"I żywy stąd nie wyjdzie nikt" to zbiór opowiadań, który właśnie ukazał się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Zbiór o tyle ciekawy, że wśród 10 tekstów pojawił się również jeden autorstwa mojej skromnej osoby.
Więc, jeśli chcecie zobaczyć, jak mój styl pisania broni się, kiedy piszę prozę, to zachęcam. Opowiadanie nosi tytuł "47.
Oddział Zwiadu Imperialnego" i ponoć jest najsłabszym w zestawieniu, co osobiście uznaję za dowód na to, jak dobre są pozostałe. Więc, miłej lektury.
http://fabrykaslow.com.pl/ksiazki/i-zywy-stad-nie-wyjdzie-nikt
piątek, 27 czerwca 2014
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Game of Thrones, odc. 40: The Children (4x10)
"Ludzie umierają przy kolacji, w łóżku i na nocnikach."
- Littlefinger, dwa odcinki temu.
"Jego kiszki rozluźniły się w momencie zgonu. (...) Fetor, który wypełnił wychodek, świadczył jednak dobitnie, że często powtarzany żart o jego ojcu był tylko kolejnym kłamstwem. Okazało się, że Tywin Lannister wcale nie srał złotem."
- George R.R. Martin, "Nawałnica Mieczy"
I oto nadszedł ten smutny dzień, kiedy Gra o Tron po raz kolejny opuszcza nas na prawie dziesięć miesięcy. Przynajmniej odchodzi z przytupem. Tym razem ciosy spadły w ósmym i dziesiątym odcinku, zamiast w tradycyjnym dziewiątym. Prawdę powiedziawszy, w skali całego sezonu, dziewiąty tym bardziej wydaje się zbędny.
Ale skupmy się na rzeczach najważniejszych, a te wyrażają się w jednym zdaniu... Przestańcie zabijać postacie, które nadal żyją w serialu! Co jest nie tak z tymi ludźmi?
Ogólnie, wątku Brana będę się odrobinę czepiał. Po pierwsze, Dzieci. Widzowie mają prawo być trochę zagubieni ich obecnością, jako, że serial był generalnie dosyć oszczędny w informowaniu nas o tych istotach. I pisząc to, mam na myśli, że wspomniano o nich raz, jeszcze w pierwszym sezonie. Otóż Dzieci Lasu, to magiczne istoty, które zamieszkiwały Westeros przed nadejściem Pierwszych Ludzi. To one sadziły Czardrzewa i uczyły ludzi o Starych Bogach. Nie pamiętam, by miotały Kulami Ognia, ale pamięć już nie ta co kiedyś, więc głowy nie dam. No i jest Trójoki Kruk, kim on jest, tego nie wiedzą nawet niektórzy czytelnicy książek, więc nie będę zdradzał. Niemniej każdy, kto czytał wydane niedawno w Polsce opowiadania o Dunku i Jaju (Rycerz Siedmiu Królestw) powinien natychmiast rozpoznać wzmiankę o "tysiącu i jednym oku". Gdybym był czepialski (a przecież nie jestem), mógłbym jeszcze wspomnieć, że w serialu pan Kruk wyglądał, jak starzec siedzący pośród korzeni. W książkach jego opis był odrobinę bardziej klimatyczny.
Z drugiej strony, można podnieść argument, że w książce nie było żadnego trójokiego kruka, była trójoka wrona. Co zresztą zawsze wydawało mi się dziwne, bo wspomniany człowiek, zanim powiedziano mu, że może zostać kim tylko zechce i postanowił zostać częścią drzewa (ale suchar), miał w swoim przydomku słowo kruk. Być może to znak, że George w połowie drogi zmienił koncepcję, odnośnie tego za jakim dużym, czarnym ptakiem ma podążać Bran (dwa zdania, dwa suchary... jestem z siebie dumny). Jest też kwestia tego, że brodacz w serialu zdawał się posiadać dwoje sprawnych oczu, co trochę psuje to przysłowie o "tysiącu i jednym oku". Więc kto wie, może to naprawdę zupełnie inna postać.
Ale to nie wszystko. I tak, wiem, że jestem już trzy obrazki wgłąb tego postu i nadal piszę o Branie, ale to finał sezonu, więc nie zamierzam się śpieszyć. Otóż widzę w tym zakończeniu pewien znaczący problem. Tak, Bran wreszcie, po dwóch sezonach, dotarł na miejsce, ale nadal nie wiemy czemu tak właściwie powinniśmy się tym przejmować? Jasne, Jojen w kółko powtarzał, że to bardzo, bardzo ważne, ale on nie żyje, więc kogo obchodzi co on myślał? W książkach George dał nam jeszcze jeden rozdział, w którym tłumaczył, czego Bran będzie się uczył i w jaki sposób może to mieć decydujące znaczenie dla całej historii. Tutaj stary dziad powiedział, że nauczy go latać i tyle, koniec. Do zobaczenia za dziesięć miesięcy. To nie był dobry sposób, na zamknięcie tego wątku.
A jak jesteśmy przy zamykaniu wątku, to muszę zauważyć, że tym sposobem dotarliśmy prawie do końca wątku Brana w piątym tomie. Czy to znaczy, że teraz czeka nas sezon bez Hodora? A może twórcy zaczną spoilerować kolejne tomy, lub wymyślą własny wątek, by zapewnić nam wymaganą dawkę Hodorowania? Oto jedno z najważniejszych pytań, które będą nas trzymać w napięciu przez kolejny rok.
A teraz pomówmy o innych dzieciach. Takich trochę większych i jakby to powiedzieć... ziejących ogniem i mordujących inne dzieci. Ale zanim przejdziemy, do dramatyzmu i powagi sytuacji, chciałbym zauważyć, że suknia Dany w tym odcinku, jest ewidentnie wzorowana na kostiumie Power Girl. Czy to znaczy, że Matka Smoków też nie miała pomysłu na własne logo (a teraz suchar zrozumiały tylko dla garstki ludzi czytających komiksy DC, idzie mi coraz lepiej)?
Tak czy inaczej, władczyni Meereen nauczyła się w tym odcinku dwóch rzeczy. Po pierwsze, że danie ludziom wolności nie rozwiązuje wszystkich problemów, co stoi w wyraźnej sprzeczności z zakończeniem każdego amerykańskiego filmu "historycznego", jaki w życiu widziałem. Po drugie, że smoki są faktycznie niebezpiecznymi stworzeniami. Kto mógł się tego spodziewać? No cóż, zapewne nie ktoś wychowany na filmach o ludziach (i osłach) ujeżdżających smoki... oraz Dany. Te dwie rzeczy pewnie się ze sobą nie łączą. Nie wiem, czemu o tym piszę... nieważne. Z drugiej strony w sumie trudno powiedzieć coś więcej o tym wątku. Zdecydowanie pasował tematycznie do odcinka i scena z zakuwaniem smoków w łańcuchy była fajna (zwłaszcza, jeśli weźmiemy poprawkę na to, że jednym z licznych tytułów Daenerys jest "Wyzwolicielka z Okowów"), ale nie dawał nam żadnego spojrzenia w przyszłość. Niczego, na co moglibyśmy czekać.
Tymczasem słudzy Ognistego Boga wreszcie odnajdują miejsce, którego mieszkańcy podzielają ich zamiłowanie do palenia ciał. I postanawiają uczcić to konną szarżą w środku cholernego lasu! Widać Stannis jest fanem Ostatniego Samuraja. Osobiście tez bardzo lubię ten film (mimo absurdalnej ilości bzdur, które zawiera), co nie zmienia faktu, że podobna szarża jest wyjątkowo głupim pomysłem. Na szczęście dla "jedynego słusznego" króla, konnica (podobnie jak we wspomnianym filmie) trafiła na bandę niezorganizowanych idiotów nie potrafiących sformować nawet najprostszego szyku. Niemniej, pomijając ten drobny zarzut, muszę przyznać, że Stannis zrobił coś, czego nie spróbował nawet zrobić żaden z pretendentów do tronu. Ocalił królestwo! Dany, Renly nawet Rob, byli zbyt zajęci walką o władzę i zemstę i wyzwalaniem niewolników. Nikt nawet nie pomyślał o obronie Westeros. Dlatego też, od tego momentu, choć sam nie wierzę, że to mówię, Stannis jest jedynym pretendentem, który naprawdę ZASŁUGUJE na to cholerne krzesło. I co ważniejsze, w tym wątku mieliśmy prawdziwą zmianę w stanie gry. I to zmianę, którą możemy zrozumieć.
Mam jedno, bardzo ważne pytanie... Dlaczego wszyscy gryzą Ogara?! Dajcie mu spokój, ten człowiek chce tylko zjeść w spokoju kurczaka. To nie jest Walking Dead! Ehh... Niemniej walka była fajna, zaczynała się jak bardzo filmowy pojedynek (nie)rycerzy, a kończyła jak burda między dwójką nieustępliwych wojowników gotowych sięgać po kamienie, zęby i kopniaki.To pasowało do starcia między tą dwójką. No i to spojrzenie Aryi w czasie rozmowy z Ogarem. Aż ciarki przechodziły. To jest dokładnie to samo, co robi Sean Bean. Wpatruje się w kamerę z tą dziwaczną intensywnością, sprawiającą, że nie musi robić ani mówić nic więcej. Maisie Williams ma zapewnione role bad-assów i seryjnych zabójców do końca życia. Że nie wspomnę o ostatniej przemowie Ogara, klasa. I ten moment, kiedy na końcu Arya zabiera jego złoto i odchodzi. To się nazywa pojętna uczennica. Choć przez chwilę miałem nadzieję, że zostanie z Brienne. To znaczy, wiedziałem, że to się nie stanie bo znam książki, ale z drugiej strony, w książkach Arya nie miała scen dialogowych z Tywinem, a Ogar nie walczył z Brienne, więc kto wie co może się stać w serialu. Tak czy inaczej, Arya wreszcie ruszyła w drogę, używając monety od magicznego skrytobójcy. Chyba wszyscy domyślamy się, gdzie to ją może zabrać... Do górskiego klasztoru Ligi Cieni, gdzie Liam Neeson nauczy ją sztuki bycia ninja. I tak, właśnie zasugerowałem, że Arya zostanie Batmanem tego świata, przepraszam wszystkich fanów Assasin Creed, ale Batman jest po prostu lepszy. Mając do wyboru między assasinem a Batmanem, zawsze wybiorę Batmana... Gorąca Bułka może robić za Alfreda.
I dla tych, którzy zastanawiają się nad losem Ogara. Stara zasada mówi, że dopóki nie zobaczymy ciała, postać żyje. W książce nic nie było powiedziane wprost, ale jeden z fragmentów wyraźnie sugerował, że Sandor nadal oddycha. Jak będzie w serialu? Trudno powiedzieć. I tak swoją drogą, kiedy Ogar stracił swój hełm? Bo zauważyłem jego brak dopiero teraz, ale wydaje mi się, że nie miał go już od drugiego sezonu. Lubiłem ten hełm, był absurdalnie niepraktyczny, ale wyglądał świetnie.
Dobra, czas przejść do ostatniej sceny. W dniu premiery tego odcinka w USA obchodzono dzień ojca. No cóż, Tyrion miał dla swojego papy aż dwa prezenty. I to była chyba największa zmiana w stanie gry, jaką zaserwował nam ten odcinek i ten sezon. Prawdziwie najpotężniejszy człowiek w królestwie nie żyje. Władza została w rękach nieletniego króla, co oznacza walkę o wpływy między Cersei i Margaery. Do tego Tyrion i Varys dali nogę, LF i Sansa wynieśli się już dawno. W Królewskiej Przystani zaczyna się robić dosyć pusto.
Wracając do samego Tyriona i jego przygód. Zabrakło mi tu pewnej sceny. W książkach przed
rozstaniem Jaime wyznaje swojemu bratu prawdę o jego pierwszym małżeństwie (jak się okazuje Tysha nie była prostytutką). Tam to jest ten moment który pcha Tyriona w ciemność. Sprawia, że ma on poczucie, że cała rodzina go zdradziła, nawet Jaime. I również przy tej okazji Tyrion informuje swojego brata o wątpliwej wierności jego ukochanej. Rozumiem, że twórcy chcieli skupić sytuację bardziej na Shae niż jakiejś dawnej ukochanej Tyriona, której nigdy nie spotkaliśmy, niemniej ciekawi mnie, jak poradzą sobie z konsekwencjami tej zmiany.
Tak czy inaczej, teraz nasz ulubiony karzeł jest na statku w drodze do innego miejsca. Ci, którzy zastanawiają się, dokąd płynie Tyrion, powinni wrócić do pierwszego sezonu i obejrzeć jeszcze raz scenę, w której Arya (ukryta w czaszce smoka) podsłuchuje rozmowę Varysa z pewną postacią, której nie spotkaliśmy już od kilku sezonów. Choć osobiście mam szczerą nadzieję, że serial znów trochę zboczy z trasy i faktycznie dostaniemy pół sezonu wspólnych przygód Aryi i Tyriona w Braavos. A nawet jeśli nie, to może przynajmniej obydwoje dotrą do swoich celów szybciej niż Gendry.
I tu rzucił mi się w oczy brak epilogu. I w sumie nie tylko mi. Osobiście trochę żałuję bo myślę, że ta scena byłaby świetnym zamknięciem i dokładnie tym, czego ten odcinek potrzebował, by przekonać ludzi, że w następnym sezonie będzie się działo. Z drugiej strony rozumiem, czemu twórcy zdecydowali, że nie ma sensu ściągać tych wszystkich aktorów do Irlandii dla jednej sceny. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej zaczną od Stoneheart następny sezon (i naprawdę lepiej nie googloj tej nazwy, jeśli nie chcesz olbrzymiego spoilera).
Another One Bites The Dust:
RIP Jojen, odszedł przed swoim czasem. W serialu był mniej ciekawy niż w książkach, co nie zmienia faktu, że Thomas Brodie-Sangster wycisnął z tej roli wszystko co mógł. Będzie mi go brakować w kolejnych sezonach.
RIP Shea, w serialu była nieporównywalnie ciekawszą postacią niż w książce i ostatecznie, naprawdę będzie mi jej brakować. Sibel Kekilli stworzyła naprawdę wielowymiarową, wiarygodną osobę w miejscu, gdzie George Martin ograniczył się do rekwizytu.
RIP Tywin Lannister, zabity na nocniku przez własnego syna. Szczęśliwego Dnia Ojca Tywin. Byłeś beznadziejnym rodzicem i na końcu się to na tobie zemściło. Cersei i Jaime się zbuntowali, a Tyrion pociągnął za spust. I po raz kolejny, wracamy do motywu wad i słabości. Tywin mógł być świetnym strategiem ale był też nadętym dupkiem, który nie uznawał sprzeciwu i nie dostrzegał rzeczy oczywistych. Zignorował Littlefingera, nie dostrzegał co dzieje się w jego własnym domu, wykoleił wszystkie swoje dzieci i (co najważniejsze) nigdy, nawet na chwilę, nie pozwolił sobie pomyśleć o Tyrionie jako o osobie. Mało tego, nie dostrzegł, że jego najmłodszy syn jest najlepszym graczem i najbardziej godnym następcą. A Tyrion pragnął tak niewiele, jedynie odrobiny szacunku i ojcowskiej miłości. Ale co tu począć, Tywin poszedł drogą Elvisa i umarł w odpowiednim miejscu dla polityka. Będzie mi go brakować i zdecydowanie będzie mi brakować Charlesa Dancea, był genialny od tej pierwszej sceny w której skórował łosia aż do samego końca.
Przemyślenia:
- Te szkielety może wyglądały jak z innej bajki, ale równocześnie wyglądały świetnie.
- Jaime, wybieram cię... czy tylko ja oczekiwałem, że Cersei zaraz wyciągnie Pokeball?
- Tyrion oglądał Zombieland - Rule #2: Always Double Tap
- Gdzie jest Yara? Bo finał ostatniego sezonu sugerował, że będzie ona w jakiś sposób istotna. A tu jedna scena, rachu ciachu i koniec. Do tego jej ojciec nadal żyje. Co z tą trzecią pijawką Mel?
- Myślę, że prawdziwą tragedią tutaj jest fakt, że Arya nigdy nie dostała swojego chleba w kształcie Wilkora od Gorącej Bułki.
I to tyle, jeśli chodzi o czwarty sezon Gry o Tron. Zakończenie było świetne, lecz w moim odczuciu kiepsko ustawiało scenę pod to, co przed nami. A tu robi się niebezpiecznie. Wprawdzie w teorii przed nami jeszcze dwie książki (wątek Jona jest nawet kilka rozdziałów przed końcem 3 tomu), ale wątki Sansy i Brana są już na końcówce 5 tomu, a Dany jest w jego połowie. Brienne w ogóle zeszła z trasy i odkąd opuściła Królewską Przystań przeżywa całkowicie nowe przygody. Wszystko to wskazuje, że już w 5 sezonie D&D mogą sięgnąć po materiał z 6 tomu. Oczywiście, sporo z tego będzie wytworami ich autorstwa (trzymam kciuki za wspólne przygody Aryi i Tyriona), już wiadomo np. że Dorne odegra w serialu większą rolę, niż w książkach (co niezmiernie mnie cieszy). Mało tego, jest pewne, że ostatni sezon serialu ukarze się przed finałowym tomem. Wielu ludzi to martwi, ale mnie osobiście cieszy. Wiem już jak to jest, oglądać tą serią wiedząc co się stanie, miło będzie choć do jednego sezonu podejść z poziomu niewiedzy. Poza tym, książka jest tak rozbudowana, że serial może spoilerować co najwyżej część wątków. I to tyle, przed nami miesiące oczekiwania i 3 kolejne sezony w perspektywie. A tymczasem za nami najlepszy z dotychczasowych sezonów Gry o Tron, co mówię chyba na końcu każdego sezonu, więc oby tak dalej.
- Littlefinger, dwa odcinki temu.
"Jego kiszki rozluźniły się w momencie zgonu. (...) Fetor, który wypełnił wychodek, świadczył jednak dobitnie, że często powtarzany żart o jego ojcu był tylko kolejnym kłamstwem. Okazało się, że Tywin Lannister wcale nie srał złotem."
- George R.R. Martin, "Nawałnica Mieczy"
I oto nadszedł ten smutny dzień, kiedy Gra o Tron po raz kolejny opuszcza nas na prawie dziesięć miesięcy. Przynajmniej odchodzi z przytupem. Tym razem ciosy spadły w ósmym i dziesiątym odcinku, zamiast w tradycyjnym dziewiątym. Prawdę powiedziawszy, w skali całego sezonu, dziewiąty tym bardziej wydaje się zbędny.
Ale skupmy się na rzeczach najważniejszych, a te wyrażają się w jednym zdaniu... Przestańcie zabijać postacie, które nadal żyją w serialu! Co jest nie tak z tymi ludźmi?
Ogólnie, wątku Brana będę się odrobinę czepiał. Po pierwsze, Dzieci. Widzowie mają prawo być trochę zagubieni ich obecnością, jako, że serial był generalnie dosyć oszczędny w informowaniu nas o tych istotach. I pisząc to, mam na myśli, że wspomniano o nich raz, jeszcze w pierwszym sezonie. Otóż Dzieci Lasu, to magiczne istoty, które zamieszkiwały Westeros przed nadejściem Pierwszych Ludzi. To one sadziły Czardrzewa i uczyły ludzi o Starych Bogach. Nie pamiętam, by miotały Kulami Ognia, ale pamięć już nie ta co kiedyś, więc głowy nie dam. No i jest Trójoki Kruk, kim on jest, tego nie wiedzą nawet niektórzy czytelnicy książek, więc nie będę zdradzał. Niemniej każdy, kto czytał wydane niedawno w Polsce opowiadania o Dunku i Jaju (Rycerz Siedmiu Królestw) powinien natychmiast rozpoznać wzmiankę o "tysiącu i jednym oku". Gdybym był czepialski (a przecież nie jestem), mógłbym jeszcze wspomnieć, że w serialu pan Kruk wyglądał, jak starzec siedzący pośród korzeni. W książkach jego opis był odrobinę bardziej klimatyczny.
Z drugiej strony, można podnieść argument, że w książce nie było żadnego trójokiego kruka, była trójoka wrona. Co zresztą zawsze wydawało mi się dziwne, bo wspomniany człowiek, zanim powiedziano mu, że może zostać kim tylko zechce i postanowił zostać częścią drzewa (ale suchar), miał w swoim przydomku słowo kruk. Być może to znak, że George w połowie drogi zmienił koncepcję, odnośnie tego za jakim dużym, czarnym ptakiem ma podążać Bran (dwa zdania, dwa suchary... jestem z siebie dumny). Jest też kwestia tego, że brodacz w serialu zdawał się posiadać dwoje sprawnych oczu, co trochę psuje to przysłowie o "tysiącu i jednym oku". Więc kto wie, może to naprawdę zupełnie inna postać.
Ale to nie wszystko. I tak, wiem, że jestem już trzy obrazki wgłąb tego postu i nadal piszę o Branie, ale to finał sezonu, więc nie zamierzam się śpieszyć. Otóż widzę w tym zakończeniu pewien znaczący problem. Tak, Bran wreszcie, po dwóch sezonach, dotarł na miejsce, ale nadal nie wiemy czemu tak właściwie powinniśmy się tym przejmować? Jasne, Jojen w kółko powtarzał, że to bardzo, bardzo ważne, ale on nie żyje, więc kogo obchodzi co on myślał? W książkach George dał nam jeszcze jeden rozdział, w którym tłumaczył, czego Bran będzie się uczył i w jaki sposób może to mieć decydujące znaczenie dla całej historii. Tutaj stary dziad powiedział, że nauczy go latać i tyle, koniec. Do zobaczenia za dziesięć miesięcy. To nie był dobry sposób, na zamknięcie tego wątku.
A jak jesteśmy przy zamykaniu wątku, to muszę zauważyć, że tym sposobem dotarliśmy prawie do końca wątku Brana w piątym tomie. Czy to znaczy, że teraz czeka nas sezon bez Hodora? A może twórcy zaczną spoilerować kolejne tomy, lub wymyślą własny wątek, by zapewnić nam wymaganą dawkę Hodorowania? Oto jedno z najważniejszych pytań, które będą nas trzymać w napięciu przez kolejny rok.
A teraz pomówmy o innych dzieciach. Takich trochę większych i jakby to powiedzieć... ziejących ogniem i mordujących inne dzieci. Ale zanim przejdziemy, do dramatyzmu i powagi sytuacji, chciałbym zauważyć, że suknia Dany w tym odcinku, jest ewidentnie wzorowana na kostiumie Power Girl. Czy to znaczy, że Matka Smoków też nie miała pomysłu na własne logo (a teraz suchar zrozumiały tylko dla garstki ludzi czytających komiksy DC, idzie mi coraz lepiej)?
Tak czy inaczej, władczyni Meereen nauczyła się w tym odcinku dwóch rzeczy. Po pierwsze, że danie ludziom wolności nie rozwiązuje wszystkich problemów, co stoi w wyraźnej sprzeczności z zakończeniem każdego amerykańskiego filmu "historycznego", jaki w życiu widziałem. Po drugie, że smoki są faktycznie niebezpiecznymi stworzeniami. Kto mógł się tego spodziewać? No cóż, zapewne nie ktoś wychowany na filmach o ludziach (i osłach) ujeżdżających smoki... oraz Dany. Te dwie rzeczy pewnie się ze sobą nie łączą. Nie wiem, czemu o tym piszę... nieważne. Z drugiej strony w sumie trudno powiedzieć coś więcej o tym wątku. Zdecydowanie pasował tematycznie do odcinka i scena z zakuwaniem smoków w łańcuchy była fajna (zwłaszcza, jeśli weźmiemy poprawkę na to, że jednym z licznych tytułów Daenerys jest "Wyzwolicielka z Okowów"), ale nie dawał nam żadnego spojrzenia w przyszłość. Niczego, na co moglibyśmy czekać.
Tymczasem słudzy Ognistego Boga wreszcie odnajdują miejsce, którego mieszkańcy podzielają ich zamiłowanie do palenia ciał. I postanawiają uczcić to konną szarżą w środku cholernego lasu! Widać Stannis jest fanem Ostatniego Samuraja. Osobiście tez bardzo lubię ten film (mimo absurdalnej ilości bzdur, które zawiera), co nie zmienia faktu, że podobna szarża jest wyjątkowo głupim pomysłem. Na szczęście dla "jedynego słusznego" króla, konnica (podobnie jak we wspomnianym filmie) trafiła na bandę niezorganizowanych idiotów nie potrafiących sformować nawet najprostszego szyku. Niemniej, pomijając ten drobny zarzut, muszę przyznać, że Stannis zrobił coś, czego nie spróbował nawet zrobić żaden z pretendentów do tronu. Ocalił królestwo! Dany, Renly nawet Rob, byli zbyt zajęci walką o władzę i zemstę i wyzwalaniem niewolników. Nikt nawet nie pomyślał o obronie Westeros. Dlatego też, od tego momentu, choć sam nie wierzę, że to mówię, Stannis jest jedynym pretendentem, który naprawdę ZASŁUGUJE na to cholerne krzesło. I co ważniejsze, w tym wątku mieliśmy prawdziwą zmianę w stanie gry. I to zmianę, którą możemy zrozumieć.
Mam jedno, bardzo ważne pytanie... Dlaczego wszyscy gryzą Ogara?! Dajcie mu spokój, ten człowiek chce tylko zjeść w spokoju kurczaka. To nie jest Walking Dead! Ehh... Niemniej walka była fajna, zaczynała się jak bardzo filmowy pojedynek (nie)rycerzy, a kończyła jak burda między dwójką nieustępliwych wojowników gotowych sięgać po kamienie, zęby i kopniaki.To pasowało do starcia między tą dwójką. No i to spojrzenie Aryi w czasie rozmowy z Ogarem. Aż ciarki przechodziły. To jest dokładnie to samo, co robi Sean Bean. Wpatruje się w kamerę z tą dziwaczną intensywnością, sprawiającą, że nie musi robić ani mówić nic więcej. Maisie Williams ma zapewnione role bad-assów i seryjnych zabójców do końca życia. Że nie wspomnę o ostatniej przemowie Ogara, klasa. I ten moment, kiedy na końcu Arya zabiera jego złoto i odchodzi. To się nazywa pojętna uczennica. Choć przez chwilę miałem nadzieję, że zostanie z Brienne. To znaczy, wiedziałem, że to się nie stanie bo znam książki, ale z drugiej strony, w książkach Arya nie miała scen dialogowych z Tywinem, a Ogar nie walczył z Brienne, więc kto wie co może się stać w serialu. Tak czy inaczej, Arya wreszcie ruszyła w drogę, używając monety od magicznego skrytobójcy. Chyba wszyscy domyślamy się, gdzie to ją może zabrać... Do górskiego klasztoru Ligi Cieni, gdzie Liam Neeson nauczy ją sztuki bycia ninja. I tak, właśnie zasugerowałem, że Arya zostanie Batmanem tego świata, przepraszam wszystkich fanów Assasin Creed, ale Batman jest po prostu lepszy. Mając do wyboru między assasinem a Batmanem, zawsze wybiorę Batmana... Gorąca Bułka może robić za Alfreda.
I dla tych, którzy zastanawiają się nad losem Ogara. Stara zasada mówi, że dopóki nie zobaczymy ciała, postać żyje. W książce nic nie było powiedziane wprost, ale jeden z fragmentów wyraźnie sugerował, że Sandor nadal oddycha. Jak będzie w serialu? Trudno powiedzieć. I tak swoją drogą, kiedy Ogar stracił swój hełm? Bo zauważyłem jego brak dopiero teraz, ale wydaje mi się, że nie miał go już od drugiego sezonu. Lubiłem ten hełm, był absurdalnie niepraktyczny, ale wyglądał świetnie.

Wracając do samego Tyriona i jego przygód. Zabrakło mi tu pewnej sceny. W książkach przed
rozstaniem Jaime wyznaje swojemu bratu prawdę o jego pierwszym małżeństwie (jak się okazuje Tysha nie była prostytutką). Tam to jest ten moment który pcha Tyriona w ciemność. Sprawia, że ma on poczucie, że cała rodzina go zdradziła, nawet Jaime. I również przy tej okazji Tyrion informuje swojego brata o wątpliwej wierności jego ukochanej. Rozumiem, że twórcy chcieli skupić sytuację bardziej na Shae niż jakiejś dawnej ukochanej Tyriona, której nigdy nie spotkaliśmy, niemniej ciekawi mnie, jak poradzą sobie z konsekwencjami tej zmiany.
Tak czy inaczej, teraz nasz ulubiony karzeł jest na statku w drodze do innego miejsca. Ci, którzy zastanawiają się, dokąd płynie Tyrion, powinni wrócić do pierwszego sezonu i obejrzeć jeszcze raz scenę, w której Arya (ukryta w czaszce smoka) podsłuchuje rozmowę Varysa z pewną postacią, której nie spotkaliśmy już od kilku sezonów. Choć osobiście mam szczerą nadzieję, że serial znów trochę zboczy z trasy i faktycznie dostaniemy pół sezonu wspólnych przygód Aryi i Tyriona w Braavos. A nawet jeśli nie, to może przynajmniej obydwoje dotrą do swoich celów szybciej niż Gendry.
I tu rzucił mi się w oczy brak epilogu. I w sumie nie tylko mi. Osobiście trochę żałuję bo myślę, że ta scena byłaby świetnym zamknięciem i dokładnie tym, czego ten odcinek potrzebował, by przekonać ludzi, że w następnym sezonie będzie się działo. Z drugiej strony rozumiem, czemu twórcy zdecydowali, że nie ma sensu ściągać tych wszystkich aktorów do Irlandii dla jednej sceny. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej zaczną od Stoneheart następny sezon (i naprawdę lepiej nie googloj tej nazwy, jeśli nie chcesz olbrzymiego spoilera).
Another One Bites The Dust:
RIP Jojen, odszedł przed swoim czasem. W serialu był mniej ciekawy niż w książkach, co nie zmienia faktu, że Thomas Brodie-Sangster wycisnął z tej roli wszystko co mógł. Będzie mi go brakować w kolejnych sezonach.
RIP Shea, w serialu była nieporównywalnie ciekawszą postacią niż w książce i ostatecznie, naprawdę będzie mi jej brakować. Sibel Kekilli stworzyła naprawdę wielowymiarową, wiarygodną osobę w miejscu, gdzie George Martin ograniczył się do rekwizytu.
RIP Tywin Lannister, zabity na nocniku przez własnego syna. Szczęśliwego Dnia Ojca Tywin. Byłeś beznadziejnym rodzicem i na końcu się to na tobie zemściło. Cersei i Jaime się zbuntowali, a Tyrion pociągnął za spust. I po raz kolejny, wracamy do motywu wad i słabości. Tywin mógł być świetnym strategiem ale był też nadętym dupkiem, który nie uznawał sprzeciwu i nie dostrzegał rzeczy oczywistych. Zignorował Littlefingera, nie dostrzegał co dzieje się w jego własnym domu, wykoleił wszystkie swoje dzieci i (co najważniejsze) nigdy, nawet na chwilę, nie pozwolił sobie pomyśleć o Tyrionie jako o osobie. Mało tego, nie dostrzegł, że jego najmłodszy syn jest najlepszym graczem i najbardziej godnym następcą. A Tyrion pragnął tak niewiele, jedynie odrobiny szacunku i ojcowskiej miłości. Ale co tu począć, Tywin poszedł drogą Elvisa i umarł w odpowiednim miejscu dla polityka. Będzie mi go brakować i zdecydowanie będzie mi brakować Charlesa Dancea, był genialny od tej pierwszej sceny w której skórował łosia aż do samego końca.
Przemyślenia:
- Te szkielety może wyglądały jak z innej bajki, ale równocześnie wyglądały świetnie.
- Jaime, wybieram cię... czy tylko ja oczekiwałem, że Cersei zaraz wyciągnie Pokeball?
- Tyrion oglądał Zombieland - Rule #2: Always Double Tap
- Gdzie jest Yara? Bo finał ostatniego sezonu sugerował, że będzie ona w jakiś sposób istotna. A tu jedna scena, rachu ciachu i koniec. Do tego jej ojciec nadal żyje. Co z tą trzecią pijawką Mel?
- Myślę, że prawdziwą tragedią tutaj jest fakt, że Arya nigdy nie dostała swojego chleba w kształcie Wilkora od Gorącej Bułki.
I to tyle, jeśli chodzi o czwarty sezon Gry o Tron. Zakończenie było świetne, lecz w moim odczuciu kiepsko ustawiało scenę pod to, co przed nami. A tu robi się niebezpiecznie. Wprawdzie w teorii przed nami jeszcze dwie książki (wątek Jona jest nawet kilka rozdziałów przed końcem 3 tomu), ale wątki Sansy i Brana są już na końcówce 5 tomu, a Dany jest w jego połowie. Brienne w ogóle zeszła z trasy i odkąd opuściła Królewską Przystań przeżywa całkowicie nowe przygody. Wszystko to wskazuje, że już w 5 sezonie D&D mogą sięgnąć po materiał z 6 tomu. Oczywiście, sporo z tego będzie wytworami ich autorstwa (trzymam kciuki za wspólne przygody Aryi i Tyriona), już wiadomo np. że Dorne odegra w serialu większą rolę, niż w książkach (co niezmiernie mnie cieszy). Mało tego, jest pewne, że ostatni sezon serialu ukarze się przed finałowym tomem. Wielu ludzi to martwi, ale mnie osobiście cieszy. Wiem już jak to jest, oglądać tą serią wiedząc co się stanie, miło będzie choć do jednego sezonu podejść z poziomu niewiedzy. Poza tym, książka jest tak rozbudowana, że serial może spoilerować co najwyżej część wątków. I to tyle, przed nami miesiące oczekiwania i 3 kolejne sezony w perspektywie. A tymczasem za nami najlepszy z dotychczasowych sezonów Gry o Tron, co mówię chyba na końcu każdego sezonu, więc oby tak dalej.
środa, 11 czerwca 2014
Game of Thrones, odc. 39: The Watchers on the Wall (4x09)
Dziewiąty odcinek! Wielka bitwa! Cały odcinek na Murze! Dużo trupów!... Chwila... Stop... Grenn? Pyp? WTF!? Ja rozumiem Oberyna czy Ygritte, ale Pypa i Grenna? To się nazywa zaskakujące zgony. GRRM nie żartował, kiedy mówił, że Dan i David są bardziej bezwzględni od niego. Jasne, już wcześniej zabijali postacie, które nadal żyją w książkach, ale nie tak istotne postacie. Czy tak się czują ludzie, którzy oglądają GoTa nie znając książek? Bo to cholernie nieprzyjemne, czemu ktokolwiek chciałby to robić? Co z wami nie tak?
Ale wracając do tematu, ten odcinek wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem widowiskowe sceny walki, świetne dialogi, masa robiących wrażenie momentów i zaskakujące zgony. Z drugiej, czegoś tu jakby brakowało. Dwa lata temu, kiedy spędziliśmy cały odcinek oglądając bitwę, był to naprawdę finał czegoś. Sytuacja do której serial budował przez cały sezon, odcinek po odcinku. Tutaj tego zabrakło. Bitwa o Mur wydawał się jakby dorzucona, pozbawiona prawdziwego znaczenia dla ogólnej fabuły. I to mój główny zarzut względem Watchers on the Wall, twórcy połączyli dwie książkowe bitwy w jedną, odebrali jej siłę i do tego zakończyli w wyjątkowo nierozstrzygający sposób. Tym sposobem, z punktu widzenia całości serii, nie był to zbyt dobry dziewiąty odcinek.
Ale tak poza tym... Olbrzymy na mamutach rozwalające bramy! To zdanie samo w sobie sprawia, że jestem gotów zignorować pozostałe niedostatki najnowszej godziny Gry o Tron. Do tego scena, w której jeden facet zostaje trafiony strzałą olbrzyma, wystrzelony w powietrze i posłany w dół w sam środek bitwy. Czy fragment, w którym kamera obraca się dookoła, pokazując nam kolejne fragmenty pola walki bez cięcia (takie sceny zawsze robią wrażenie, przy takiej ilości elementów). No i Sam. Sam zawsze jest świetny, ale w tym odcinku jakoś szczególnie mnie cieszył.Znajdował kruczki prawne w przysiędze Straży, rozprawiał o miłości z byłymi prawie królami, mówił ludziom, by otworzyli cholerną bramę i strzelał z kuszy do Dzikich. Ogólnie, to był bardzo dobry odcinek dla Sama.
My name is Olly. You killed my father. Prepare to die. Powiedział chłopiec, po czym wystrzelił z łuku Chekhova i zakończył jeden z najbardziej romantycznych związków w tej serii. Jon i Ygritte naprawdę się kochali i do tego nie byli ze sobą spokrewnieni, co jest rzadkością w tej serii. Usłyszeliśmy nasze ostatnie "You know nothing, Jon Snow", po raz pierwszy w Grze o Tron pojawiło się zwolnione tempo... A potem z Muru spadła kotwica! Skąd oni w ogóle mieli kotwicę? Czy Żelaźni Ludzie zostawili ją, kiedy przepływali po szczycie? W sumie nie ważne. Nawet nie będę tego analizował, bo ta scena była zbyt zajebista, by psuć ją czymś tak banalnym jak logika. A no tak, ktoś umierał, prawda? To była naprawdę kiepska kolejność scen. Choć myślę, że spora część problemu wynikała z faktu, że czekaliśmy na tą scenę tak długo. Rok temu związek tej dwójki wydawał się istotny, prawie sezon później cały ładunek emocjonalny wyparował. Może dla ludzi oglądających cały serial za jednym zamachem, ta scena będzie mocniejsza. Ale dla mnie była świetnie zrobiona, ale czegoś w niej brakowało.
I to jest chyba najlepsze podsumowanie tego odcinka. Technicznie był wspaniałym przykładem widowiskowej kinematografii, ale w skali całego serialu niewiele się tu wydarzyło. I pozbawione rozstrzygnięcia zakończenie jeszcze potęguje to uczucie. Ale jest też pewien pozytyw. Ci dobrzy wygrali! Było to kosztowne, małe i krótkotrwałe zwycięstwo, ale jednak zwycięstwo dla dobra, a w tym serialu to dużo.
Another One Bites The Dust:
RIP Grenn i Pyp, byli dobrymi i wiernymi towarzyszami dla Lorda Snowa. Zginęli na posterunku, w walce, broniąc królestwa, jak przystało na braci z Nocnej Straży. Ich śmierć była nagła i zaskakująca. Pociesza jedynie fakt, że nadal mamy Sama i Edda, co nie zmienia faktu, że Jonowi drastycznie kończą się przyjaciele.
RIP Ygritte, przynajmniej wreszcie dane jej było zobaczyć prawdziwy zamek. Kto teraz będzie nam przypominał, że Jon nic nie wie? Kto będzie mordował niewinnych hodowców ziemniaków? Ygritte i Shae są przykładem, że kobieta wzgardzona to zaprawdę straszna rzecz (nie w sensie, że one jest rzeczą, tylko, że jej wzgardzenie jest... wiecie o co mi chodzi... cholerny język polski).
Przemyślenia:
- Jak oni podpalili taki kawał lasu w zimie? I co więcej, czy to rozsądne? Teraz muszą atakować Mur mając za plecami "Największy ogień, jaki widziała Północ". Co jeśli zmieni się kierunek wiatru i spali całą ich armię?
- Alliser Thorne może i jest dupkiem, ale przynajmniej jest kompetentnym dupkiem. Trzeba to docenić.
- Śmierć ukochanej miała bardzo pozytywny wpływ na charakter Jona. Cały ten sezon nieźle mu szło prezentowanie większego zdecydowania i charyzmy, ale ta scena z kuszą naprawdę pchnęła go o kilka stopni do przodu.
- Foock to zdecydowanie najlepszy sposób wymawiania tego słowa, zawsze kojarzy mi się z Misfits (I'm A Fooking Rocket Scientist).
- Widzieliście tasak kucharza w Czarnym Zamku? To coś było absurdalne. Miło wiedzieć, że przynajmniej ten facet jest gotowy na nadchodzącą zombie apokalipsę.
Za tydzień finał tego sezonu. Sporo wątków do zamknięcia. Co najmniej kilka ważnych postaci na skraju śmierci. Będzie ciekawie. A na koniec, zostawiam was z tym zdjęciem Tyriona.
Ale wracając do tematu, ten odcinek wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem widowiskowe sceny walki, świetne dialogi, masa robiących wrażenie momentów i zaskakujące zgony. Z drugiej, czegoś tu jakby brakowało. Dwa lata temu, kiedy spędziliśmy cały odcinek oglądając bitwę, był to naprawdę finał czegoś. Sytuacja do której serial budował przez cały sezon, odcinek po odcinku. Tutaj tego zabrakło. Bitwa o Mur wydawał się jakby dorzucona, pozbawiona prawdziwego znaczenia dla ogólnej fabuły. I to mój główny zarzut względem Watchers on the Wall, twórcy połączyli dwie książkowe bitwy w jedną, odebrali jej siłę i do tego zakończyli w wyjątkowo nierozstrzygający sposób. Tym sposobem, z punktu widzenia całości serii, nie był to zbyt dobry dziewiąty odcinek.
Ale tak poza tym... Olbrzymy na mamutach rozwalające bramy! To zdanie samo w sobie sprawia, że jestem gotów zignorować pozostałe niedostatki najnowszej godziny Gry o Tron. Do tego scena, w której jeden facet zostaje trafiony strzałą olbrzyma, wystrzelony w powietrze i posłany w dół w sam środek bitwy. Czy fragment, w którym kamera obraca się dookoła, pokazując nam kolejne fragmenty pola walki bez cięcia (takie sceny zawsze robią wrażenie, przy takiej ilości elementów). No i Sam. Sam zawsze jest świetny, ale w tym odcinku jakoś szczególnie mnie cieszył.Znajdował kruczki prawne w przysiędze Straży, rozprawiał o miłości z byłymi prawie królami, mówił ludziom, by otworzyli cholerną bramę i strzelał z kuszy do Dzikich. Ogólnie, to był bardzo dobry odcinek dla Sama.
My name is Olly. You killed my father. Prepare to die. Powiedział chłopiec, po czym wystrzelił z łuku Chekhova i zakończył jeden z najbardziej romantycznych związków w tej serii. Jon i Ygritte naprawdę się kochali i do tego nie byli ze sobą spokrewnieni, co jest rzadkością w tej serii. Usłyszeliśmy nasze ostatnie "You know nothing, Jon Snow", po raz pierwszy w Grze o Tron pojawiło się zwolnione tempo... A potem z Muru spadła kotwica! Skąd oni w ogóle mieli kotwicę? Czy Żelaźni Ludzie zostawili ją, kiedy przepływali po szczycie? W sumie nie ważne. Nawet nie będę tego analizował, bo ta scena była zbyt zajebista, by psuć ją czymś tak banalnym jak logika. A no tak, ktoś umierał, prawda? To była naprawdę kiepska kolejność scen. Choć myślę, że spora część problemu wynikała z faktu, że czekaliśmy na tą scenę tak długo. Rok temu związek tej dwójki wydawał się istotny, prawie sezon później cały ładunek emocjonalny wyparował. Może dla ludzi oglądających cały serial za jednym zamachem, ta scena będzie mocniejsza. Ale dla mnie była świetnie zrobiona, ale czegoś w niej brakowało.
I to jest chyba najlepsze podsumowanie tego odcinka. Technicznie był wspaniałym przykładem widowiskowej kinematografii, ale w skali całego serialu niewiele się tu wydarzyło. I pozbawione rozstrzygnięcia zakończenie jeszcze potęguje to uczucie. Ale jest też pewien pozytyw. Ci dobrzy wygrali! Było to kosztowne, małe i krótkotrwałe zwycięstwo, ale jednak zwycięstwo dla dobra, a w tym serialu to dużo.
Another One Bites The Dust:

RIP Ygritte, przynajmniej wreszcie dane jej było zobaczyć prawdziwy zamek. Kto teraz będzie nam przypominał, że Jon nic nie wie? Kto będzie mordował niewinnych hodowców ziemniaków? Ygritte i Shae są przykładem, że kobieta wzgardzona to zaprawdę straszna rzecz (nie w sensie, że one jest rzeczą, tylko, że jej wzgardzenie jest... wiecie o co mi chodzi... cholerny język polski).
Przemyślenia:
- Jak oni podpalili taki kawał lasu w zimie? I co więcej, czy to rozsądne? Teraz muszą atakować Mur mając za plecami "Największy ogień, jaki widziała Północ". Co jeśli zmieni się kierunek wiatru i spali całą ich armię?
- Alliser Thorne może i jest dupkiem, ale przynajmniej jest kompetentnym dupkiem. Trzeba to docenić.
- Śmierć ukochanej miała bardzo pozytywny wpływ na charakter Jona. Cały ten sezon nieźle mu szło prezentowanie większego zdecydowania i charyzmy, ale ta scena z kuszą naprawdę pchnęła go o kilka stopni do przodu.
- Foock to zdecydowanie najlepszy sposób wymawiania tego słowa, zawsze kojarzy mi się z Misfits (I'm A Fooking Rocket Scientist).
- Widzieliście tasak kucharza w Czarnym Zamku? To coś było absurdalne. Miło wiedzieć, że przynajmniej ten facet jest gotowy na nadchodzącą zombie apokalipsę.
Za tydzień finał tego sezonu. Sporo wątków do zamknięcia. Co najmniej kilka ważnych postaci na skraju śmierci. Będzie ciekawie. A na koniec, zostawiam was z tym zdjęciem Tyriona.
środa, 4 czerwca 2014
Game of Thrones, odc. 38: The Mountain and the Viper (4x08)

Wiecie co wyskoczy w google, kiedy wpiszecie słowa King of Friendzone? Dużo obrazków z Jorah (i zaskakująco duże ze Snapem). Ale teraz nasz ulubiony Andal nie ma nawet tego. Została mu tylko żółta koszula, którą nosi od 4 sezonów. I wszystko to przez Tywina i jego cholerne listy. Swoją drogą, jakim cudem ten list dotarł na drugi koniec świata w zaledwie dwa odcinki? Czy papa Lannister ma jakiś specjalny system pocztowy, działający nawet poza granicami Westeros? Bo jestem pewny, że Poczta Polska nie zdołałaby tak szybko dostarczyć listu na inny kontynent.


A tymczasem w stolicy Tyrion i Jaime rozmawiają o miażdżeniu żuków kamieniem. Niektórzy sądzą, że tak naprawdę ten dialog dotyczył boga. Według mnie, tak naprawdę był metaforą odczuć, jakie aktorzy w Grze o Tron żywią względem Georga R. R. Martina. I to dosyć odpowiedni moment na to przemyślenie, biorąc pod uwagę, co nastąpiło kilka chwil później. No cóż, nie ma co dalej odwlekać, czas na to, za co ten odcinek będzie zapamiętany.

Wracając do tematu, wielu ludzi ma problem z tym co się stało. A raczej z tym, jak się stało. Osobiście nie widzę innego sposobu, w jaki mogła się potoczyć ta scena. Jak wielokrotnie powtarzałem, główne postacie w Grze o Tron zawsze są zabijane przez swoje wady. Oberyn nie mógł po prostu przegrać, to byłoby nudne. Zamiast tego Czerwona Żmija pokonał sam siebie, zbytnią pewnością siebie i nadmierną pasją. Powtarzał te trzy zdania, krzyczał, wskazywał na Tywina, całkowicie zgubił się w chwili i nagle BUM! Kolejny żuczek zmiażdżony kamieniem.
Another One Bites The Dust:
RIP Oberyn Nymeros Martell. W książkach Czerwona Żmija pojawia się tylko w kilku krótkich rozdziałach, może na jakichś 20 stronach. Sam George był zaskoczony tym, jak popularna stała się ta postać. W serialu rozbudowano jego rolę, do tego Pedro Pascal perfekcyjnie odegrał tą rolę na ekranie. Tym większy ból, że go utraciliśmy. Ale odszedł po genialnej scenie walki (jednej z najlepszych w całym serialu) i zaliczył jeden z najbrutalniejszych zgonów w Grze o Tron, a to o czymś świadczy. I to nie koniec naszej przygody z Dorne. Oberyn ma starszego brata i osiem córek (w tym cztery dorosłe i równie zabójcze co on), a do tego plotki mówią, że kolejny sezon ma być kręcony częściowo w Hiszpanii, którą ja osobiście od początku widziałem jako wzorzec dla Dorne. Wygląda więc na to, że ród Martellów dopiero rozpoczyna swoją rolę w tej grze. A teraz mają aż dwa powody, by szukać zemsty na Lannisterach. Zakończę to chyba stwierdzeniem, że Oberynowi nie poszło w sumie tak źle. Przybywając do stolicy chciał wkurzyć Lannisterów, zabić Górę i przeżyć, a jak śpiewał Meat Loaf - Two Out Of Three Ain't Bad.
Przemyślenia:
- Wiedzieliśmy już, że w Westeros są tylko dwie karczmy (a w jednej podają tylko kurczaki), teraz okazuje się, że mają również tylko dwie piosenki. Nic dziwnego, że potrzebują aż tylu burdeli.
- Z morale jest w Nocnej Straży jest chyba nawet gorzej, niż z moralnością.
- WINTERFELL!
- Jak już przy tym jesteśmy, czemu Winterfell nie dymi? Czyżby napisy początkowe nas okłamywały?
- Reakcja Arii na śmierć jej cioci była bezcenna.
- "Ludzie umierają przy kolacji, w łóżku i na nocnikach." Widzę co zrobiłeś LF, cwane.
Subskrybuj:
Posty (Atom)