wtorek, 5 czerwca 2012

Game of Thrones, odc. 20: Valar Morghulis (2x10)

Koniec. Teraz znów 9 miesięcy czekania, aż urodzi się kolejny. Ogół sezonu podsumuję za jakiś czas, kiedy wszystko ułoży mi się w głowie i może obejrzę całość jeszcze raz. Na razie powiem, że póki co wydał mi się lepszy od pierwszego. Głównie dlatego, że nie trzymał się książek, a co za tym idzie, był naprawdę zaskakujący. To miłe uczucie, być zaskoczonym przez ten serial. A teraz wracając do samego odcinka:

W Królewskiej Przystani zaczynają się porządki i wszyscy dostają to czego chcą. No, może poza jedyną osobą, która naprawdę zasłużyła, czyli Tyrionem. On otrzymał tylko bliznę i mały pokoik gdzieś w podziemiach. Przynajmniej nadal ma Shae, Poda i Varysa. I Bronna, choć dziś nie było nam dane go zobaczyć. Tak czy inaczej, Tyrion przeszedł w tym sezonie długą drogę i teraz już wie w czym jest dobry. Odnalazł swoje miejsce w grze, teraz mósi wrócić na szczyt.

Tymczasem koń Tywina sra na podłogę sali tronowej i jest to świetna metafora tego, co dzieje się w pomieszczeniu. Teatrzyk dla ludu w którym Joff zyskuje błogosławieństwo samych bogów, by podążać za swoim sercem, prosto w ramiona Margaery. Szczęściara. Choć w przeciwieństwie do Sansy, Margaery zna się na tej grze i do tego ma do ochrony brata (obecnie najskuteczniejszego wojownika w stolicy) i już wkrótce babcię, a Królowa Cierni nie nosi swojego przezwiska na darmo. Ostatecznie Tyrellowie nie stali się drugim najbogatszym rodem królestwa, nie będąc naprawdę dobrymi w tej grze. A to już samo prowadzi do ciekawego wątku w przyszłym sezonie. Do tego Littlefinger, nowy lord Harrenhal rusza na ratunek Sansie, a Varys wykonuje swój ruch przeciw starszemu nad monetą, rekrutując Ros na swojego szpiega. W Królewskiej Przystani gra o tron nie kończy się nigdy, jedynie wchodzi w kolejne etapy.

Kolejnym ważnym wątkiem był zdecydowanie Theon. Podczas gdy większość postaci wydawała się w tym sezonie zawieszona gdzieś w pustce między poprzednim sezonem a kolejnym, on otrzymał naprawdę kompletny i dobrze przemyślany wątek. Historia o ambicji przewyższającej umiejętności, wewnętrznym rozdarciu i brnięciu w kolejne błędy na drodze bez odwrotu... brzmi jak biografia większości polityków o których słyszałem. Niestety politycy w naszym świecie rzadko płacą tak dotkliwą cenę za swoją nieudolność. Niemniej przemowa Theona była naprawdę świetna, a jej finał sprawił, że faktycznie wybuchnąłem śmiechem. I jego nienawiść do trębacza. Alfie Allen naprawdę dał w tym sezonie popis. W mojej głowie jest w tej chwili całkowicie nie do rozdzielenia z postacią Theona.

Mam tu jednak jeden zarzut. Więc oto Bran i wesoła kompania wychodzą w krypty i znajdują cały zamek spalony, a mieszkańców wymordowanych. Czy tylko ja myślę, że rozsądne byłoby zadanie pytania - Co tu się do cholery stało? - ja rozumiem, że twórcy serialu nie chcą, żebyśmy jeszcze wiedzieli, niemniej wyszło to dziwnie. A przecież i tak wszyscy wiemy, że to Stara Niania zmieniła się w smoka i spaliła zamek. It is known.Tak czy inaczej, Bran i spółka dołączają do licznej w tym serialu reprezentacji bohaterów kina drogi. Idą na Mur do Jona. I jeśli wierzyć informacjom o obsadzie kolejnego sezonu, po drodze dostaniemy wreszcie, mocno już spóźnionych Reedów.

A jak jesteśmy przy bohaterach drogi, Arya dostaje monetę i poznaje prawdę o Ludziach Bez Twarzy. Przez chwilę bałem się, że Jaqen odejdzie bez zaprezentowania swojej sztuczki, ale to był naprawdę odcinek pełen magii. Tak czy inaczej, Arya, Gendry i Gorąca Bułka wrócili do punktu wyjścia i ruszają dalej. Na północ.

Dokładnie w przeciwnym kierunku niż Jaime i Brienne. Ale za to ci po drodze zapewniają nam świetne sceny akcji. Uwielbiam interakcje między tymi dwiema postaciami. I Jaime chyba nabrał większego szacunku do swojej strażniczki, po tym pokazie umiejętności.

Czy to już wszyscy w Westeros? Nie, oczywiście, że nie. A to finał sezonu, więc musimy odwiedzić wszystkich. I tak Robb łamie przysięgę i bierze ślub z seksowną pielęgniarką. I dobrze, poza tym, że właśnie zraził swoich najpotężniejszych sojuszników i postąpił całkowicie wbrew kodeksowi honorowemu Neda Starka, który przecież sam swego czasu odrzucił miłość swego życia, dla ustalonego wcześniej małżeństwa z Catelyn.

Okazuje się, że wiele osób mylnie sądziło, że Stannis został ostatnio schwytany przez Lannisterów. Nie do końca rozumiem tą pomyłkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wojacy Lannisterów mają dosyć charakterystyczne czerwone wdzianka, których ludzie odciągający króla zdecydowanie nie posiadali. Tak czy inaczej, Stannis jest cały, zdrowy i nadal pod kontrolą Melisandry. Trochę dziwi mnie tu fakt, że twórcy póki co całkowicie pomijają przepowiednię czerwonej kapłanki na temat Azora Ahaia i tego, że Stannis ma być mesjaszem, który przybył ocalić świat przed siłami ciemności. Tu wydaje się, że jest on co najwyżej wybrańcem, który ma zasiąść na tronie.

Tymczasem Jon wreszcie dociera na miejsce, zdobywa zaufanie Dzikich i możemy nareszcie przejść do jakiejś faktycznej fabuły z tą postacią. Jego wątek w tym sezonie wydawał się absurdalnie rozciągnięty i pozbawiony substancji.

A jak jesteśmy przy rozciągniętych do granic rozsądku wątkach. Dany wreszcie coś zrobiła. Ahh, Dom Nieśmiertelnych. Osobiście miałem nadzieję na coś wyjętego z koszmarów sennych Davida Lyncha. Jak Czarna Chata w Twin Peaks. Zabrakło też wspaniałych przepowiedni i przede wszystkim wzmianki o Księciu Którego Obiecano i samej Pieśni Lodu i Ognia. Niemniej w ostatecznym rozrachunku było naprawdę dobrze. Zniszczona sala tronowa, namiot w środku śnieżycy i przede wszystkim Khal Drogo! Więc jednak Jason Momoa znalazł sposób, by wrócić do tego serialu, choćby na krótką chwilę. Muszę przyznać, że ta scena naprawdę mnie wzruszyła.
A później Dany pali czarnoksiężnika i wchodzi w tryb badass. To zabawne, że zawsze udaje jej się to dopiero w ostatnim odcinku. I biedna Doreah kończy w pustym skarbcu. To chyba oznacza, że Dany potrzebuje nowej służącej do mówienia: It is known. Może załatwi sobie jakąś podczas poszukiwania statku i wreszcie ruszy dalej ze swoją fabułą.

W czasie kiedy dzieją się te wszystkie jakże istotne rzeczy, Czarni Bracia są zajęci zbieraniem gówna na opał, co jest typowym dla tego serialu wstępem do tego, co ma nadejść. Sam rozprawia o Goździk, jego towarzysze o tym, jak bardzo mają dosyć jego rozprawiania o Goździk. Nagle słychać róg. Jeden sygnał... dwa... trzy. I nagle scena przestaje być zabawna. Sam zostaje w tyle, otoczony śnieżycą i nadchodzącą hordą zombie. A później pojawia się White Walker, co ciekawe nie idący, a jadący na martwym koniu. Wydaje straszliwy odgłos i prowadzi swoją hordę nieumarłych prosto na Pięść Pierwszych Ludzi, przeciw Nocnej Straży. I to się nazywa porządne zakończenie sezonu. W książce to faktycznie otwarcie kolejnego tomu, ale cieszę się, że przesunęli je tutaj. I nadal liczę, że będzie nam za rok dane zobaczyć zombie niedźwiedzia :D
  
Another One Bites The Dust:
RIP Qhorin Halfhand. W serialu był zdecydowanie mniej interesujący niż w książkach, głównie dlatego, że dostał nieporównywalnie mniej czasu na ekranie. Niemniej odszedł w walce, służąc Straży do końca. I zapisał się w naszej pamięci faktem, że jako jedyny Nocny Strażnik, miał na tyle rozsądku, by nosić czapkę.

RIP Maester Luwin. Był dobrym człowiekiem i dobrą postacią. Prawdziwym głosem rozsądku, służącym swoimi radami na równi Nedowi, Branowi i Theonowi. Do samego końca dbał o los młodych Starków i udzielał właściwych rad. Naprawdę wspaniała kreacja Donalda Sumptera.

RIP Xaro Xhoan Daxos i Doreah (przynajmniej przyjmuję, że zginęli). Ostatecznie okazali się zdradliwi i zapłacili za to wysoką cenę. Ale przynajmniej są razem i mają pewnie kilka godzin, zanim skończy im się tlen. Równie dobrze mogą spędzić resztę czasu na czymś przyjemnym. I jakby na to nie patrzeć, Doreah i tak przeżyła cały sezon dłużej niż w książce.

Przemyślenia:
- Naprawdę polubiłem Shae. Nieporównywalnie bardziej, niż w książkach (tam była po prostu denerwująca).

- Czy to znaczy, że w następnym sezonie Ros będzie faktyczną postacią, a nie jedynie elementem narracji? W sumie, chyba sobie na to zasłużyła przez te dwa sezony.

- Niezła blizna u Tyriona, zaczyna wyglądać jak w książkach. Choć rozumiem, czemu zostawili mu nos.

- Coraz bardziej lubię styl ubierania się Margaery. 

- Co tak właściwie stało się z Davosem? Gdzie jest Duch? Co porabia Barristan? Mógłbym tak jeszcze długo, ale zostawię te pytania na kolejny sezon.

I to na tyle. Teraz 9 miesięcy czekania, urozmaiconego wieściami o nowych aktorach, nowych lokacjach itp. Może w międzyczasie jakieś nowe rozdziały z Winds of Winter. A na razie:

Winter Has Come


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz