Dwa nowe teksty na stronie Bestiariusza.
Najpierw kontynuacja przygody "W tajnej Służbie Jego Cesarskiej Mości."
http://warhammer.bestiariusz.pl/przygody/1550/w-tajnej-sluzbie-jego-cesarskiej-mosci-cz-ii
I rozprawa na temat Chaosu i tego, czy naprawdę jest on groźny:
http://rpg.bestiariusz.pl/artykuly/1584/chaos-prawdziwe-zagrozenie-czy-propaganda-strachu
A tak poza tym, Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!
piątek, 30 grudnia 2011
wtorek, 27 grudnia 2011
Eureka: Czwarty Sezon
I oto powróciłem do miasteczka Eureka po raz czwarty. Szczerze mówiąc, zrobiłem to tylko dlatego, że IMDB obiecał mi udział sporej ilości aktorów, których lubię. Tymczasem serial bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wprawdzie poszczególne odcinki nadal były dosyć schematyczne, ale pojawiła się większa fabuła i liczne wątki wykraczające poza długość jednego odcinka. Zwłaszcza w drugiej połowie sezonu staje się to bardzo widoczne, ale po kolei.
Sezon czwarty Eureki dzieli się bardzo widocznie na dwie części. Pierwszych 10 odcinków kręci się wokół podroży w czasie, kolejne 10 to przygotowania do wyprawy na Tytana. I zwłaszcza ta druga połowa stanowi o sile tego sezonu. Co za tym idzie, gdybym osobiście miał komuś polecić ten serial, powiedziałbym: Jasne, ale zacznij od 11 odcinka 4 sezonu. Wszystko wcześniej, można sobie spokojnie darować. A główny powód podobnego podejścia jest prosty. Twórcom zajęło to aż trzy sezony, ale wreszcie zrozumieli, że Eureka to przede wszystkim serial dla nerdów. Miało to swoje liczne konsekwencje (do których jeszcze wrócę) z których największą było dodanie kilku osób do obsady:
No dobra, Stan Lee pojawia się tylko w jednej scenie, ale za to gościnne występy zalicza też kilku aktorów z BSG.
Sezon zaczyna się od odcinka o podróży w czasie do lat 40 (co samo w sobie nie nastroiło mnie optymistycznie), ale szybko okazuje się, że przeciwieństwie do większości serialowych podróży w czasie (patrzę na ciebie Star Trek), ta miała faktyczne konsekwencje. Nasi bohaterowie wracają do współczesności, która choć podobna, nie jest do końca taka sama. Tym sposobem twórcy serialu postawili postacie w zupełnie innej sytuacji osobistej i zawodowej, pchając ich fabułę na zupełnie nowe tory. Do tego, główni bohaterowie zabrali z przeszłości drobną pamiątkę.
Genialnego naukowca o nieco chwiejnym poczuciu moralności. W tej roli oczywiście świetny James Callis, czyli Gaius Baltar z BSG. Tym razem gra trochę bardziej pozytywną i znacząco płytszą wersję swojej najsłynniejszej postaci. Choć nie jest tajemnicą, że postacie w Eurece ogólnie mają znacząco mniej głębi, niż te z BSG. Niestety twórcy przez pierwszych kilka odcinków używają go, jako rywala szeryfa w walce o względy Allison. Jako, że Carter i Allison nadal pozostają najnudniejszymi postaciami w serialu, jest to mało zaszczytna rola. O wiele ciekawiej wychodzą jego wewnętrzne rozterki w późniejszych odcinkach. A jeśli mowa o ciekawych postaciach, twórcy wreszcie takowe nam dali. A konkretnie, dali im czas i miejsce. Jak dla mnie, główną osią tego sezonu stali się Henry, Jo i Fargo. Cała trójka, dotąd stanowiąca raczej tło dla szeryfa, tym razem miała okazję stanąć w świetle reflektorów, zabierają większość czasu i wszystkie najciekawsze wątki. Zwłaszcza w drugiej połowie. Jak wspomniałem, wątek podróży w czasie trwa 10 odcinków i jego zamknięcie odbiera nam postać Jamesa Callisa (choć nie zdradzę, jaki los go spotyka). Zaś 11 odcinek wprowadza wątek napędu FTL i przygotowań do lotu na Tytana. Grożące miastu katastrofy schodzą na drugi plan (choć nadal regularnie się pojawiają), a główną pozycję na scenie zajmuje walka o miejsce w załodze statku.
Pojawiają się też dwie nowe postacie, urocza dr Holly Marten i wredny dr Isaac Parrish (w tych rolach oczywiście Felicia Day i Wil Wheaton). Do tego ważną rolę otrzymuje wreszcie Fargo. Od samego początku zastanawiało mnie, że w serialu jasno wycelowanym w nerdów, główną rolę odgrywał głópawy szeryf, podczas gdy najbardziej nerdowska postać została zredukowana do roli comic relief. No cóż, już nie. W tym sezonie, z wiecznie psującego coś, małostkowego słabeusza, Fargo przeistacza się w pewnego siebie, silnego przywódcę, nadal zachowując przy tym pewną nieśmiałość i wewnętrzną słabość. Do tego wreszcie dostajemy prawdziwy, nerdowski wątek romantyczny (w którym rolę złego rywala gra Wil Wheaton, więc nie może być już bardziej nerdowsko). I w pokrętny sposób, scena w której postać Felici daje Fargo k20 na szczęście, jest jedną z najromantyczniejszych scen, jakie widziałem w tym roku. Jeśli dodamy do tego całą hordę nawiązań do Dr Who, Star Treka, Fireflya (i właściwie wszystkiego co stworzył Joss), BSG (w jednej scenie, James Callis, spytany czy ma halucynacje, odpowiada, że widzi wysoką blondynkę w czerwonej sukni) itd. itp. wychodzi nam istna laurka dla kultury nerdowskiej. To, plus świetny cliffhanger na końcu, dają nam najlepszy sezon tego serialu i pierwszy, który naprawdę mogę polecić.
Ogólna ocena: 6.5 (od jedenastego odcinka 7)
Sezon czwarty Eureki dzieli się bardzo widocznie na dwie części. Pierwszych 10 odcinków kręci się wokół podroży w czasie, kolejne 10 to przygotowania do wyprawy na Tytana. I zwłaszcza ta druga połowa stanowi o sile tego sezonu. Co za tym idzie, gdybym osobiście miał komuś polecić ten serial, powiedziałbym: Jasne, ale zacznij od 11 odcinka 4 sezonu. Wszystko wcześniej, można sobie spokojnie darować. A główny powód podobnego podejścia jest prosty. Twórcom zajęło to aż trzy sezony, ale wreszcie zrozumieli, że Eureka to przede wszystkim serial dla nerdów. Miało to swoje liczne konsekwencje (do których jeszcze wrócę) z których największą było dodanie kilku osób do obsady:
![]() |
Bądźmy szczerzy, obejrzałbym ten serial dla każdej z tych osób. |
Sezon zaczyna się od odcinka o podróży w czasie do lat 40 (co samo w sobie nie nastroiło mnie optymistycznie), ale szybko okazuje się, że przeciwieństwie do większości serialowych podróży w czasie (patrzę na ciebie Star Trek), ta miała faktyczne konsekwencje. Nasi bohaterowie wracają do współczesności, która choć podobna, nie jest do końca taka sama. Tym sposobem twórcy serialu postawili postacie w zupełnie innej sytuacji osobistej i zawodowej, pchając ich fabułę na zupełnie nowe tory. Do tego, główni bohaterowie zabrali z przeszłości drobną pamiątkę.
Pojawiają się też dwie nowe postacie, urocza dr Holly Marten i wredny dr Isaac Parrish (w tych rolach oczywiście Felicia Day i Wil Wheaton). Do tego ważną rolę otrzymuje wreszcie Fargo. Od samego początku zastanawiało mnie, że w serialu jasno wycelowanym w nerdów, główną rolę odgrywał głópawy szeryf, podczas gdy najbardziej nerdowska postać została zredukowana do roli comic relief. No cóż, już nie. W tym sezonie, z wiecznie psującego coś, małostkowego słabeusza, Fargo przeistacza się w pewnego siebie, silnego przywódcę, nadal zachowując przy tym pewną nieśmiałość i wewnętrzną słabość. Do tego wreszcie dostajemy prawdziwy, nerdowski wątek romantyczny (w którym rolę złego rywala gra Wil Wheaton, więc nie może być już bardziej nerdowsko). I w pokrętny sposób, scena w której postać Felici daje Fargo k20 na szczęście, jest jedną z najromantyczniejszych scen, jakie widziałem w tym roku. Jeśli dodamy do tego całą hordę nawiązań do Dr Who, Star Treka, Fireflya (i właściwie wszystkiego co stworzył Joss), BSG (w jednej scenie, James Callis, spytany czy ma halucynacje, odpowiada, że widzi wysoką blondynkę w czerwonej sukni) itd. itp. wychodzi nam istna laurka dla kultury nerdowskiej. To, plus świetny cliffhanger na końcu, dają nam najlepszy sezon tego serialu i pierwszy, który naprawdę mogę polecić.
Ogólna ocena: 6.5 (od jedenastego odcinka 7)
sobota, 17 grudnia 2011
Szatnia
Po raz pierwszy ktoś faktycznie zrobił ilustracje do mojego tekstu.Opowiadanie Szatnia już na Bestiariuszu:
http://literatura.bestiariusz.pl/opowiadania/1580/szatnia
I odrobina kontekstu. Tekst był zainspirowany pomysłem na system RPG, który dawno, dawno temu mieliśmy z Vladem. Przez jakiś czas nawet trwały nad nim poważne prace w RKF Nawigator, ale ostatecznie projekt upadł. Może jeszcze kiedyś wróci, a na razie Menturion! (drobny żart hermetyczny z dawno zapomnianego konwentu)
http://literatura.bestiariusz.pl/opowiadania/1580/szatnia
I odrobina kontekstu. Tekst był zainspirowany pomysłem na system RPG, który dawno, dawno temu mieliśmy z Vladem. Przez jakiś czas nawet trwały nad nim poważne prace w RKF Nawigator, ale ostatecznie projekt upadł. Może jeszcze kiedyś wróci, a na razie Menturion! (drobny żart hermetyczny z dawno zapomnianego konwentu)
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Jekyll, czyli nowe szaty potwora
Hallo, tu następny stopień ludzkiej ewolucji.
Oto kolejna świetna seria BBC. 6 odcinkowy mini-serial przedstawia losy Toma Jackmana, naukowca z bardzo mroczną stroną. Serial jest oczywiście współczesną wariacją na temat klasycznej już historii o Jekyllu i Hydzie. Co więcej wariacją autorstwa Stevena Moffata, człowieka stojącego również za absolutnie genialną serią, jaką jest Sherlock (odgrywał tez główną rolę w powstaniu ostatnich dwóch sezonów Doctora Who). Tym razem jednak Moffat nie tylko przeniósł historię z wiktoriańskiej Anglii do współczesnego Londynu, ale nadał jej zupełnie nowy kształt, niejako ujawniając prawdę, stojącą za nowelą Stevensona (który sam zresztą pojawia się jako postać w jednej ze scen serialu). Równocześnie z historii Hyde'a usunięto tajemniczą miksturę, dodano za to tajemniczą, międzynarodową organizację, spiski, strzelaniny, eksplozje i lwy. Zwłaszcza lwy są tu istotne.
Miłość to psychopata.
Główną rolę w serialu gra James Nesbit, który jest genialny zarówno w roli spokojnego, opanowanego Jackmana, jak i szalonego, chaotycznego Hyde'a. I w sumie właśnie ta dwojakość jego występu jest główną siłą serialu. Oczywiście, zarówno pełna zakrętów i tajemnic fabuła jak i pozostałe postacie trzymają wysoki poziom, ale właśnie to, co mnie kupiło w tym serialu to Hyde. Nesbit odegrał go jako całkowicie szalonego, chaotycznego, kipiącego pierwotną siłą, ale równocześnie dziecinnego. Bo oto właśnie chodzi w tej postaci. Hyde z tej serii to w gruncie rzeczy bardzo znudzone, pozbawione koncepcji moralności dziecko, buntujące się przeciw zasadom narzucanym przez ojca (Jekylla). I przy okazji wyposażone w nadludzkie możliwości, siłę, szybkość i wytrzymałość, pozwalające mu rzucać w przeciwników żywymi lwami (śpiewając przy tym piosenkę z Króla Lwa). Nesbit zdołał w tej postaci stworzyć jednego z najbardziej sympatycznych psychopatów w dziejach telewizji (w moim odczuciu o wiele sympatyczniejszego, niż choćby Dexter) za co nominowano go do złotego Globu. Pewne zastrzeżenia mogę mieć do zakończenia, paru dziur w fabule i momentami zbyt wolnego tempa akcji, ale ostatecznie to szczegóły. Całościowo, Jekyll to 6 godzin zabójczej przyjemności.
Ogólna ocena: 8/10
Oto kolejna świetna seria BBC. 6 odcinkowy mini-serial przedstawia losy Toma Jackmana, naukowca z bardzo mroczną stroną. Serial jest oczywiście współczesną wariacją na temat klasycznej już historii o Jekyllu i Hydzie. Co więcej wariacją autorstwa Stevena Moffata, człowieka stojącego również za absolutnie genialną serią, jaką jest Sherlock (odgrywał tez główną rolę w powstaniu ostatnich dwóch sezonów Doctora Who). Tym razem jednak Moffat nie tylko przeniósł historię z wiktoriańskiej Anglii do współczesnego Londynu, ale nadał jej zupełnie nowy kształt, niejako ujawniając prawdę, stojącą za nowelą Stevensona (który sam zresztą pojawia się jako postać w jednej ze scen serialu). Równocześnie z historii Hyde'a usunięto tajemniczą miksturę, dodano za to tajemniczą, międzynarodową organizację, spiski, strzelaniny, eksplozje i lwy. Zwłaszcza lwy są tu istotne.
Miłość to psychopata.
Główną rolę w serialu gra James Nesbit, który jest genialny zarówno w roli spokojnego, opanowanego Jackmana, jak i szalonego, chaotycznego Hyde'a. I w sumie właśnie ta dwojakość jego występu jest główną siłą serialu. Oczywiście, zarówno pełna zakrętów i tajemnic fabuła jak i pozostałe postacie trzymają wysoki poziom, ale właśnie to, co mnie kupiło w tym serialu to Hyde. Nesbit odegrał go jako całkowicie szalonego, chaotycznego, kipiącego pierwotną siłą, ale równocześnie dziecinnego. Bo oto właśnie chodzi w tej postaci. Hyde z tej serii to w gruncie rzeczy bardzo znudzone, pozbawione koncepcji moralności dziecko, buntujące się przeciw zasadom narzucanym przez ojca (Jekylla). I przy okazji wyposażone w nadludzkie możliwości, siłę, szybkość i wytrzymałość, pozwalające mu rzucać w przeciwników żywymi lwami (śpiewając przy tym piosenkę z Króla Lwa). Nesbit zdołał w tej postaci stworzyć jednego z najbardziej sympatycznych psychopatów w dziejach telewizji (w moim odczuciu o wiele sympatyczniejszego, niż choćby Dexter) za co nominowano go do złotego Globu. Pewne zastrzeżenia mogę mieć do zakończenia, paru dziur w fabule i momentami zbyt wolnego tempa akcji, ale ostatecznie to szczegóły. Całościowo, Jekyll to 6 godzin zabójczej przyjemności.
Ogólna ocena: 8/10
środa, 7 grudnia 2011
Sharpe, czyli Sean Bean żyje!
Here's forty shillings on the drum
For those who'll volunteer to come
To 'list and fight the foe today.
Over the hills and far away.
O'er the hills and o'er the main.
Through Flanders, Portugal and Spain.
King George commands and we obey.
Over the hills and far away.
Dzisiaj niezwykła seria filmów telewizyjnych. I nie dlatego, że filmy są świetne (a są), ale dlatego, że filmów jest w sumie 16 i we wszystkich głównym bohaterem jest postać, którą gra Sean Bean. A to oznacza, że mamy do czynienia z co najmniej 15 filmami, które kończą się z postacią Seana nadal wśród żywych!
When duty calls me I must go
To stand and face another foe.
But part of me will always stray
Over the hills and far away.
Seria powstawała głównie w latach 93 - 97, z dwoma ostatnimi filmami nagranymi w latach 2006 i 2008. Fabuła śledzi losy Richarda Sharpea (Sean Bean), żołnierza w armii brytyjskiej, służącego w Portugalii podczas wojen Napoleońskich. W otwierającej scenie pierwszego filmu (Sharpe's Rifles), nasz bohater ratuje życie dowódcy brytyjskich wojsk, za co zostaje awansowany na porucznika i postawiony na czele dosyć niezdyscyplinowanej bandy strzelców wyborowych. Przez kolejne 14 filmów Sharpe i jego towarzysze przemierzają cały szlak bojowy z Portugalii, aż pod Waterloo. Zaś ostatnie dwa filmy przenoszą nas w czasie o kilka lat do przodu, i pokazują przygody Sharpea w Indiach. Same poszczególne części różnią się od siebie zarówno fabułą, jak i klimatem. Z jednej strony mamy poważne historie wojenne w stylu Sharpe's Company (mój osobisty ulubieniec) i Sharpe's Waterloo, z drugiej typowe opowieści awanturnicze, takie jak Sharpe's Gold czy Sharpe's Revenge. Większość z nich jest jednak gdzieś po środku, łącząc wartką akcję z prozą żołnierskiego losu.
O'er the hills and o'er the main.
Through Flanders, Portugal and Spain.
King George commands and we obey.
Over the hills and far away.
Historia Shapea jest długa, pokrętna i pełna postaci. Z jednej strony każdą część można oglądać jako osobny film, z drugiej wiele wątków i postaci przewija się dosyć regularnie. Przykładem może być postać nadętego brytyjskiego szlachcica, Simmersona, czy francuskiego arcy-szpiega majora Ducos, którzy obydwaj regularnie wchodzą Richardowi w drogę. Również ostatnich kilka części stanowi bardziej spójną całość. Pewnym zarzutem, jaki można mieć pod adresem serii jest nużąca czasami schematyczność. W praktycznie każdej części pojawia się jakiś nadęty, arystokratyczny dupek, który patrzy na głównego bohatera z góry, by ostatecznie okazać się zdrajcą, nieudacznikiem lub obydwoma tymi rzeczami na raz, by ostatecznie spotykać swój koniec z rąk protagonisty. Niemniej trzeba przyznać, że zwykle, kiedy już robi się nudno, kolejna część przynosi jakąś odmianą (najlepszym przykładem jest Sharpe's Regiment, który przenosi fabułę z linii frontu na pełne intryg salony londyńskiej arystokracji). Poza tym, jak stwierdził jeden z moich znajomych - "Żadna część nie jest zbyt długa, kiedy wiesz, że na końcu główny dupek zostanie upokorzony."
If I should fall to rise no more,
As many comrades did before,
Then ask the fifes and drums to play.
Over the hills and far away.
Richard Sharpe to w mojej opinii najlepsza rola Seana Beana. Twardy, bezkompromisowy ale równocześnie zaradny i wykorzystujący każdą przewagę, jaką może zdobyć. Świetnie balansujący pomiędzy honorem a ambicją. Jak sam mówi, jego matka była dziwką, urodził się w burdelu, wychował w sierocińcu i ma nadzieję umrzeć w armii. Należy pamiętać, że mamy tu do czynienia z czasami, kiedy oficerowie byli niemal wyłącznie szlachcicami, co za tym idzie, awansowany za zasługi Sharpe staje w dosyć dziwnej roli. Inni oficerowie patrzą na niego z góry, żołnierze go lekceważą i wszyscy są zdania, że nie jest on prawdziwym oficerem, za to prawdziwym bydlakiem. Dodatkowo sam Richard musi nawigować między przyzwyczajeniami prostego żołnierza a obowiązkami oficera, od którego wszak oczekuje się, by był gentlemanem, zabawiał damy rozmową i godnie prezentował się w mundurze. By zdobyć możliwość dalszego awansowania, nasz bohater znajduje sobie własną niszę w postaci misji niemożliwych. Odbijanie porwanych dam, odnajdywanie zaginionego złota konkwistadorów, chwytanie francuskich szpiegów i zdobywanie twierdz na tyłach wroga. Oto misje dla Sharpea i jego oddziału. A nie jest to oddział byle jaki.
Począwszy od Irlandczyka z wielolufowym karabinem (po prawej), skończywszy na poecie snajperze. Strzelcy Wyborowi Sharpea to iście Warhammerowa zbieranina starych wojaków i byłych kryminalistów, których łączy fakt, że potrafią wystrzelić 3 - 4 razy na minutę i rzadko kiedy pudłują.
Jeśli chodzi o pozostałe pojawiające się postacie, to jest ich za dużo, by wymieniać. Więc dodam jeszcze, że w jednej z części, Sean ma okazję zemścić się na Jamesie Bondzie za Goldeneye (w prawdzie nie tym Bondzie co trzeba, ale zawsze to coś).
Then fall in lads behind the drum,
With colours blazing like the sun.
Along the road to come-what may.
Over the hills and far away.
Jeszcze by być konkretnym, lista tytułów. Prawdę powiedziawszy, każdy z filmów zasługuje pewnie na osobną recenzję, ale na razie mósi wystarczyć to:
1. Sharpe's Rifles
2. Sharpe's Eagle
3. Sharpe's Company
4. Sharpe's Enemy
5. Sharpe's Honour
6. Sharpe's Gold
7. Sharpe's Battle
8. Sharpe's Sword
9. Sharpe's Regiment
10. Sharpe's Siege
11. Sharpe's Mission
12. Sharpe's Revenge
13. Sharpe's Justice
14. Sharpe's Waterloo
i dwie nowsze
15. Sharpe's Challenge
16. Sharpe's Peril
W ogólnym rozrachunku filmy prezentują różny poziom. W mojej pamięci najmocniej zapisały się 4 pierwsze, choć to głównie kwestia zachłyśnięcia się nowością. Z późniejszych najmilej wspominam Sharpe's Regiment i Sharpe's Waterloo, podczas gdy dwa najnowsze tytuły nie zdołały zdobyć mojej sympatii. Gdybym miał oceniać serię jako całość, ocena byłaby pewnie w okolicach 8.
For those who'll volunteer to come
To 'list and fight the foe today.
Over the hills and far away.
O'er the hills and o'er the main.
Through Flanders, Portugal and Spain.
King George commands and we obey.
Over the hills and far away.
Dzisiaj niezwykła seria filmów telewizyjnych. I nie dlatego, że filmy są świetne (a są), ale dlatego, że filmów jest w sumie 16 i we wszystkich głównym bohaterem jest postać, którą gra Sean Bean. A to oznacza, że mamy do czynienia z co najmniej 15 filmami, które kończą się z postacią Seana nadal wśród żywych!
When duty calls me I must go
To stand and face another foe.
But part of me will always stray
Over the hills and far away.
Seria powstawała głównie w latach 93 - 97, z dwoma ostatnimi filmami nagranymi w latach 2006 i 2008. Fabuła śledzi losy Richarda Sharpea (Sean Bean), żołnierza w armii brytyjskiej, służącego w Portugalii podczas wojen Napoleońskich. W otwierającej scenie pierwszego filmu (Sharpe's Rifles), nasz bohater ratuje życie dowódcy brytyjskich wojsk, za co zostaje awansowany na porucznika i postawiony na czele dosyć niezdyscyplinowanej bandy strzelców wyborowych. Przez kolejne 14 filmów Sharpe i jego towarzysze przemierzają cały szlak bojowy z Portugalii, aż pod Waterloo. Zaś ostatnie dwa filmy przenoszą nas w czasie o kilka lat do przodu, i pokazują przygody Sharpea w Indiach. Same poszczególne części różnią się od siebie zarówno fabułą, jak i klimatem. Z jednej strony mamy poważne historie wojenne w stylu Sharpe's Company (mój osobisty ulubieniec) i Sharpe's Waterloo, z drugiej typowe opowieści awanturnicze, takie jak Sharpe's Gold czy Sharpe's Revenge. Większość z nich jest jednak gdzieś po środku, łącząc wartką akcję z prozą żołnierskiego losu.
O'er the hills and o'er the main.
Through Flanders, Portugal and Spain.
King George commands and we obey.
Over the hills and far away.
Historia Shapea jest długa, pokrętna i pełna postaci. Z jednej strony każdą część można oglądać jako osobny film, z drugiej wiele wątków i postaci przewija się dosyć regularnie. Przykładem może być postać nadętego brytyjskiego szlachcica, Simmersona, czy francuskiego arcy-szpiega majora Ducos, którzy obydwaj regularnie wchodzą Richardowi w drogę. Również ostatnich kilka części stanowi bardziej spójną całość. Pewnym zarzutem, jaki można mieć pod adresem serii jest nużąca czasami schematyczność. W praktycznie każdej części pojawia się jakiś nadęty, arystokratyczny dupek, który patrzy na głównego bohatera z góry, by ostatecznie okazać się zdrajcą, nieudacznikiem lub obydwoma tymi rzeczami na raz, by ostatecznie spotykać swój koniec z rąk protagonisty. Niemniej trzeba przyznać, że zwykle, kiedy już robi się nudno, kolejna część przynosi jakąś odmianą (najlepszym przykładem jest Sharpe's Regiment, który przenosi fabułę z linii frontu na pełne intryg salony londyńskiej arystokracji). Poza tym, jak stwierdził jeden z moich znajomych - "Żadna część nie jest zbyt długa, kiedy wiesz, że na końcu główny dupek zostanie upokorzony."
If I should fall to rise no more,
As many comrades did before,
Then ask the fifes and drums to play.
Over the hills and far away.
Richard Sharpe to w mojej opinii najlepsza rola Seana Beana. Twardy, bezkompromisowy ale równocześnie zaradny i wykorzystujący każdą przewagę, jaką może zdobyć. Świetnie balansujący pomiędzy honorem a ambicją. Jak sam mówi, jego matka była dziwką, urodził się w burdelu, wychował w sierocińcu i ma nadzieję umrzeć w armii. Należy pamiętać, że mamy tu do czynienia z czasami, kiedy oficerowie byli niemal wyłącznie szlachcicami, co za tym idzie, awansowany za zasługi Sharpe staje w dosyć dziwnej roli. Inni oficerowie patrzą na niego z góry, żołnierze go lekceważą i wszyscy są zdania, że nie jest on prawdziwym oficerem, za to prawdziwym bydlakiem. Dodatkowo sam Richard musi nawigować między przyzwyczajeniami prostego żołnierza a obowiązkami oficera, od którego wszak oczekuje się, by był gentlemanem, zabawiał damy rozmową i godnie prezentował się w mundurze. By zdobyć możliwość dalszego awansowania, nasz bohater znajduje sobie własną niszę w postaci misji niemożliwych. Odbijanie porwanych dam, odnajdywanie zaginionego złota konkwistadorów, chwytanie francuskich szpiegów i zdobywanie twierdz na tyłach wroga. Oto misje dla Sharpea i jego oddziału. A nie jest to oddział byle jaki.
Począwszy od Irlandczyka z wielolufowym karabinem (po prawej), skończywszy na poecie snajperze. Strzelcy Wyborowi Sharpea to iście Warhammerowa zbieranina starych wojaków i byłych kryminalistów, których łączy fakt, że potrafią wystrzelić 3 - 4 razy na minutę i rzadko kiedy pudłują.
Jeśli chodzi o pozostałe pojawiające się postacie, to jest ich za dużo, by wymieniać. Więc dodam jeszcze, że w jednej z części, Sean ma okazję zemścić się na Jamesie Bondzie za Goldeneye (w prawdzie nie tym Bondzie co trzeba, ale zawsze to coś).
Then fall in lads behind the drum,
With colours blazing like the sun.
Along the road to come-what may.
Over the hills and far away.
Jeszcze by być konkretnym, lista tytułów. Prawdę powiedziawszy, każdy z filmów zasługuje pewnie na osobną recenzję, ale na razie mósi wystarczyć to:
1. Sharpe's Rifles
2. Sharpe's Eagle
3. Sharpe's Company
4. Sharpe's Enemy
5. Sharpe's Honour
6. Sharpe's Gold
7. Sharpe's Battle
8. Sharpe's Sword
9. Sharpe's Regiment
10. Sharpe's Siege
11. Sharpe's Mission
12. Sharpe's Revenge
13. Sharpe's Justice
14. Sharpe's Waterloo
i dwie nowsze
15. Sharpe's Challenge
16. Sharpe's Peril
W ogólnym rozrachunku filmy prezentują różny poziom. W mojej pamięci najmocniej zapisały się 4 pierwsze, choć to głównie kwestia zachłyśnięcia się nowością. Z późniejszych najmilej wspominam Sharpe's Regiment i Sharpe's Waterloo, podczas gdy dwa najnowsze tytuły nie zdołały zdobyć mojej sympatii. Gdybym miał oceniać serię jako całość, ocena byłaby pewnie w okolicach 8.
Subskrybuj:
Posty (Atom)