GoT może być niesamowicie rzadkim przykładem serialu, który wciąż jest świetny w 7 sezonie.

Another One Bites The Dust:
RIP Ród Freyów, nie, żebyśmy któregoś z nich znali.

RIP farmer z czwartego sezonu i jego córka. Nie mogę uwierzyć, że ten wątek został zamknięty, a Gendry dalej nie wrócił.

Przemyślenia:
- Co prawda sama scena mi się podobała, ale żałuję, że Aria nie zabiła Eda Sheerana. To byłaby dużo zabawniejsze.

- Miło, że ludzie dalej śpiewają piosenki o Tyrionie, choć równocześnie, to chyba już wszystkie piosenki z książek.

- Dawne zbroje Gwardii Królewskiej wyglądały lepiej. Choć nowe są bardziej w stylu Darth Cersei.

- Sam dostał najbardziej gówniany montaż w historii. Co gorsze, jadłem w trakcie tej sceny... przynajmniej na jej początku.

- I jak jesteśmy przy Samie, sztylet w tamtej książce wyglądał znajomo. Czyżby wreszcie postanowili zamknąć ten wątek, otwarty od pierwszego sezonu?

- Jorah jest na złym końcu mapy... teraz już naprawdę wątpię, czy będzie nam dane zobaczyć Asshai.

- Średnia wieku lordów na Północy robi się coraz niższa, ale przynajmniej Lady Mormont ma się z kim bawić.

- Zombie olbrzymy! Ponieważ ludzkość nie miała dotąd wystarczająco przewalone.

- Wciąż nie ma Gendrego.

- Shall we begin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz