Sherlock Holmes, najsłynniejszy detektyw w dziejach powraca. I robi to w prawdziwie spektakularnym stylu ze znaczkiem BBC. W przeciwieństwie do filmowych wersji Guya Ritchiego, które składają się głównie z pościgów i eksplozji (w żaden sposób nie twierdzę, że to źle), tu mamy do czynienia z bardziej klasyczną historią detektywistyczną. Zgodnie ze swoim stylem Steven Moffat przeniósł fabułę do współczesnego Londynu i podkręcił do odpowiedniego poziomu, dając nam przypuszczalnie najlepszą reinterpretację postaci Sherklocka w dziejach.
Seria składa się w tej chwili z 6 odcinków (3 na sezon) trwających po 90 minut każdy. Fabuła nawiązuje do klasycznych śledztw detektywa, ale traktuje je raczej jako inspirację, niż materiał źródłowy. Same odcinki mają również różny poziom, z jakiegoś powodu ze środkowym odcinkiem sezonu zawsze znacząco słabszym. Same śledztwa są wciągające i czasami zaskakujące, choć wyraźnie widać, że twórcy scenariuszy nie są specami od kryminałów. Zwroty akcji, nadmiernie skomplikowane intrygi i duży nacisk położony na głównych bohaterów sprawiają, że często przypomina to stylem prowadzenia fabuły raczej Doctora Who, niż typowy kryminał (powodów do podobnego skojarzenia jest zresztą dużo więcej).
Zdecydowanie główną siłą napędową serii jest główny bohater, w tej roli absolutnie genialny Benedict Cumberbatch. Stworzył on tu prawdziwie niezapomnianą kreację Sherlocka, jako znudzonego socjopaty, niemal pozbawionego empatii, kiepsko radzącego sobie z uczuciami i uzależnionego od swoich dziwactw i przyzwyczajeń. Człowieka skazanego na samotność z powodu własnego geniuszu i dodatkowo cierpiącego na zespół Aspergera (co w serii powiedziane jest wyraźnie). Mimo wszystkich tych wad, Cumberbatch nadal jest w stanie przedstawić swojego bohatera w sposób wzbudzający sympatię. Zwłaszcza w odcinkach, w których Sherlock ląduje w sytuacjach, które sprawiają, że czuje się niekomfortowo (szczególnie w 1 odcinku drugiego sezonu). W bardzo ciekawy sposób przedstawiony jest również tok myślenia Holmesa. W przeciwieństwie do doktora Housa, nie polega on na nagłych olśnieniach. Serial faktycznie pokazuje go badającego tropy i przeprowadzającego eksperymenty. Ciekawym zabiegiem jest również użycie napisów, by pokazać co zauważa on patrząc na miejsce zbrodni (w stylu napisu "dwudniowy zarost" unoszącego się nad twarzą ofiary).

Kolejną taką postacią jest Irene Adler, czyli jedyna kobieta, zdolna wywołać jakąś reakcję u Holmesa. Jej pojedynki słowne z Sherlockiem są prawdziwą ucztą. A odcinek z jej udziałem na mojej liście był chyba najlepszy, choć ostatni odcinek drugiego sezonu zdecydowanie depcze mu po piętach.
I wreszcie arcy-wróg Sherlocka, Jim Moriaty. I tu mam mieszane uczucia. Andrew Scott zdecydowanie stworzył swoją rolą postać, obok której nie można przejść obojętnie. Jest szalony, niezrównoważony i genialny zarazem. Reprezentuje siły chaosu, przeciwstawione uporządkowanemu Holmesowi. Czy to dobrze, to już każdy musi ocenić sam. Ja jestem jednak bardziej przywiązany do wersji tej postaci, przedstawianej jako statecznego, tajemniczego mistrza zbrodni (choćby tak, jak w nowym filmie). Ta wersja również wywoływała u mnie silne skojarzenia z Mistrzem z Doctora, przy czym John Simm odegrał rolę psychopatycznego geniusza z planem lepiej.
Ostatecznie Sherlock to świetna seria, dająca nam nową, ciekawą wersję jednego z najsłynniejszych bohaterów literackich w dziejach. Nie jest może tak pełna akcji jak filmy, ale zdecydowanie lepiej przedstawia postacie i zawiera w sobie faktyczne śledztwa. Kolejny sezon został już zamówiony przez BBC, choć z rozpoczęciem zdjęć twórcy czekają, aż główni aktorzy wrócą z planu Hobbita w Nowej Zelandii (Freeman gra Bilba, a Cumberbatch smoka... ten drugi ma też pojawić się w nowym Star Treku).
I przy okazji, Idris Elba wygrał Złotego Globa, za rolę Luthera, co dobrze wróży następnemu sezonowi tego świetnego serialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz