poniedziałek, 22 października 2012

Life on Mars, czyli szalone lata 70-te

Dzisiaj, w całkowicie zaskakujący sposób, sięgniemy po kolejny serial brytyjski. Co więcej, serial o dosyć mylącym tytule. Otóż wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie jest to seria s-f o wyprawie na Marsa. W rzeczywistości, Life on Mars opowiada o latach 70, a tytuł zawdzięcza piosence Davida Bowie:



Głównym bohaterem serialu jest DCI Sam Tyler (w tej roli świetny John Simm, znany choćby z roli Mistrza w Doctorze Who). Współczesny policjant o bardzo profesjonalnym podejściu do swojego zawodu. Człowiek z misją, używający najnowocześniejszych technik śledczych i wielki zwolennik przejrzystych i jasnych reguł. Ów dogłębnie współczesny policjant doznaje ciężkiego wypadku i budzi się w latach 70. Czasach kiedy praca policyjna była dużo prostsza i zasadniczo opierała się na wymuszaniu z ludzi zeznań używając pięści. Nic tu nie jest takie, jak być powinno. Procedury prowadzenia śledztw praktycznie nie istnieją, pokój przesłuchań znajduje się w składziku, identyfikacja winnego odbywa się twarzą w twarz, bo nikt jeszcze nie pomyślał o lustrze weneckim, praktycznie nie istnieje system ochrony świadków, a możliwości nauki ledwo pozwalają badać odciski palców. I co najgorsze, sam Sam jest jedynie DI i podlega Geneowi Huntowi, wzorcowemu gliniarzowi swoich czasów.
Jakby tego było mało, nasz bohater regularnie słyszy głosy, sugerujące, że faktycznie jest w śpiączce z której za żadne skarby nie może się obudzić.

Największą siłą serii jest zdecydowanie DCI Gene Hunt. Dowódca głównego bohatera i jeden z najlepszych gliniarzy, jacy kiedykolwiek zaszczycili swoją obecnością ekrany telewizorów. On nie puka, on wywarza drzwi. Zadawanie pytań w jego wykonaniu opiera się na biciu podejrzanego, aż zacznie gadać. Jego metoda zarządzania personelem, polega na biciu podwładnych i zamykaniu ich w bagażniku, aż zaczną się z nim zgadzać. Mówiąc prościej, Gene Hunt jest prawem! I jeśli komuś się to nie podoba, może stracić zęby. Równocześnie jednak szef wydziału zabójstw jest 100% gliniarzem. Może zdarza mu się czasami iść na kompromisy i przyjmować "darowizny" od obywateli w zamian za drobne przysługi, ale jeśli ktoś wejdzie na jego teren i spróbuje zagrozić jego obywatelom, Gene Hunt dopadnie go wszędzie, zawsze i niezależnie od tak trywialnych rzeczy jak regulamin, prawa człowieka, czy choćby faktyczne dowody. Przejawia on również fanatyczną wręcz lojalność wobec swoich ludzi, nawet tak niesubordynowanych i upierdliwych jak Sam Tyler.
Niekończący się konflikt między Samem i jego szefem jest zdecydowanie główną osią serialu. To zderzenie nowego i starego sposobu myślenia, które nieubłaganie prowadzi do ciągłych sporów i, w zaskakujący sposób, do doskonałych wyników na froncie rozwiązywania zagadek kryminalnych.
Wśród innych ważnych postaci znajduje się młody policjant rozdarty między swoich dwóch "mentorów", uparty i niezbyt bystry sierżant o ciężkich pięściach i wykształcona policjantka próbująca radzić sobie w świecie mężczyzn. Razem muszą ścigać zabójców, walczyć z kibolami, uwalniać zakładników i badać wszelkie inne zbrodnie. A wszystko to w niepowtarzalnymi i wspaniałym stylu prosto z lat 70.
Podsumowując, Life on Mars to świetna seria kryminalna z wciągającą fabułą, wartką akcją, bardzo brytyjskim humorem i doskonałymi postaciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz