I wreszcie przyjrzałem się Supergirl i mam bardzo mieszane uczucia. Obecność Martian Manhuntera pomaga, ale w dalszym ciągu, większość odcinków po kilku minutach nudziła mnie na tyle, by przeskoczyć do kolejnego. W całości obejrzałem może trzy. Ogólnie, raczej nie polecam, chyba, że kogoś akurat boli głowa i chce bezmyślnie pogapić się w monitor. Do tego serial nadaje się świetnie. Niemniej wspominam o tym, ponieważ wiemy już oficjalnie, że Supergirl spotka niedługo Flasha (przypuszczalnie podczas podróży na inną ziemię), tym samym serial dołączy do Arrowverse. I tu muszę przyznać, że sposób w jaki DC łączy swoje seriale jest dużo lepszy, niż ten Marvela. Tam może są w tym samym świcie, ale nic z tego nie wynika, Luke Cage i agenci SHIELD pewnie nigdy się nie spotkają. W DC faktycznie czuć, że to jeden świat, a teraz po dodaniu Multiwersum, Supergirl może sobie istnieć osobno i przeżywać własne przygody i tylko raz na jakiś czas łączyć siły z innymi postaciami. To dużo bardziej komiksowe podejście i podoba mi się. Co więcej, to oznacza, że filmy też mogą istnieć w tym Multiwersum i równocześnie nie utrudniać pracy twórcom seriali.
Ostatecznie więc wychodzi, że na placu boju w styczniu zostały tylko Flash i Arrow. Obydwa zaliczyły tylko dwa odcinki, więc znów potraktuję je w jednym akapicie.
Flash miał ciekawy odcinek z Żółwiem i idiotycznie wtórny i pozbawiony znaczenia odcinek z Reverse Flashem. Wiem, że jesteśmy w połowie sezonu i przyszedł czas na kilka odcinków zapychaczy, zanim fabuła przyśpieszy pod koniec, ale są pewne granice. Co gorsza, to przypomniało mi, jak kilka miesięcy temu Zoom skopał Barrego i zabrał go na wycieczkę, by pokazać swoje zwycięstwo całemu miastu. To było ekscytujące... Co się stało z tym wątkiem? Bo mam wrażenie, że Zoom nagle przypomniał sobie, że jeszcze ponad pół sezonu przed nimi i wrócił do swojej jaskini, czekać, aż fabuła znów go wezwie. To jak Thanos i jego krzesło: "Czy to już? Avengers 3? Mogę wstać i coś zrobić? Co, to dopiero Avengers 2... No dobra, to jeszcze tu posiedzę. Ale powiem coś fajnego, żeby wyglądało, że już prawie wstałem".
W Arrow działo się znacznie więcej. Dostaliśmy Oracle... znaczy, Overwatch. Swoją drogą, ciekawi mnie fakt, że Oliver zażartował, że Oracle było zajęte. To oczywiste mrugnięcie do fanów, bo np. ja jak tylko zobaczyłem wózek inwalidzki, od razu krzyknąłem Oracle (w myślach, tak naprawdę nie krzyczę na ekran... naprawdę). Ale jednak zacząłem się zastanawiać, czy to nie był komentarz twórców. Bo wracam myślami do tej sceny z trailera BvS, w której Bruce mówi, że wszyscy dobrzy w Gotham odeszli. Oczywiście wszyscy pomyśleliśmy o Jasonie Toddzie, bo jego kostium wisiał w gablocie. Ale ma sens, że Dick został Nightwingiem i wyjechał, a Batgirl oberwała kulkę i wylądowała na wózku inwalidzkim. Niemniej to zupełnie nie w temacie Arrowa, więc już skończę tą dygresję. I powiem, że Arrow w tym sezonie trzyma poziom. Choć nawet na sekundę nie uwierzyłem, że Waller nie żyje, ale to już nie do końca wina serialu. Choć to i tak nie jest prawdziwa Waller. I oficjalnie nie jestem zainteresowany tym, kto jest w grobie. Zwłaszcza, że nie jestem pewny, czy sami twórcy to wiedzą.
Serial jest naprawdę świetny, przedstawiając swoją historię w stylu, który przywodzi na myśl filmy o Harrym Potterze zmieszane z Piekłem Pocztowym i Labiryntem. Magia jest tu mistyczna i często nieprzewidywalna, postacie i wydarzenia historyczne przeplatają się z fikcyjnymi, fabuła idzie naprzód pewnym krokiem, ale nie spiesząc się, do tego kolekcja barwnych i ciekawych postaci pobocznych czyni oglądanie tego serialu prawdziwą przyjemnością. Sama fabuła również trzyma poziom, rozciągając się na kilka lat i w świetny sposób grając standardowymi zdawałoby się elementami, jak przepowiednie, elfy, magowie bojowi itp.
No i wreszcie mamy samych tytułowych bohaterów. Norrella jako zakopanego w książkach introwertyka, który stara się przywrócić magi należne miejsce poprzez odrzucenie starych przesądów i bardziej nowoczesne, intelektualne, niemal naukowe podejście do tematu. I Strangea jako ekstrawertyka z naturalnym talentem do magii i zjednywania sobie ludzi, który skłania się bardziej do dawnych, mistycznych metod legendarnego Króla Kruków. Każdy, kto grał w D&D od razu rozpozna w tym dwa główne archetypy magów w tym systemie. Do tego, ten konflikt podejść czyni ich świetnymi przyjaciółmi/rywalami. Do tego dochodzą jeszcze manipulacje pewnego elfa wyglądającego trochę jak David Bowie w Labiryncie.
Podsumowując, po raz kolejny polecam serial każdemu, kto w jakimkolwiek stopniu lubi podobne klimaty. I pamiętajcie, elfy to straszne dupki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz