Tekst jest niejako kontynuacją tekstu, który napisałem kilka miesięcy temu, a który niestety jest zbyt długi, by go tu wstawić (36 stron standardowego maszynopisu), gdyby ktoś chciał, zawsze mogę posłać na maila. A na razie, dzielni rekruci z Komandorii 54 stawiają czoła kolejnemu zadaniu:
Ależ mnie boli tyłek – pomyślał Lucius zwlekając się z konia.
- Coś nie tak? – spytał Duncan, sprawnie zeskakując ze swojego.
- Nie, tylko... nie jestem przyzwyczajony.
- W klasztorze zapewne nie było za dużo jazdy konnej – stwierdził Nathaniel patrząc z wysokości swojego rumaka. Zarówno on, jak i Duncan wydawali się wręcz urodzeni w siodle.
Luciusa pocieszał jedynie fakt, że Magnus i Ulgar wyglądali na równie zmęczonych i obolałych. Żaden z nich nie jeździł konno przed wstąpieniem do Straży.
Nowa wioska była drugą co do wielkości osadą w okolicy, prezentowała się jednak o wiele skromniej, niż Nowa Srebrnica. Kilkuset mieszkańców rozlokowało się w niewielkich, otoczonych prymitywnymi ogrodzeniami chatach, dookoła wzgórza, na którym stała duża kamienna sala, pełniąca zarówno funkcję miejsca spotkań, jak i struktury obronnej. Lucius poświęcił chwile, próbując dostrzec jakiś schemat w sposobie rozlokowania poszczególnych domostw. Skutek był mniej niż zadowalający, wyglądało to tak, jakby ludzie po prostu budowali domy akurat tam, gdzie im się podobało, całkowicie ignorując wszelkie względy estetyczne i praktyczne.
- Nie mają nawet palisady – zauważył Ulgar z dezaprobatą. – Z dwudziestoma wikingami, można by zniszczyć całą osadę.
- Więc dobrze, że w okolicy nie ma dwudziestu wikingów – stwierdził Duncan ostro. – Magnus, przypilnuj koni. Reszta za mną. Lucius, wziąłeś książkę?
- Tak – potwierdził Mnich. – Najgrubszą i najstarszą jaką znalazłem. To zbiór podań ludowych na temat grzybów, zabranych z całego Imperium. Autor...
- Nieważne – przerwał mu dowódca rekrutów. – Po prostu trzymaj ją tak, żeby wszyscy widzieli i rób mądrą minę. Ulgar, ty wyglądaj groźnie.
- A czy zdarza mi się wyglądać inaczej? – uśmiechną się Nord, poprawiając uczepione przy pasie topory.
- Nathaniel... ty po prostu się nie odzywaj.
Książe skinął głową, nie powstrzymując się przy tym, od pogardliwego prychnięcia.
Czwórka rekrutów ruszyła na szczyt wzgórza, starając się omijać wszechobecne psy, dzieci i kurze odchody. Jak zwykle, najwięcej brudnych, półnagich wyrostków biegło za Ulgarem. Wiking odstraszał je robiąc groźną minę, choć Lucius miał wrażenie, że zainteresowanie go cieszyło.
W Wielkiej Sali panował przyjemny chłód. Kamienną posadzkę pokrywała słoma i naniesiona z pola ziemia. Podłużne ławy ustawiono pod ścianą, by nie przeszkadzały, kilka kobiet krzątało się obok nich z mokrymi szmatami, czyszcząc pozostałości po wczorajszej uczcie. Jakieś dziecko grzebało patykiem w popiołach wielkiego paleniska, ulokowanego na środku pomieszczenia. Sędzia Adrian siedział na dębowym krześle, na końcu sali. Dookoła stali inni starsi mieszkańcy, jak i trzej potężnie zbudowani synowie sędziego, stanowiąc wioskową milicję.
Duncan podszedł powoli i usiadł na brudnym, rozpadającym się taborecie na przeciwko mieszkańców. Ulgar staną za nim, wyglądając nawet groźniej niż zwykle. Lucius ustawił się po drugiej stronie, starając się wyglądać inteligentnie i trzymać księgę w jak najbardziej demonstracyjny sposób. Nathaniel obrzucił całe pomieszczenie z typowym dla siebie wyrazem dezaprobaty na twarzy, po czym oparł się o jeden z licznych drewnianych słupów, podtrzymujących dach.
Przez chwilę panowała cisza, zagłuszana jedynie przez bawiące się na środku pomieszczenia dziecko.
- Nie ma mowy – zaczął wreszcie Adrian. – Chłopak już jest zaręczony z dziewczyną ze Starego Dębu – sędzia był starym wojakiem, noszącym liczne blizny i nadal postawnym mimo wieku. Żołnierska przeszłość zapewniała mu szacunek miejscowych, ale mimo wieku wyraźnie brakowało mu cierpliwości.
- Mógł o tym pomyśleć, zanim zrobił brzuch Polinie – głos Duncana był całkowicie beznamiętny.
- Nie ma pewności, że to jego. Rozkładała nogi przed jednym, mogła rozkładać przed innymi.
- Dziewczyna twierdzi, że tylko przed nim.
Sędzia prychną.
- A kto by tam jej, kurwie, wierzył – wtrącił się jeden z siedzących obok starców. Inni zgromadzeni poparli go zgodnym pomrukiem.
- Dziewczyna jest z biednej rodziny – przemówił sędzia, uciszając ich ręką. – Nie ma szans na dobry posag, urodą też nie grzeszy. Nie uda jej się złapać takiego chłopaka jak Jokov inaczej, niż jak na brzuch. Jakby była przyzwoita, to by poszła do zielarki i się brzucha pozbyła.
- Kapłani Solara zakazują takich praktyk – stwierdził Duncan, zerkając na wiszący na ścianie krzyż solarny.
- Rozkładanie nóg przed ślubem też. Jak już raz zgrzeszyła, to niech teraz załatwi sprawę – kolejny pomruk aprobaty rozległ się wśród chłopów.
- Jeśli chcesz, Lucius może przeczytać, co na ten temat mówi Kodeks Imperialny.
Sędzia prychną z pogardą, ale mina mu wyraźnie zrzedła. Od ponad stu lat nie widziano tu urzędnika Imperialnego – pomyślał Mnich – a oni nadal czują zabobonny wręcz szacunek do praw ustanowionych przez dawnych Imperatorów. I być może jeszcze większy, przed tym, co było zapisane w księgach.
- Jokov ma miesiąc żeby ożenić się z Poliną, albo znaleźć jej innego męża – zarządził Duncan nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- Chcę o tym porozmawiać z Olafem – sprzeciwił się sędzia.
- Olaf wyznaczył mnie, by zajął się tą sprawą. Moja decyzja, jest decyzją Straży.
Adrian przez chwilę mierzył wzrokiem młodszego o dobre trzydzieści lat mężczyznę. Wreszcie pokiwał głową z rezygnacją.
Duncan wstał i bez słowa ruszył do wyjścia.
- Chłopcze – odezwał się za nim sędzia. – Robisz się za dobry w tej grze.
Duncan dopiero teraz pozwolił sobie na uśmiech.
- Nie, to ty robisz się za stary – odpowiedział przyjacielsko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz