Jako osoba, która czytała książki muszę przyznać, że to był najbardziej zaskakujący i ekscytujący odcinek w całym tym serialu. Działo się sporo rzeczy, o których nie wiedziałem, że się staną, których się nie spodziewałem i które sprawiają, że nie mam pojęcia dokąd zmierzamy, a to zawsze coś dobrego. Zwłaszcza w adaptacjach, gdzie o wiele trudniej zaskoczyć widza w sposób, nie zrywający z materiałem źródłowym. I wymaga to znacząco więcej odwagi. Ale po kolei.
Zacznę od dwóch zarzutów które mam wobec tego odcinka. Po pierwsze, podbój Meereen był zaskakująco mało widowiskowy. Jakiś napis na ścianie, flaga na piramidzie, tłum zabijający jednego Pana i nagle BAM! Dany jest władczynią miasta. Ja rozumiem, że serial ma ograniczenia czasowe i finansowe, ale mimo to czuję, że mogli to zrobić trochę bardziej dramatycznie.
Drugi problem to fakt, że twórcy najwyraźniej przeszli do porządku dziennego nad zeszłotygodniowym gwałtem, całkowicie ignorując jego konsekwencje dla tych postaci. Ich wzajemne relacje wydają się być dokładnie w tym samym punkcie, a Jaime zwyczajnie wrócił do bycia pozytywnym bohaterem. Trochę to dziwne i zdecydowanie nie wykorzystuje potencjału fabularnego całej sytuacji.
Poza tym, jestem zaskoczony, że tak szybko ujawnili winnych i mechanizm morderstwa. Choć to raczej nie zarzut, raczej spostrzeżenie, które sprawia, że tym bardziej zastanawiam się, co przed nami, skoro zdecydowali się ujawnić prawdę tak szybko.
I tak docieramy do tego, co stanowiło prawdziwe mięcho tego odcinka, północ. Locke przybywa na Mur i dołącza do ekipy Jona. Bran i spółka trafiają w sam środek Czasu Apokalipsy, z bandą szalonych kultystów i ich jeszcze bardziej szalonym przywódcą. I na koniec dostajemy coś, czego nigdy nie widzieliśmy w książkach, narodziny White Walkera. Prawdę powiedziawszy, ta jedna scena dała nam więcej informacji o Wielkich Złych, niż wszystkie 5 książek razem wziętych. I wreszcie dowiedzieliśmy się, po co im te dzieci. Choć nadal pozostało sporo pytań. Czy wszyscy Walkerzy powstali w ten sposób? Kim jest Albinoski Darth Maul? Królem, przywódcą religijnym, magiem? Czy przemianie mogą ulec tylko dzieci? Pytań jest w sumie więcej, niż odpowiedzi. Tak czy inaczej, to było dobre zakończenie. I naprawdę mam nadzieję, że serial pokaże nam dużo więcej scen z życia Twierdzy Crastera.
Another One Bites The Dust:
RIP... nikt kto posiadałby imię, czy więcej niż jedną scenę. Choć teoretycznie w Meereen zginęły setki, a może nawet tysiące ludzi. Powstania niewolników, jak większość zbrojnych rewolucji, bywają dosyć krwawe, nawet bez Dany dorzucającej swoje trzy grosze.
Przemyślenia:
-Ser Pounce zaliczył występ, ku wielkiej radości fanów książek. Swoją drogą, Gwardia Królewska jest naprawdę beznadziejna w swojej pracy.
- "Bracia Królobójcy" - to się nazywa dobry pomysł na serial
- Więc Brienne dostała wspaniały miecz, zbroję, giermka i misję by ocalić księżniczkę (mniej więcej)... to jak fabuła filmu Disneya. Jestem pewny, że cała sytuacja nie pójdzie straszliwie źle dla wszystkich zainteresowanych.
- Przerobienie czaszki Starego Niedźwiedzia na kielich było wyjątkowo chamskim ruchem.
wtorek, 29 kwietnia 2014
wtorek, 22 kwietnia 2014
Game of Thrones, odc. 33: Breaker of Chains (4x03)
W Westeros, po weselach "syndrom dnia następnego" wygląda trochę inaczej, niż w naszym świecie. U nas ludzie narzekają, wymiotują i piją dużo wody, tam lądują w lochach, zdobywają i tracą władzę oraz, jak się okazuje, gwałcą własne siostry... I człowiek od razu wie, że ogląda Grę o Tron.
Zacznijmy od przysłowiowego "słonia w pokoju", czyli sceny, w której Jaime gwałci własną siostrę w sepcie, przy ciele ich syna, powtarzając "I dont't care". To było niepokojące... nie wiem, czy to dobre słowo, popierdolone raczej wydaje się bardziej na miejscu. I to nawet jak na standardy HBO, a to wiele mówi. Nie będę się tu wdawał w całą dyskusję o tej scenie z punktu widzenia moralności, bo nie po to tu jestem. Bo w sumie, nie ma też za bardzo o czym gadać. Gwałt jest zły. Koniec. Ale spojrzę na to z punktu widzenia fabularnego. Co ta scena oznacza dla narracji? Przede wszystkim dno. Dla Cersei i Jaimea. Obydwoje uderzyli w tej scenie o kamieniste podłoże. Bo dla Cersei ta scena dosłownie polega na tym, że jej syn nie żyje, Tywin odbiera jej drugiego syna, a później jej brat/kochanek przychodzi i zamiast pomóc, zaczyna ją gwałcić. Z drugiej strony mamy Jaima, który po tym wszystkim co przeszedł przez te trzy sezony, po wszystkich rzeczach które "zrobił z miłości" w tej scenie pozwala, by do głosu doszły wszystkie frustracje i żądze. Cała, tłumiona przez ten czas nienawiść do siebie i jej. Jeśli dodamy do tego fakt, że Tyrion siedzi w celi, pozbawiony wszelkich sojuszników, to ten odcinek jest zdecydowanie najniższym punktem dla dzieci Tywina.
A jak mowa o Tywinie, to wygląda na to, że Papa Lannister również spisał swoje pociechy na straty i postanowił skupić się na tych kartach, które zostały mu w dłoni. Pechowo dla Tommena, oznacza to jego. I tak przyszły król dostaje lekcję z historii, polityki i wychowania seksualnego. Cholera, Tywin naprawdę nie ma zamiaru zostawić niczego przypadkowi. Z drugiej strony jest w tym odcinku scena, która sprawia, że mam pewne wątpliwości, na temat dyplomatycznych talentów Namiestnika. Konkretnie chodzi mi o scenę z Oberynem. I fragment, w którym mówi mu o Daenerys. "Hej, kojarzysz Targaryean, ten ród w który wżeniła się połowa twoich przodków jak również twoja siostra? Otóż ich ostatnia potomkini ma smoki i najwyraźniej chce tu przyjechać i zabić wszystkich ludzi, na których chcesz się zemścić. Więc oczywiście poprzesz mnie, przeciwko niej, prawda?" Nawet nie chcę analizować logiki tej propozycji.
Wspomnę jeszcze o Daario, bo mam pewien problem z aktorem, który obecnie go gra. Aktor, który robił to w poprzednim sezonie sprawiał wrażenie obleśnego dupka, którego chciałem uderzyć, za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie. To raczej niezbyt dobrze, ale ale przynajmniej było spójne z książkami, gdzie postać Daario wywoływała u mnie podobne odczucia. Problem z nowym Daario polega na tym, że faktycznie zaczynam go lubić, co normalnie byłoby czymś pozytywnym, ale w tym przypadku nie jest.
Another One Bites The Dust:
RIP Dontos, był kiepskim błaznem i jeszcze gorszym Kapitanem Ameryką (jeśli pamiętacie jego zbroję, na początku drugiego sezonu), ale za to... nie, szczerze mówiąc nie mam do powiedzenia nic poza ty. Był głupcem i pijakiem i ostatecznie doprowadziło go to do śmierci... To znaczy to i bełt w twarzy, ale w tym serialu to praktycznie to samo.
Przemyślenia:
- Pedofinger wrócił! Ciekawe co knuł przez te wszystkie odcinki, które upłynęły od śmierci Rose.
- Ta wioska niedaleko Muru wyglądała świetnie. Pokryta trawą i w ogóle... Szkoda, że maskowanie nie pomogło.
- I jak przy tym jesteśmy, rozumiem że Ygritte jest wkurzona, ale nie musi się wyżywać na biednych zjadaczach ziemniaków. Czy oni w ogóle mają ziemniaki w Westeros? Choć nie, wolę nie zaczynać tej dyskusji.
- Więc według Sama, przeciwieństwem bycia napastowaną przez mężczyzn jest praca w burdelu... Biedny Sam. I pewnie jeszcze biedniejsza Gilly.
- Podoba mi się, że Jon wreszcie zaczął być bardziej zdecydowany.
- Arya poznaje kolejną trudną lekscję na temat życia w Westeros.
- Na koniec jeszcze wrócą do Tommena, pominę już to, że zmienili grającego go aktora, ale w książkach Tommen był małym, tłuściutkim chłopcem, który lubił bawić się z kotami i jeść podwieczorki i zawsze słuchał swojej mamusi i pani narzeczonej. Ten Tommen wydaje się znacząco mniej dziecinny, co może całkowicie zmienić dynamikę między głównymi postaciami tego wątku. Z drugiej strony, do tej pory twórcy serialu dobrze wychodzili na podobnych zmianach (patrz Margaery)więc może i tym razem nie zawiodą.
Zacznijmy od przysłowiowego "słonia w pokoju", czyli sceny, w której Jaime gwałci własną siostrę w sepcie, przy ciele ich syna, powtarzając "I dont't care". To było niepokojące... nie wiem, czy to dobre słowo, popierdolone raczej wydaje się bardziej na miejscu. I to nawet jak na standardy HBO, a to wiele mówi. Nie będę się tu wdawał w całą dyskusję o tej scenie z punktu widzenia moralności, bo nie po to tu jestem. Bo w sumie, nie ma też za bardzo o czym gadać. Gwałt jest zły. Koniec. Ale spojrzę na to z punktu widzenia fabularnego. Co ta scena oznacza dla narracji? Przede wszystkim dno. Dla Cersei i Jaimea. Obydwoje uderzyli w tej scenie o kamieniste podłoże. Bo dla Cersei ta scena dosłownie polega na tym, że jej syn nie żyje, Tywin odbiera jej drugiego syna, a później jej brat/kochanek przychodzi i zamiast pomóc, zaczyna ją gwałcić. Z drugiej strony mamy Jaima, który po tym wszystkim co przeszedł przez te trzy sezony, po wszystkich rzeczach które "zrobił z miłości" w tej scenie pozwala, by do głosu doszły wszystkie frustracje i żądze. Cała, tłumiona przez ten czas nienawiść do siebie i jej. Jeśli dodamy do tego fakt, że Tyrion siedzi w celi, pozbawiony wszelkich sojuszników, to ten odcinek jest zdecydowanie najniższym punktem dla dzieci Tywina.
A jak mowa o Tywinie, to wygląda na to, że Papa Lannister również spisał swoje pociechy na straty i postanowił skupić się na tych kartach, które zostały mu w dłoni. Pechowo dla Tommena, oznacza to jego. I tak przyszły król dostaje lekcję z historii, polityki i wychowania seksualnego. Cholera, Tywin naprawdę nie ma zamiaru zostawić niczego przypadkowi. Z drugiej strony jest w tym odcinku scena, która sprawia, że mam pewne wątpliwości, na temat dyplomatycznych talentów Namiestnika. Konkretnie chodzi mi o scenę z Oberynem. I fragment, w którym mówi mu o Daenerys. "Hej, kojarzysz Targaryean, ten ród w który wżeniła się połowa twoich przodków jak również twoja siostra? Otóż ich ostatnia potomkini ma smoki i najwyraźniej chce tu przyjechać i zabić wszystkich ludzi, na których chcesz się zemścić. Więc oczywiście poprzesz mnie, przeciwko niej, prawda?" Nawet nie chcę analizować logiki tej propozycji.
Wspomnę jeszcze o Daario, bo mam pewien problem z aktorem, który obecnie go gra. Aktor, który robił to w poprzednim sezonie sprawiał wrażenie obleśnego dupka, którego chciałem uderzyć, za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie. To raczej niezbyt dobrze, ale ale przynajmniej było spójne z książkami, gdzie postać Daario wywoływała u mnie podobne odczucia. Problem z nowym Daario polega na tym, że faktycznie zaczynam go lubić, co normalnie byłoby czymś pozytywnym, ale w tym przypadku nie jest.
Another One Bites The Dust:
RIP Dontos, był kiepskim błaznem i jeszcze gorszym Kapitanem Ameryką (jeśli pamiętacie jego zbroję, na początku drugiego sezonu), ale za to... nie, szczerze mówiąc nie mam do powiedzenia nic poza ty. Był głupcem i pijakiem i ostatecznie doprowadziło go to do śmierci... To znaczy to i bełt w twarzy, ale w tym serialu to praktycznie to samo.
Przemyślenia:
- Pedofinger wrócił! Ciekawe co knuł przez te wszystkie odcinki, które upłynęły od śmierci Rose.
- Ta wioska niedaleko Muru wyglądała świetnie. Pokryta trawą i w ogóle... Szkoda, że maskowanie nie pomogło.
- I jak przy tym jesteśmy, rozumiem że Ygritte jest wkurzona, ale nie musi się wyżywać na biednych zjadaczach ziemniaków. Czy oni w ogóle mają ziemniaki w Westeros? Choć nie, wolę nie zaczynać tej dyskusji.
- Więc według Sama, przeciwieństwem bycia napastowaną przez mężczyzn jest praca w burdelu... Biedny Sam. I pewnie jeszcze biedniejsza Gilly.
- Podoba mi się, że Jon wreszcie zaczął być bardziej zdecydowany.
- Arya poznaje kolejną trudną lekscję na temat życia w Westeros.
- Na koniec jeszcze wrócą do Tommena, pominę już to, że zmienili grającego go aktora, ale w książkach Tommen był małym, tłuściutkim chłopcem, który lubił bawić się z kotami i jeść podwieczorki i zawsze słuchał swojej mamusi i pani narzeczonej. Ten Tommen wydaje się znacząco mniej dziecinny, co może całkowicie zmienić dynamikę między głównymi postaciami tego wątku. Z drugiej strony, do tej pory twórcy serialu dobrze wychodzili na podobnych zmianach (patrz Margaery)więc może i tym razem nie zawiodą.
wtorek, 15 kwietnia 2014
Game of Thrones, odc. 32: The Lion and The Rose (4x02)
I oto nadszedł ten radosny dzień, kiedy miliony internautów wrzasnęły radośnie i wielka szczęście spadło na krainy ludzkości, bo oto nadszedł setny post na tym blogu :D . Aha, no i Król Dupek wreszcie padł trupem, to też się wydarzyło i mogło potencjalnie wywołać większą radość, ale nie będę się o to sprzeczał.
Pamiętam jak wczoraj, kiedy zakładałem ten blog o RPGach, który następnie stał się blogiem o serialach i... Co? No tak, wolicie posłuchać o Grze o Tron... no dobrze więc.
Król Nie Żyje! Coś co normalnie zdarzyłoby się w 9 odcinku, tym razem spadło na nas już w drugim. To coś mówi o tym nadchodzącym sezonie.
Ale wracając do meritum , tyran umarł... Tyran? To zabawne ale kiedy się na to spojrzy, ale z punktu widzenia większości mieszkańców stolicy, ba, nawet całego Westeros, Joffrey nie był zły. Wręcz przeciwnie, był młodym, bohaterskim królem, toczącym zwycięską wojnę z uzurpatorami. Mało tego, kiedy naprawdę dobrze się nad tym zastanowić, nawet z naszego punktu widzenia, Joff nie był prawdziwym tyranem. Raczej rozpuszczonym smarkaczem, ze zbyt dużą władzą. Przed założeniem korony Joff nie był potworem. Zdecydowanie był dupkiem, ale nie prawdziwą bestią, dopiero władza go zmieniła. Widok tego, jak każda kolejna zbrodnia uchodzi mu na sucho. W pewnym sensie, Joffrey był po prostu niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu. Niejednokrotnie bardziej żałosną, niż złą. I chyba to czyniło go takim dobrym czarnym charakterem. Mogliśmy go nienawidzić, ale nikt z nas nie potrafił go szanować. Darth Vader wzbudza szacunek, podobnie Hannibal Lecter czy Joker. Nawet w samej Grze o Tron mamy takie postacie jak Tywin czy Roose. Ludzi, o których wiemy, że są źli, ale równocześnie, w jakimś sensie, nie możemy przestać myśleć, że są też zajebiści. Wzbudzają w nas strach. Ale nie Joff, on był zły w najbardziej żałosny i nie zastraszający sposób, jaki tylko można sobie wyobrazić. Postać stworzona by budzić nienawiść widza.
Internet ewidentnie świętuje. Ale wśród wyrazów radości pojawia się też pytanie... Kto zabił króla Joffreya? Wiemy na kogo padło podejrzenie, zwłaszcza po tym ostatnim, epickim starciu pomiędzy królem i jego wujem. Ale ludzi z motywem i sposobnością było dużo więcej.
Sansa podała Tyrionowi kielich, następnie znalazł się on w rękach Margeary, by wreszcie postać chwilę na stole poza kadrem. Służąca podała ciasto. Oczywiście trucizna mogła też zostać podana wcześniej. Właściwie wszyscy poza rodzicami Joffreya mieli motyw. Jakby na to nie patrzeć, na miejscu był nienawidzący Lannisterów facet, o przydomku Czerwona Żmija i to pochodzący z krainy słynącej między innymi z trucicielstwa. Jak w dobrym kryminale, cała sekwencja kolejnych scen w trakcie wesela, najeżona jest tropami i podejrzeniami. Wspomnę o czymś jeszcze. Może pamiętacie, że cała ta historia zaczęła się od tego, że ktoś otruł ówczesnego Namiestnika, Jona Arryna. To ciekawe, że 32 odcinki później, tak naprawdę wciąż nie dowiedzieliśmy się, kto stał za tą zbrodnią. Główna podejrzana, Cersei, nigdy naprawdę się do tego nie przyznała, i nie otruła nikogo od tamtej pory. Jak już jesteśmy przy nierozwiązanych zbrodniach - kto tak właściwie nasłał tego zabójcę z nożem, by zabił Branna, jeszcze w pierwszym sezonie. Z tego co pamiętam, to dwie zbrodnie, od których cała ta wojna się zaczęła i do dziś nie wiemy, kto za nimi stał. Jedynie, że winą obarczono Lannisterów, w drugim przypadku konkretnie Tyriona. A teraz wojna się skończyła i kolejna zbrodnia znów pcha nas w kierunku chaosu, a Tyriona w objęcia strażnika więziennego.
SPOILER, jeśli nie czytałeś/aś książek, lepiej omiń ten akapit:
Oczywiście w książce już wiadomo, kto maczał swój mały palec w dwóch z tych zbrodni i siał zamęt używając trzeciej. Trudno dziś powiedzieć, czy w serialu będzie tak samo, ale jest coś wartego uwagi. Królowa Cierni rozmawiając z Sansą ewidentnie dotyka jej naszyjnika w sposób sugerujący, że coś z niego zabrała. Niestety nie ma wcześniej zbyt dobrych ujęć rzeczonego naszyjnika, by ocenić co. Cokolwiek to było, zapewne wylądowało w dłoniach Margeary, a następnie w kielichu. A wszystko, dzięki naszemu ulubionemu knujowi, który mam nadzieję, objawi się już w następnym odcinku.
