I oto się zaczęło... wreszcie. Najpierw streszczę sesję, później dorzucę kilka przemyśleń, więc:
Sesja rozpoczęła się od sceny w której bard śpiewa ludziom zebranym w karczmie pieśń, opowiadającą o dawnych herosach. Sama treść kampanii jest oczywiście treścią wspomnianej pieśni, a gracze jej bohaterami.
Właściwa sesja rozpoczęła się klasycznie w karczmie. Konkretnie w Karczmie "Pod Wielkim Mieczem" w miasteczku Brindol, leżącym pomiędzy Zieloną i Wielką Puszczą, niedaleko Martwych Bagien. Tam też spotkała się szóstka spośród naszych herosów: Edrik (wojownik), Mordimer (kapłan), Henley (mistyk), Magnus (barbarzyńca), Sigurd (wiking) i Robin (awanturnik). Postępując w duchu klasyki, spokój karczmy został wkrótce zburzony przez szczury. Konkretnie całą ich hordę, wyraźnie uciekającą z piwnicy. Gracze szybko podążyli na dół by zbadać sprawę (poza Robinem, który zajął się dzielną ochroną miejscowych kobiet, oczywiście używając w tym celu rapiera). Na dole gracze znaleźli wielkiego robala z żarzącą się głową, który najwyraźniej "wytopił" sobie tunel w ziemi. Bestia szybko padła martwa, tymczasem okazało się, że była ona "kierowana" przez gobliny, które tym sposobem dostały się do piwnicy. Walka (rzeź biednych zielonoskórych) która nastąpiła w tym miejscu była raczej komediowa niż poważna. W czasie kiedy większość drużyny zastanawiała się co dalej, Henley (mistyk) i Robin (awanturnik) wrócili na górę, gdzie okazało się, że miasto jest atakowane przez hordę goblinów, wyłażących z piwnic innych domów. Tu nasi bohaterowie stanęli na wysokości zadania. Henley z wysokości swojego latającego dysku gromił gobliny magią (sama obecność osoby dysponującą mocą magiczną, była dosyć sporym szokiem zarówno dla goblinów jak i mieszkańców miasteczka), podczas gdy Robin kierował ludzi w bezpieczne miejsce. Ostatecznie walkę zakończyła seria potężnych eksplozji, kiedy gobliny wysadziły w powietrze część muru... po czym rzuciły się do ucieczki rabując co tylko się dało. Tu reszta graczy włączyła się wreszcie do walki, wybijając część uciekinierów (szczególnie zasłyną Sigurd, zabijając gobliny, rzucając w nie innymi goblinami).
Po walce nadszedł czas na odrobinę wyjaśnień. Atak spod ziemi był odwróceniem uwagi, wykorzystując zamieszanie w środku, gobliny podkradły się pod mury i wysadziły je beczkami z bliżej niezidentyfikowaną substancją. Po czym uciekły, zabierając ze sobą również kilkoro dzieci, przypuszczalnie na ofiarę dla Mrocznej Matki. Zapewne był to jedynie przedsmak głównego uderzenia. Co więcej, dowódca miejskiego garnizonu, Lord Brighton został ciężko ranny w eksplozji. Zginął również miejscowy kapłan Lugosa. W czasie gdy Mordimer (kapłan) odprawiał nabożeństwo, by podnieść mieszkańców na duchu, reszta drużyny w rozmowie z burmistrzem Torbinem, zgodziła się pomóc w przygotowaniu obrony miasta, jak i ocaleniu porwanych dzieci, w tym Sary, córki sir Edingtona, najbogatszego człowieka w mieście. Misja ratunkowa została przeprowadzona głównie przez Henleya (mistyka) który pod postacią goblina wkradł się do obozu wroga, odnalazł dzieci, oszukał/pokonał strażników, po czym, dla odwrócenia uwagi, wysadził (trochę przez przypadek) skład eksplodujących beczek. W powstałym zamieszaniu reszta drużyny po prostu weszła do obozu i wyprowadziła dzieci (doszło tu do drobnego spięcia w drużynie i sporu o zasady działania magii, jeden z powodów, dla których tak jej unikam). Poza ocaleniem dzieci, gracze mogli też ocenić rozmiar armii goblinów, która liczyła około dziesięć tysięcy wojowników (przeciw kilkuset mieszkańcom Brindol).
Po powrocie do miasteczka zaczęły się przygotowania do bitwy. Gracze (jako najbardziej doświadczeni wojownicy, zdolni ustać na nogach) ustalili strategię na bitwę. Następnie każdy zrobił co mógł. Magnus (barbarzyńca) musztrował ludzi i przygotowywał obronę, Mordimer (kapłan) pomagał dając przykład, Edrik (wojownik) szkolił obrońców, Sigurd (wiking) podnosił morale obrońców (tłukąc ludzi mówiących o ucieczce) a Robin (awanturnik) zajął się morale ich córek i żon. W tym czasie Henley (mistyk) otrzymał od sir Edingtona dostęp do mieszczącej się w jego rezydencji biblioteki oraz... wejścia do podziemnych tuneli po Tytanach (sam Edington nie mógł się tam dostać z powodu pułapek). Wraz z Robinem (awanturnik) i Edrikiem (wojownik) udał się więc na dół. Po pokonaniu kilku pułapek dotarli do pomieszczenia z maszyną Tytanów. Magicznym urządzeniem, wyświetlającym trójwymiarową mapę okolicy. Henley był w stanie obsługiwać urządzenie dzięki pomocy magii, jak się okazało, Edrik mógł robić to lepiej i to bez wsparcia magii. Robin jako jedyny z trójki, nie mógł używać maszyny. Dalsza eksploracja korytarzy zakończyła się aktywacją pułapki i zamrożeniem Henleya. Tymczasem na zewnątrz rozgorzała bitwa, więc w czasie kiedy mistyk się rozmrażał, reszta rzuciła się w wir walki. Armię goblinów wciągnięto w zasadzkę po czym zaatakowano z dwóch stron. Jednym atakiem dowodził Magnus (barbarzyńca) wspomagany przez Sigurda (wiking), drugim Mordimer (kapłan) wsparty przez Robina (awanturnik) i Edrika (wojownik). Walka była krwawa i męcząca. Przed końcem Magnus i Robin padli ciężko ranni. Rozmrożony w między czasie Henley na spółkę z Mordimerem zdołali zabić wspomagającego zielonoskurych olbrzyma, podczas gdy Edrik i Sigurd poprowadzili kontruderzenie ostatecznie przeganiając wroga.
Po bitwie, podczas gdy Magnus i Robin leżeli w szpitalu (gdzie poleżą przez kilka tygodni i zostaną im spore blizny) Edrik przyjął funkcję dowódcy zbrojnych lorda Brightona z Sigurdem jako jednym z jego żołnierzy. Mordimer przejął pieczę nad miejscową świątynią Lugosa, podczas gdy Henley zaszył się w bibliotece sir Edingtona.
Myślę, że był to dobry początek. Szczury i gobliny zapewniły klasykę i dały graczom poczucie siły. No i była bitwa, bitwy zawsze są fajne. Zaznaczyłem też kilku przydatnych później NPCów i przede wszystkim zahaczyłem bohaterów w konkretnym miejscu, dając im pracę i powód by tam zostali. To ważne, bo znacząco ułatwi mi wciągnięcie graczy w dalszy ciąg. Zostawiłem też kilka wątków na później: podziemia Tytanów i powód ataku goblinów (nie wspominając o odpowiedzi na pytanie, skąd wzięły te wybuchające beczki). Z pewnością w kolejnych sesjach zmniejszę limit graczy, 6 pozwoliło mi ich od razu wszystkich wrzucić w akcję, ale miałem za mało czasu dla każdego. Na przyszłość ograniczę się do 4 lub 5. Na razie chyba tyle, o wrażenia musiałbym spytać graczy, jak również o to, jak podobały się im moje zabawy z mechaniką (o których kiedy indziej).
I na koniec, dla moich graczy:
http://bob.xellos.info/?section=1&feature=comics&id=21
:P
Mieliśmy za dużo charyzmatycznych ludzi. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńOdrobina Charyzmy jeszcze nikomu nie zaszkodziła :P
OdpowiedzUsuńI dlaczego nikt nigdy nie mówi tego o sile? "Mieliśmy za dużo silnych postaci"... nigdy się nie zdarza.