środa, 4 czerwca 2014

Game of Thrones, odc. 38: The Mountain and the Viper (4x08)

I nadeszła wreszcie walka stulecia.Oberyn Martell zwany Czerwoną żmiją, kontra Gregor Clegan zwany Górą. Starcie które raz na zawsze udowodniło, że włócznie są zajebiste. Niemniej walka ta była jedynie finałem świetnego odcinka i dlatego dojdziemy do niej na końcu. Bo naprawdę jest o czym mówić po tej godzinie. Mieliśmy proces; poważne rozmowy; postacie udające, że są sobą; kolejny atak Dzikich i poważny rozłam w ekipie rządzącej Meereen. I od tego ostatniego chyba zacznę.
Wiecie co wyskoczy w google, kiedy wpiszecie słowa King of  Friendzone? Dużo obrazków z Jorah (i zaskakująco duże ze Snapem). Ale teraz nasz ulubiony Andal nie ma nawet tego. Została mu tylko żółta koszula, którą nosi od 4 sezonów. I wszystko to przez Tywina i jego cholerne listy. Swoją drogą, jakim cudem ten list dotarł na drugi koniec świata w zaledwie dwa odcinki? Czy papa Lannister ma jakiś specjalny system pocztowy, działający nawet poza granicami Westeros? Bo jestem pewny, że Poczta Polska nie zdołałaby tak szybko dostarczyć listu na inny kontynent.

Tymczasem w Eyrie doszło do zmiany. Zmiany znaczącej, ba, wręcz krytycznej. Zmiany na którą oczekiwałem już od dawna. Oto w tym właśnie odcinku, po raz pierwszy w swoim życiu, Sansa podniosła się z planszy i zasiadła do stołu, jako jeden z graczy (a następnie przeobraziła się w złą królową z bajki Disneya). Z jednej strony trochę razi mnie to, że LF okazał się tak kiepsko przygotowany do własnego procesu, z drugiej, dało nam to ten wspaniały moment. Sansa wreszcie miała okazję zadecydować o własnym losie, wzięła wszystko, czego nauczono ją przez te lata, oceniła sytuację i wybrała najlepszą kartę na stole. 
I można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w tym konkretnym punkcie historii, Sansa ma przewagę nad Petyrem. Lordowie Doliny ewidentnie nie są fanami Baelisha, ale za to uwielbiali Neda (nie mogę wyrazić ile frajdy sprawia mi fakt, że trzy sezony po swojej śmierci Ned Stark jest nadal tak ważnym elementem tej serii). Co więcej, Sansa wie czego pragnie Pedofinger... I jak przy tym jesteśmy, nie jestem najlepszy w rozpoznawaniu kolorów, ale czy ona właśnie przefarbowała włosy, by wyglądać bardziej jak własna matka?... Nawet nie będę zagłębiał się w ten temat. Z innych spostrzeżeń: Po procesie kilka odcinków temu stwierdziłem, że Tyrion byłby świetnym czarnym charakterem. Teraz jestem gotów powiedzieć to samo o Sansie. A to sprawia, że naprawdę mam nadzieję, że w którymś momencie (jeśli obydwoje tego dożyją), te dwie postacie znów się spotkają i postanowią dać temu małżeństwu kolejną szansę. I konkretnie, że proponując to Tyrion użyje kwestii: "Ja nienawidzę tego świata, ty nienawidzisz tego świata, ta historia zawiera smoki, co ty na to, żebyśmy poszli razem popatrzeć, jak ten świat płonie?" (bo jeśli Mroczny Rycerz czegoś mnie nauczył, to tego, że to właśnie robią porządne czarne charaktery... i opowiadają o swoich bliznach, co Tyrion też może zrobić, więc wszystko do siebie pasuje).

A tymczasem w stolicy Tyrion i Jaime rozmawiają o miażdżeniu żuków kamieniem. Niektórzy sądzą, że tak naprawdę ten dialog dotyczył boga. Według mnie, tak naprawdę był metaforą odczuć, jakie aktorzy w Grze o Tron żywią względem Georga R. R. Martina. I to dosyć odpowiedni moment na to przemyślenie, biorąc pod uwagę, co nastąpiło kilka chwil później. No cóż, nie ma co dalej odwlekać, czas na to, za co ten odcinek będzie zapamiętany.

Oberyn Martell w tym odcinku z jakiegoś powodu uznał, że gra w Princes Bride. Osobiście nie widzę w tym nic złego, bo Princes Bride to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów stworzonych w latach 80-tych, niemniej dla samego Oberyna okazało się sporym problemem. Głównie dlatego, że Inigo Montoya był bohaterem historii awanturniczej w której ludzie umierali tylko częściowo, a jego przeciwnikiem był przeciętny szermierz. Oberyn tymczasem był postacią w Grze o Tron, walczącą z jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie. Przebicie włócznią mogło powalić innego przeciwnika, ale nie Górę. Oberyn był zbyt pewny siebie i to była jego wada. Podobnie jak w przypadku innych postaci w tej sadze, była to wada która ostatecznie doprowadziła go do śmierci, tak jak duma prowadzi Tyriona prosto na spotkanie kata. Jak honor doprowadził do zagłady Neda Starka, kolejnego bohatera przekonanego, że gra w historii innego typu. Eddar pewnie zakładał, że jest we Władcy Pierścieni. Choć gdyby to George Martin napisał Władcę w Rivendell byłby pewnie elficki burdel, większość orków miałaby imiona i skomplikowane, smutne historie, a postać Seana Beana zginęłaby w pierwszym tomie... Cała ta dygresja nagle stała się trochę bezcelowa... Biedny Sean Bean.
Wracając do tematu,  wielu ludzi ma problem z tym co się stało. A raczej z tym, jak się stało. Osobiście nie widzę innego sposobu, w jaki mogła się potoczyć ta scena. Jak wielokrotnie powtarzałem, główne postacie w Grze o Tron zawsze są zabijane przez swoje wady. Oberyn nie mógł po prostu przegrać, to byłoby nudne. Zamiast tego Czerwona Żmija pokonał sam siebie, zbytnią pewnością siebie i nadmierną pasją. Powtarzał te trzy zdania, krzyczał, wskazywał na Tywina, całkowicie zgubił się w chwili i nagle BUM! Kolejny żuczek zmiażdżony kamieniem.

Another One Bites The Dust:
RIP Oberyn Nymeros Martell. W książkach Czerwona Żmija pojawia się tylko w kilku krótkich rozdziałach, może na jakichś 20 stronach. Sam George był zaskoczony tym, jak popularna stała się ta postać. W serialu rozbudowano jego rolę, do tego Pedro Pascal perfekcyjnie odegrał tą rolę na ekranie. Tym większy ból, że go utraciliśmy. Ale odszedł po genialnej scenie walki (jednej z najlepszych w całym serialu) i zaliczył jeden z najbrutalniejszych zgonów w Grze o Tron, a to o czymś świadczy. I to nie koniec naszej przygody z Dorne. Oberyn ma starszego brata i osiem córek (w tym cztery dorosłe i równie zabójcze co on), a do tego plotki mówią, że kolejny sezon ma być kręcony częściowo w Hiszpanii, którą ja osobiście od początku widziałem jako wzorzec dla Dorne. Wygląda więc na to, że ród Martellów dopiero rozpoczyna swoją rolę w tej grze. A teraz mają aż dwa powody, by szukać zemsty na Lannisterach. Zakończę to chyba stwierdzeniem, że Oberynowi nie poszło w sumie tak źle. Przybywając do stolicy chciał wkurzyć Lannisterów, zabić Górę i przeżyć, a jak śpiewał Meat Loaf - Two Out Of Three Ain't Bad.

Przemyślenia:
- Wiedzieliśmy już, że w Westeros są tylko dwie karczmy (a w jednej podają tylko kurczaki), teraz okazuje się, że mają również tylko dwie piosenki. Nic dziwnego, że potrzebują aż tylu burdeli.

- Z morale jest w Nocnej Straży jest chyba nawet gorzej, niż z moralnością.

- WINTERFELL!

- Jak już przy tym jesteśmy, czemu Winterfell nie dymi? Czyżby napisy początkowe nas okłamywały?

- Reakcja Arii na śmierć jej cioci była bezcenna.

- "Ludzie umierają przy kolacji, w łóżku i na nocnikach." Widzę co zrobiłeś LF, cwane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz