Jak wspomniałem, pierwsza połowa była w dużej mierze dalszym ciągiem poprzedniego odcinka. Mieliśmy więcej postaci spotykających się po latach i rozmawiających o rzeczach. Sceną która się tu wyróżniała, było spotkanie Sansy i Dany. Było tak pełne ciepła i serdeczności i przyjaźni... A potem rozbiły się o politykę. Na szczęście Theon był tam, by rozładować sytuację swoim przybyciem i pozwolić obydwu kobietom uniknąć niewygodnych pytań. Niemniej to jasno pokazuje, że ta sytuacja prowadzi prosto do trójstronnego konfliktu pomiędzy władczyniami Siedmiu Królestw: Cersei, Dany i Sansą.
Ten odcinek nosił tytuł wyraźnie nawiązujący do opowiadań o Duncanie Wysokim i faktycznie miał sporo nawiązań do tamtego okresu w historii Westeros. Szczególnie patrząc na rolę i podroż Briene nie trudno dostrzec parabole pomiędzy tymi dwiema postaciami. I cieszę się, że wreszcie dostała tytuł rycerski, bo zdecydowanie zasługiwała na niego znacząco bardziej, niż którakolwiek inna postać w tej historii. Nadmienię też, że cała scena rozmowy przy kominku była perfekcyjna. Jak dla mnie, mogliby spokojnie zrobić komediowy spin-off w którym te postacie siedzą i gadają przed bitwą.
I to prowadzi nas do jednej z dziwniejszych dla mnie scen w tym serialu. Najpierw Arya dostaje nową włócznię od Gendrego (w kontekście, to nie zabrzmiało dobrze). Później zaczyna go przepytywać w stylu crazy girlfriend. I wreszcie zaczyna się rozbierać... Będę szczery, nie byłem gotowy na rozbieraną scenę Maisie Williams. I na poziomie intelektualnym wiem, że zarówno aktorka jak i postać mają dwadzieścia parę lat, ale emocjonalnie ona wciąż jest dla mnie tym dzieciakiem w zbyt dużym hełmie z pilota serialu. Co uczyniło oglądanie tej sceny bardzo niezręcznym i nie pomaga tu świadomość, że Joe Dempsie (Gendry) jest w moim wieku (wciąż pamiętam, jak grał nastolatka dawno, dawno temu w pierwszych sezonach Skins). Co ciekawe, nie mam podobnych zastrzeżeń odnośnie scen w których morduje ludzi. Wolę nie zastanawiać się, jak to o mnie świadczy.
I na koniec mieliśmy kolejną osobę prezentującą nam swoją minę w stylu: właśnie zdałam sobie sprawę, że uprawiałam seks ze swoim bratankiem. Ta krypta wydaje się dobrym miejscem na podobne sceny.
Ogólnie, to był solidny odcinek pełny ludziom wybaczającym sobie rzeczy i szykujących się do bitwy, tylko zabrakło mu faktycznej bitwy, dlatego mam wrażenie, że będzie znacznie lepszy oglądany razem z tym, co czeka nas za tydzień.
Another One Bites The Dust:
I znów nikt. Ale mam wrażenie, że to już ostatni raz kiedy ta rubryka jest pusta. I nie zdziwię się, jeśli za tydzień wypełni większość wpisu.
Przemyślenia:
- Północ jest zamieszkana przez przerażające ilości bad assowych małych dziewczynek. Według mnie powinni po prostu wystawić armię z nich i mieć to z głowy.
- Tormund Giantsbane był absolutnym MVP tego odcinka. Każdy jego tekst był absolutnym złotem. Wliczając całą historię o piciu mleka olbrzymki. Jedyną rzeczą lepszą niż ta historia, były miny wszystkich, którzy jej słuchali.
- Dzieci w Winterfell są tak rasistowskie, że wolą zostawić ciepłą strawę, niż przebywać w towarzystwie Missandei.
- Podoba mi się, że na fragmencie muru na którym siedział Ogar były co najmniej dwa źródła ognia i on siedział na środku, z daleka od nich. Najwyraźniej jego fobia jest silniejsza niż zimno.
- Serial zalicza kolejną świetną piosenkę. Jenny of Oldstones śpiewaną przez Podrica w odcinku i Florence + the Machine w napisach końcowych. Odnosi się ona do wielokrotnie już wspominanej postaci z historii Westeros, kobiety z prostego ludu dla której Duncan Targaryen odrzucił szansę na koronę.
- Duch! Przez chwilę, w tle, ale jednak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz