piątek, 16 maja 2014

Game of Thrones, odc. 36: The Laws of Gods and Men (4x06)

Witamy w drugiej połowie serialu. Tak jest, 36 z 70 odcinków. Za nami prawie 3 tomy książek (choć w niektórych wątkach dotarliśmy już do 4 a nawet 5 tomu). Wydaje się, że to niewiele, ale prawda jest taka, że serial przebrnie przez kolejne dwa tomy w jednym sezonie, a później zrobi po jednym sezonie na książkę w przypadku 7 sezonu faktycznie wyprzedzając wersję papierową.

Zanim przejdziemy do najnowszego odcinka, poświęćmy chwilę, by zerknąć wstecz, na wszystkie te wspaniałe momenty i postacie. Oraz wszystkie martwe postacie <spokojna muzyka w stylu Battleme - Hey Hey, My My>. To będzie dłuższa chwila, zwłaszcza w przypadku tych zmarłych. Wielu Starków padło trupem w czasie tych 35 odcinków, wiele osób straciło głowy, zostało usmażonych przez smoki lub pożartych przez wilkory. Wielu świetnych aktorów przewinęło się przez nasz ekran. I oto jesteśmy w połowie drogi. Wojna wciąż trwa, Siedem Królestw wciąż jest zagrożone z północy, Dany wciąż tkwi na innym kontynencie. Zwycięstwo Lannisterów rozpada się na naszych oczach, królowie padają jak muchy a wrony zaczynają krążyć nad pobojowiskiem.


A my tymczasem wkraczamy w nowy rozdział, i to dosyć symbolicznie, wkraczamy pierwszym odcinkiem w historii serialu, który nie zawiera ani jednego Starka. Fakt, częściowo zapewne wynika to z faktu, że mamy coraz mniej Starków tak ogólnie, ale tak czy inaczej, jest to pewien symbol. Ta historia zaczęła się jako opowieść o szlachetnym rodzie z północy, ale już dawno przestała nią być. Teraz opowiada o całej kolekcji postaci walczących o władzę i przetrwanie. Osobiście zastanawiam się, czy sam Żelazny Tron nadal ma tu znaczenie. To znaczy, jako rekwizyt, coś co napędza fabułę, nadal ma znaczenie. Ale z punktu widzenia finału historii (jakikolwiek ten będzie), bardziej liczy się chyba nie to, kto na nim zasiądzie (zwłaszcza biorąc pod uwagę wizje Dany i Brana), ale to kto tak właściwie przeżyje (mam zaskakująco dużo nawiasów w tym jednym zdaniu).

A teraz, wracając do tematu nowego odcinka. Zacznę od jednej rzeczy, która mnie raziła. O co chodziło w tej scenie z Yarą? To znaczy rozumiem, że chcieli pokazać, jak bardzo Theon odleciał i dać paniom obraz półnagiego Iwana Rheona, ale cała sytuacja do niczego nie prowadziła. Walka, walka, walka, Ramsey otwiera klatkę, Yara jest znów na łodzi. Koniec. Przypomniało mi to finał zeszłego tygodnia. Jak mówi przysłowie, z dużej chmury, mały deszcz. Choć sama walka była fajnie nakręcona, ze szczekaniem psów i cieniami.

Ale bądźmy szczerzy, ja tu się rozpisuję o połowie serialu i Yarze, a wszyscy naprawdę przyszli posłuchać o czymś innym.
Proces Tyriona był arcydziełem! Zwłaszcza finałowy monolog. Pamiętam, że czytając książki po tym fragmencie pomyślałem, że jeśli Dinklage zagra to tak dobrze jak tego oczekuję, to ma Emmy w kieszeni. Peter Dinklage wziął moje oczekiwania i wdeptał je w ziemię. Przez całą scenę był świetny grając samą mimiką, a kiedy zaczął wreszcie mówić, naprawdę można było poczuć jego gniew i nienawiść. Peter Dinklage byłby świetnym czarnym charakterem, w tej scenie łatwo jest uwierzyć, że już za chwilę się nim stanie. I ten pojedynek spojrzeń z Tywinem, na sam koniec.

Ogólnie była to jedna z najlepszych mów końcowych w historii fikcyjnego sądownictwa. Ale jak przy wszystkich tego typach scenach, spora część jej wspaniałości wynikała z wszystkiego, co do niej budowało. Kolejne zeznania, odwracanie wszystkich tych świetnych scen i dialogów przeciw Tyrionowi, umowy i gierki toczone za kulisami i wreszcie Shae. W książce nie było to tak mocne, bo wszyscy poza Tyrionem wyraźnie widzieliśmy, że to zdradliwa dziwka (dosłownie), która dba tylko o pieniądze. Ale tutaj sprawa była bardziej skomplikowana. Shae "Zabawna Dziwka" naprawdę kochała Tyriona. Ale no cóż, jak to mówią Hell has no fury like a woman scorned.
Ogólnie, naprawdę świetny odcinek, doskonałe wprowadzenie do drugiej połowy sezonu i serialu.


Another One Bites The Dust:
RIP... Koza? Kilku strażników? Resztka godności Theona? To był wyjątkowo pozbawiony ofiar odcinek, jak na otwarcie drugiej połowy. Może dlatego, że nie było w nim Starków.

Przemyślenia:
- Mycroft Holmes naprawdę rządzi światem. Ciekawe, czy wyśle swojego młodszego brata, by rozwiązał zagadkę śmierci Joffreya.

- I jak przy tym jesteśmy, gdzie jest idiotyczna czapka Tycho Nestorisa? Przecież wszyscy kochają idiotyczne czapki.

- Osobiście, gdybym był kapitanem, nigdy nie ubrałbym czerwonej koszuli.

- Całe szczęście, że w rodzie Tyrellów są kobiety, bo mężczyźni z tej rodziny są bezużyteczni.

- Tywin znów manipuluje swoimi dziećmi, a Jaime wchodzi prosto w jego pułapkę. Można pomyśleć, że po tylu latach młodzi Lannisterowie powinni się czegoś nauczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz