czwartek, 13 kwietnia 2017

Marzec z serialami

Marzec był okresem przerwy dla Gotham i AoS, zostały nam więc tylko seriale CW, z których jeden dotarł do finału, a pozostałe do punktu przystankowego, przed zrobieniem przerwy w kwietniu. Zacznijmy więc od Flasha i Supergirl. Zaliczyli oni odcinek muzyczny... który był głęboko rozczarowujący. Od razu zaznaczę, że standardem tutaj jest dla mnie odcinek musicalowy w Buffy... To nie było to. Tylko dwie oryginalne piosenki, z których tylko jedna była naprawdę na temat... Cytując prezydenta Trumpa #SAD.
Niemniej w samym Flashu historia wciąż trzyma poziom, czyniąc go najlepszą z serii CW. Co tym bardziej niesamowite, że w dalszym ciągu bawią się z podróżami w czasie i toczeniem ponownie bitew które już wygrali w przyszłości, i pewnie wtedy były znacząco ciekawsze. I nadal nie rozumiem, dlaczego niektórzy meta po prostu mają moce a inni muszą stawać się źli. To dziwne. Niemniej ostatnia prosta do finału zapowiada się ciekawie.

Tymczasem w latach 90-tych, Lois Lane, Superman i Herkules łączą siły, by pokonać Supergirl. Będę szczery, o ile miło było zobaczyć tych aktorów w tej serii, całość wydawała się średnio ciekawa. Historia miłosna Kary i Mon-Ela jest po prostu przewidywalna i nudna. Większość rzeczy dziejących się dookoła wydaje się dużo ciekawsza.
Niemniej jest też jeden element, który naprawdę mnie irytuje, to fakt, że DEO nadal jest tajną organizacją. To znaczy, że rząd USA przyznał, że kosmici istnieją, zwykła policja ma wydział zajmujący się ich sprawami, ale rząd federalny oficjalnie nie ma nic. To głupie i nie mam pojęcia, z czego wynika, bo fabularnie wydaje się absolutnie nic nie robić.

Tymczasem Oliver ma kryzys tożsamości. A my dowiadujemy się, że twórcy tego serialu nie wiedzą, jak działa Sarin. Również, ten odcinek z atakiem chemicznym był szokująco na czasie. To było dziwne patrzeć, jak głupiutki wątek z serialu, nagle stał się faktyczną tragedią.
Poza tym ten serial robi dokładnie to, co robił od początku. Tylko teraz wprost przyznaje, że główny bohater jest seryjnym zabójcą. I bądźmy szczerzy, na przestrzeni tych pięciu sezonów, on musiał zabić ponad setkę ludzi. To absurdalne. Niemniej poza tym, nadal bardzo lubię jego nową drużynę.

I to prowadzi nas do Legends of Tomorrow i będę szczery, nie dotrwałem do końca. A raczej przeskoczyłem kilka odcinków i przeszedłem prosto do końca i obejrzałem dwa finałowe odcinki. Nie były złe, motyw z odwróconym House of M, był nawet całkiem ciekawy, niemniej całościowo, ten sezon po prostu nie dał mi powodu, by się przejmować. Pod koniec najlepszą częścią był Legion, ale oni zostali pokonani i chyba już nie wrócą. Zakończenie daje nadzieję dla kolejnego sezonu, niemniej jeśli nie zajdą spore zmiany w sposobie funkcjonowania tej serii, to raczej sobie ją odpuszczę. I przy okazji, grożenie, że zmieni się rzeczywistość nie działa, kiedy w tej rzeczywistości rozgrywają się dwa inne, popularniejsze seriale, które na pewno się nie zmienią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz