środa, 11 kwietnia 2012

Game of Thrones, odc. 12: The Night Lands


I oto nadszedł drugi odcinek, a wraz z nim twórcy zakończyli przegląd postaci i dali nam faktyczną fabułę. Wciąż jest tu sporo ustawiania sceny na przyszłe wydarzenia, ale przynajmniej coś się dzieje. I wróciły nasze ulubione sekspozycje (ekspozycja z seksem dodanym do sceny). Ogólnie w tym odcinku mamy sporo seksu, czasami dosyć dziwnego. Ale po kolei. Tym razem skupię się bardziej na najważniejszych moim zdaniem elementach, zamiast streszczać całość. Bo bądźmy szczerzy, całość widzieliście w telewizji.

Więc Daenerys nadal siedzi na pustyni i czeka na ratunek. I to tyle w tym wątku, nie jestem pewny, czemu w ogóle się on tu znalazł. Wszystkie inne ukochane postacie, jak Sansa, Catelyn czy Joff, po prostu wycięto. I dobrze, przy takiej obsadzie, nie ma szans, ani powodu, by mieć wszystkich w każdym odcinku.

Tymczasem Theon wraca do domu. Dostajemy nową lokację na mapie, wszystko wygląda świetnie. Pyke ma surowy, zimny wygląd. Wszystko jest szarawe i pokryte plamami soli. Theon zwierza się przypadkowej nagiej kobiecie, a potem ociera o kazirodztwo. Naprawdę ma się to uczucie szczęśliwego powrotu do domu. Niestety wszystko psuje ojciec, ale tak już to jest. Mam pewne wątpliwości odnośnie siostry Theona, Yary. Głównie dlatego, że Asha była jedną z moich ulubionych postaci w książkach. Ale to nic, dam jej jeszcze kilka odcinków zanim podejmę decyzję. Tak czy inaczej, Greyjoyowie są świetnie przedstawieni i podoba mi się nacisk na wątek Theona. Zwłaszcza, że uważam go za jeden z najciekawszych wątków w książce.

Duch wygląda znacząco lepiej niż Szary Wicher tydzień temu. Że nie wspomnę o cudownej dyskusji o pierdzących trupach i urokach dorastania na farmie. Edd Cierpięrtnik naprawdę zasługuje na własny spin-off.

A jak jesteśmy przy zabawnych dyskusjach, dialog o tym, kiedy można nazwać walkę bitwą był świetny. Ogólnie Arya i jej nowi towarzysze walczą o miano najsympatyczniejszej bandy w serialu. Choć nie da się nie zauważyć, że po pierwsze, wszyscy więźniowie w klatce mieli nosy. Po drugie, Gendry przejrzał doskonałe przebranie Aryi znacznie wcześniej niż w książce. Czyżby wróżyło to dalsze odstępstwa od książki?

Nie da się też nie wspomnieć kolejnej sceny burdelowej. Wstęp do niej był trochę dziwny, nie jestem pewny, co twórcy chcieli nam przekazać. Niemniej uroczy monolog Littlefingera do Ros był jak najbardziej zrozumiały. Petyr jest rozsądnym biznesmenem, który nie lubi złych inwestycji. Nie da się nie dostrzec rozsądku w jego rozumowaniu. Może poza faktem, że mówimy o ludziach, a nie przedmiotach. Choć dla Littlefingera to chyba mała różnica.

Miło też widzieć, że Tyrion nie popełnia błędów Neda. W sensie, nie jest honorowym głupcem, wierzącym ludziom o potwierdzonej reputacji, niegodnych zaufania. I robi to ze stylem, czyniąc scenę z Janosem Slyntem jedną z najlepszych w odcinku (choć konkurencja jest ostra).

Tymczasem król Stannis poświęca się dla swojej nowej religii. I trzeba przyznać, że w różnych religiach oznacza to zaskakująco różne rzeczy. Choć trochę żal tych drewnianych żołnierzyków, mam nadzieję, że bardzo się nie potłukły.

A teraz nowy kącik, o wdzięcznej nazwie:
Another one bites the dust
RIP Rakharo. Pierwsza ofiara tego nowego sezonu, zapewne nie ostatnia. W książkach był całkowicie niezauważalny, w serialu naprawdę zdołał pochwycić nasze serca. Prawie udusił Viserysa, miał świetną rozmowę o ojcach z Jorahem. Dodał kolorytu wątkowi Dany, dzięki skrywającemu się w tle głównych wydarzeń romansowi z Irri. I ostatecznie stracił głowę dla swojej khaleesi.

A z radośniejszych elementów, wczoraj HBO oficjalnie dało zielone światło trzeciemu sezonowi. Oprze się on na pierwszej połowie Nawałnicy Mieczy i zapewne zakończy pewną pamiętną sceną. A sam GRRM napisze scenariusz do siódmego odcinka, zatytułowanego "Jesienne Burze".

2 komentarze:

  1. W książce nie trzeba było się tak poświęcać dla religii, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zostało to powiedziane wprost. Aczkolwiek w kilku miejscach pojawia się sugestia, że jednak Stannis się poświęcał. I efekty tego poświęcania były dosyć... magiczne.

    OdpowiedzUsuń