wtorek, 21 maja 2013

Game of Thrones, odc. 28: Second Sons (3x08)

I wreszcie dotarliśmy do pierwszego z czterech nadchodzących wesel. I trzeba przyznać, że była to impreza w prawdziwym stylu rodziny Lannisterów. Wystawna, pełna mniej lub bardziej pasywnej agresji, pijaństwa i niezbyt zdrowych stosunków rodzinnych (a jak objaśniła nam Ollena już niedługo wszyscy na tej sali będą ze sobą spokrewnieni i to w dosyć zawiły sposób).

To był zdecydowanie najbardziej skoncentrowany odcinek w tym sezonie. Poza pierwszą i ostatnią sceną, skupiał się wyłącznie na trzech wątkach i wszystkie zostały poprowadzone świetnie. Davos wreszcie wydostał się z celi i w samą porę, by ocalić Gendrego przed zakusami Czerwonej Kapłanki. Swoją drogą to ciekawe, że przez tych kilka odcinków Stannis dosłownie zamknął swoje sumienie w klatce. Tak czy inaczej wszystko wróciło do normy. No poza tym, że Gendry nadal jest zagrożony złożeniem w ofierze, tudzież byciem zgwałconym przez MILFę. Zgaduję, że przynajmniej jednej z tych rzeczy by się nie sprzeciwiał. Z drugiej strony, to mogłoby sprowadzić na niego gniew zazdrosnego króla Stannisa. Gendry ma naprawdę przewalone.

A jak jesteśmy przy postaciach które mają przewalone... No cóż, to chyba właściwie wszyscy nowo- i wkrótce-żeńcy w Królewskiej Przystani. Oczywiście Tyrion i Sansa byli tu na wyeksponowanej pozycji, ale nie da się ukryć, że Margaery też ma przesrane. I jak wspaniale zakończył się, właściwie chyba pierwszy dialog Cersei i Lorasa w tym serialu.
Ogólnie całość była dziwna, niezręczna i skończyła się dla wszystkich zainteresowanych upokorzeniem i rozczarowaniem (no, może poza Shae i nami widzami). Jako plus, Dinklage jest świetnym pijakiem i chyba powiedział to, co wszyscy chcielibyśmy powiedzieć Joffowi. Szkoda, że później musiał to odwołać i pewnie jeszcze przyjdzie mu zapłacić za tą chwilę szczerości.

Uwielbiam wątek Dany w tym sezonie. Jest w nim wszystko to, czego brakowało w zeszłym roku. Akcja, polityka, wojna i palące wszystko smoki. To znaczy w tym konkretnym odcinku nie było smoków, ale to czyste szczegóły. Za to byli obleśni najemnicy i w szokujący sposób, najbardziej obleśnym z nich nie był wcale Daario. Tak właściwie, to wcale nie był on obleśny, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo w książkach był jedną z najobleśniejszych postaci w całej sadze. Brak niebieskiej brody i złotych zębów naprawdę wyszedł mu na zdrowie. Przy czym, nie da się ukryć, że najemnicy w serialu ogólnie są dosyć mało pstrokaci. Książki jasno stwierdzały, że niczym piraci, najemnicy w tym świecie mają zwyczaj nosić cały swój majątek na sobie w postaci biżuterii i drogich ubrań.
Tak czy inaczej armia Dany rośnie w zaskakującym tempie, całość rozegrała się trochę inaczej niż w książce, ale sądzę, że to raczej kwestia rozbicia tej historii na więcej odcinków, poprzez rozdzielenie elementów które w powieści występowały równocześnie.

Another One Bites The Dust: 
RIP dwaj niezbyt mili najemnicy których nie zdążyliśmy faktycznie poznać i 3 pijawki które najwyraźniej bardzo dobrze poznały Gendrego.

Przemyślenia:
- SAM THE SLAYER! Wreszcie! Szkoda tylko, że zostawił sztylet przy resztkach White Walkera.

- Cersei w tym odcinku naprawdę pokazała pazurki, zwłaszcza w starciu ze swoją przyszłą synową. I miło, że wreszcie wyjaśnili historię piosenki Lannisterów, zwłaszcza biorąc pod uwagę tytuł następnego odcinka.

- Emilia Clarke była całkowicie zjawiskowa w scenie kąpieli.

- Ser Bronn nie zmienił ubrania nawet na ślub Tyriona. Ciekawe, czy kiedykolwiek zobaczymy go i innym stroju. Mam nadzieję, bo to zaczyna wyglądać idiotycznie.

Niestety na kolejny odcinek przyjdzie nam czekać, aż dwa tygodnie. A to oznacza, że kolejne wesele dopiero 2 czerwca. Dziewiąty odcinek to tradycyjnie najmocniejsze uderzenie sezonu i zapowiada się, że tym razem będzie tak samo, bo już po zapowiedziach widać wszystkie sceny na które czekam w tym sezonie. I do tego ten tytuł: The Rains of Castamere.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz