
![]() | |
Not today. |

Cieszę się, że to nie Jon był tym, który zadał ostatni cios. To byłoby oczywiste, ale równocześnie trochę nudne. Osobiście wybrałbym kogoś jeszcze mniej oczywistego, jak Sam czy Theon, ale Arya też była dobrym wyborem. I podobało mi się, że ostatecznie użyła do ocalenia Brana sztyletu, który pierwotnie miał go zabić. Sam Night King pewnie powinien był poczekać, aż wszyscy będą martwi, zanim wystawił się na niebezpieczeństwo, ale równocześnie, serial już wielokrotnie ustanowił jego zamiłowanie do dramatyzmu. Ostatecznie jest to kolejna postać, zabita przez swoją główną słabość i doceniam to, jak bardzo serial trzyma się tej zasady.
I to tyle, za tydzień seria wkroczy w ostatnią fazę wojny, kierując całą uwagę na jak się okazuje, ostateczny czarny charakter tej sagi, Cersei Lannister.
Another One Bites The Dust:

RIP Eddison Tollett, ostatni dowódca Nocnej Straży (przynajmniej zakładam, że nie ma już dłużej powodu by takowa istniała). Będzie mi brakować jego poczucia humoru i jakże pesymistycznego światopoglądu.
RIP Beric Dondarrion, tym razem nie zdołał umknąć objęciom śmierci. Ale przynajmniej mógł odejść wiedząc, że wypełnił swój obowiązek i przyczynił się do przetrwania ludzkości.
RIP Melisandre, kolejna osoba która zdołała spełnić swoje przeznaczenia, co więcej, być może jedyna postać w całej serii, która faktycznie umarła ze starości, co samo w sobie, jest niezłym wyczynem.
RIP Lyanna Mormont, prawdziwa bohaterka tej historii. Miała być tylko w jednej scenie, ostatecznie stała się ulubienicą publiczności i mógłbym się kłócić, że dostała najbardziej bad assową scenę śmierci w całej Grze o Tron. Ostatecznie ile postaci odeszło, zabierając ze sobą nieumarłego olbrzyma. Oczywiście, to zdaje się też oznaczać koniec jednego z najważniejszych rodów w tym serialu, takiego, który wydał na świat samych herosów zdeterminowanych by zginąć w starciu z siłami ciemności i co za tym idzie, RIP House Mormont.
RIP Jorah Mormont (ten odcinek naprawdę dowalił temu rodowi), znany również jako Ser Friendzone, był prawdziwym bohaterem tej historii i ostatecznie zginął tak jak żył, walcząc za Dany. Przynajmniej, przed śmiercią dane mu było przebranie się z tej okropnej, żółtej koszuli. I w tym wszyscy możemy znaleźć pocieszenie.
RIP Night King, złoczyńca tak straszliwy, że jedyną osobą mogącą być większym wyzwaniem niż on, okazała się Cersei. Naprawdę będzie mi brakować jego artystycznego układania ciał i tego jak dramatycznie wskrzeszał całe armie umarłych, by podkreślić, jak przewalone mają ci dobrzy.
RIP cała masa postaci pobocznych, z których niektóre pewnie miały imiona, ale nie zasługują, by stać z resztą tej grupy. Wśród nich (specjalnie dla mojego znajomego, który nalegał, by wszystkich wypisać): Qhono i Alys Karstark.
Przemyślenia:
- Patrzcie to Duch! Jest tu i... Nieważne, już zniknął. Nie rozumiem tego, przecież on nie może być droższy, niż smoki.
- Płonące miecze, futra, konie... mam wrażenie, że ci Dothraki mogą być na bakier z zasadami BHP.
- Night King is coming! - powinno być nowym hasłem Starków.
- Te zombie wspinały się na mury w dużo bardziej realistyczny sposób, niż te w World War Z, co zdecydowanie doceniam.
- Ukrycie się w kryptach było kiepskim pomysłem, ale równocześnie, dziwię się, że nie dostaliśmy zombie Neda.