Another One Bites The Dust:
RIP Joffrey Baratheon, Pierwszy Tego Imienia, Król Andalów i Pierwszych Ludzi, Władca Siedmiu Królestw. Jego rządy były krótkie, burzliwe i godne legendy. Mimo wszystko, będzie mi go brakować. W opowieści pełnej wielowymiarowych postaci, on był po prostu sadystycznym dupkiem. I dobrze, tacy też są potrzebni w dobrej historii. I myślę, że wszyscy, którzy teraz świętują jego odejście, jeszcze zatęsknią za jego głupawym uśmiechem i twarzą wręcz proszącą się o spoliczkowanie. Ale przede wszystkim, czapki z głów dla Jacka Gleesona, który był perfekcyjny w każdej sekundzie jaką spędził na ekranie i pozostał mistrzem do samego końca, zapewniając sobie miejsce w panteonie najbardziej znienawidzonych czarnych charakterów w historii tv. Czuję, że jego odejście pozostawi w naszych sercach dziurę nie mniejszą, niż ta zostawiona przez Neda Starka czy Khala Drogo. Ale, na pocieszenie, zawsze zostanie nam jego pomnik w Królewskiej Przystani.
Przemyślenia:
- HODOR!
- Wizje Branna zasługują pewnie na osobny akapit, zwłaszcza, że to odcinek Georga. I prowadzą do kolejnych pytań, których nie ma w książce. Czy zombie dziewczynka z pierwszego odcinka serialu była Dzieckiem Lasu? O co chodziło z Innym podchodzącym do kryształu? Czy pojawienie się zniszczonej sali tronowej w dwóch różnych wizjach znaczy, że to naprawdę się stanie? Czy Dany naprawdę dotrze kiedyś do Smoczej Przystani? Gdzie jest Stara Niania? No, może z tym ostatnim się zapędziłem.
- Trzy pijawki, dwóch królów. Na miejscu Greyjoya zacząłbym się obawiać.
- To fajnie, że twórcy znaleźli nowe zadanie dla Bronna. Bądźmy szczerzy, ten facet jest największym farciarzem w całej tej historii. Jakimś cudem zawsze ląduje na czterech łapach.
- Oberyn jest mistrzem w grożeniu ludziom w kulturalny i uprzejmy sposób.
- Streszczenie pierwszych trzech sezonów w postaci walki karłów, która obraża większość ludzi przy stole. Trzeba przyznać to Joffreyowi, niewielu ludzi ma taki rozmach w byciu dupkiem. W sumie i tak trudno byłoby mu to przebić, więc może to lepiej, że odszedł, pozostawiając wszystkich pod wrażeniem swojego największego dzieła.
- Przyroda nie lubi próżni, więc już w tym odcinku widać, że w miejsce sadystycznego dupka dostaliśmy prawdziwego psychopatę. A Ramsay dopiero się rozkręca.
- Naprawdę trzeba docenić fakt, że nawet umierając, Joffrey zdołał przewalić wszystko dla Tyriona. To się nazywa zaangażowanie. Oto co odrużnia zwykłych dupków, od największego dupka.
Pamiętam jak wczoraj, kiedy zakładałem ten blog o RPGach, który następnie stał się blogiem o serialach i... Co? No tak, wolicie posłuchać o Grze o Tron... no dobrze więc.
![]() |
Czy tylko ja miałem problem, ze skupieniem uwagi w tej scenie? |
Ale wracając do meritum , tyran umarł... Tyran? To zabawne ale kiedy się na to spojrzy, ale z punktu widzenia większości mieszkańców stolicy, ba, nawet całego Westeros, Joffrey nie był zły. Wręcz przeciwnie, był młodym, bohaterskim królem, toczącym zwycięską wojnę z uzurpatorami. Mało tego, kiedy naprawdę dobrze się nad tym zastanowić, nawet z naszego punktu widzenia, Joff nie był prawdziwym tyranem. Raczej rozpuszczonym smarkaczem, ze zbyt dużą władzą. Przed założeniem korony Joff nie był potworem. Zdecydowanie był dupkiem, ale nie prawdziwą bestią, dopiero władza go zmieniła. Widok tego, jak każda kolejna zbrodnia uchodzi mu na sucho. W pewnym sensie, Joffrey był po prostu niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu. Niejednokrotnie bardziej żałosną, niż złą. I chyba to czyniło go takim dobrym czarnym charakterem. Mogliśmy go nienawidzić, ale nikt z nas nie potrafił go szanować. Darth Vader wzbudza szacunek, podobnie Hannibal Lecter czy Joker. Nawet w samej Grze o Tron mamy takie postacie jak Tywin czy Roose. Ludzi, o których wiemy, że są źli, ale równocześnie, w jakimś sensie, nie możemy przestać myśleć, że są też zajebiści. Wzbudzają w nas strach. Ale nie Joff, on był zły w najbardziej żałosny i nie zastraszający sposób, jaki tylko można sobie wyobrazić. Postać stworzona by budzić nienawiść widza.
Internet ewidentnie świętuje. Ale wśród wyrazów radości pojawia się też pytanie... Kto zabił króla Joffreya? Wiemy na kogo padło podejrzenie, zwłaszcza po tym ostatnim, epickim starciu pomiędzy królem i jego wujem. Ale ludzi z motywem i sposobnością było dużo więcej.
Sansa podała Tyrionowi kielich, następnie znalazł się on w rękach Margeary, by wreszcie postać chwilę na stole poza kadrem. Służąca podała ciasto. Oczywiście trucizna mogła też zostać podana wcześniej. Właściwie wszyscy poza rodzicami Joffreya mieli motyw. Jakby na to nie patrzeć, na miejscu był nienawidzący Lannisterów facet, o przydomku Czerwona Żmija i to pochodzący z krainy słynącej między innymi z trucicielstwa. Jak w dobrym kryminale, cała sekwencja kolejnych scen w trakcie wesela, najeżona jest tropami i podejrzeniami. Wspomnę o czymś jeszcze. Może pamiętacie, że cała ta historia zaczęła się od tego, że ktoś otruł ówczesnego Namiestnika, Jona Arryna. To ciekawe, że 32 odcinki później, tak naprawdę wciąż nie dowiedzieliśmy się, kto stał za tą zbrodnią. Główna podejrzana, Cersei, nigdy naprawdę się do tego nie przyznała, i nie otruła nikogo od tamtej pory. Jak już jesteśmy przy nierozwiązanych zbrodniach - kto tak właściwie nasłał tego zabójcę z nożem, by zabił Branna, jeszcze w pierwszym sezonie. Z tego co pamiętam, to dwie zbrodnie, od których cała ta wojna się zaczęła i do dziś nie wiemy, kto za nimi stał. Jedynie, że winą obarczono Lannisterów, w drugim przypadku konkretnie Tyriona. A teraz wojna się skończyła i kolejna zbrodnia znów pcha nas w kierunku chaosu, a Tyriona w objęcia strażnika więziennego.
SPOILER, jeśli nie czytałeś/aś książek, lepiej omiń ten akapit:
Oczywiście w książce już wiadomo, kto maczał swój mały palec w dwóch z tych zbrodni i siał zamęt używając trzeciej. Trudno dziś powiedzieć, czy w serialu będzie tak samo, ale jest coś wartego uwagi. Królowa Cierni rozmawiając z Sansą ewidentnie dotyka jej naszyjnika w sposób sugerujący, że coś z niego zabrała. Niestety nie ma wcześniej zbyt dobrych ujęć rzeczonego naszyjnika, by ocenić co. Cokolwiek to było, zapewne wylądowało w dłoniach Margeary, a następnie w kielichu. A wszystko, dzięki naszemu ulubionemu knujowi, który mam nadzieję, objawi się już w następnym odcinku.
Another One Bites The Dust:
RIP Joffrey Baratheon, Pierwszy Tego Imienia, Król Andalów i Pierwszych Ludzi, Władca Siedmiu Królestw. Jego rządy były krótkie, burzliwe i godne legendy. Mimo wszystko, będzie mi go brakować. W opowieści pełnej wielowymiarowych postaci, on był po prostu sadystycznym dupkiem. I dobrze, tacy też są potrzebni w dobrej historii. I myślę, że wszyscy, którzy teraz świętują jego odejście, jeszcze zatęsknią za jego głupawym uśmiechem i twarzą wręcz proszącą się o spoliczkowanie. Ale przede wszystkim, czapki z głów dla Jacka Gleesona, który był perfekcyjny w każdej sekundzie jaką spędził na ekranie i pozostał mistrzem do samego końca, zapewniając sobie miejsce w panteonie najbardziej znienawidzonych czarnych charakterów w historii tv. Czuję, że jego odejście pozostawi w naszych sercach dziurę nie mniejszą, niż ta zostawiona przez Neda Starka czy Khala Drogo. Ale, na pocieszenie, zawsze zostanie nam jego pomnik w Królewskiej Przystani.
Przemyślenia:
- HODOR!
- Wizje Branna zasługują pewnie na osobny akapit, zwłaszcza, że to odcinek Georga. I prowadzą do kolejnych pytań, których nie ma w książce. Czy zombie dziewczynka z pierwszego odcinka serialu była Dzieckiem Lasu? O co chodziło z Innym podchodzącym do kryształu? Czy pojawienie się zniszczonej sali tronowej w dwóch różnych wizjach znaczy, że to naprawdę się stanie? Czy Dany naprawdę dotrze kiedyś do Smoczej Przystani? Gdzie jest Stara Niania? No, może z tym ostatnim się zapędziłem.
- Trzy pijawki, dwóch królów. Na miejscu Greyjoya zacząłbym się obawiać.
- To fajnie, że twórcy znaleźli nowe zadanie dla Bronna. Bądźmy szczerzy, ten facet jest największym farciarzem w całej tej historii. Jakimś cudem zawsze ląduje na czterech łapach.
- Oberyn jest mistrzem w grożeniu ludziom w kulturalny i uprzejmy sposób.
- Streszczenie pierwszych trzech sezonów w postaci walki karłów, która obraża większość ludzi przy stole. Trzeba przyznać to Joffreyowi, niewielu ludzi ma taki rozmach w byciu dupkiem. W sumie i tak trudno byłoby mu to przebić, więc może to lepiej, że odszedł, pozostawiając wszystkich pod wrażeniem swojego największego dzieła.
- Przyroda nie lubi próżni, więc już w tym odcinku widać, że w miejsce sadystycznego dupka dostaliśmy prawdziwego psychopatę. A Ramsay dopiero się rozkręca.
- Naprawdę trzeba docenić fakt, że nawet umierając, Joffrey zdołał przewalić wszystko dla Tyriona. To się nazywa zaangażowanie. Oto co odrużnia zwykłych dupków, od największego dupka.
wtorek, 8 kwietnia 2014
Game of Thrones, odc. 31: Two Swords (4x01)
Gra o Tron powróciła. I to w niezłym stylu. Będę szczery, pierwszy odcinek jest zwykle moim najmniej ulubionym w danym sezonie. Są powolne, ociężałe i pełne ustawiania sceny. Ten nie był inny, choć w swojej kategorii, chyba najlepszy do tej pory, zwłaszcza dzięki zakończeniu. Ale po kolei.
Zacznijmy od najważniejszego elementu tego odcinka... Oberyn Martell, Czerwona Żmija z Dorne. W jednym z wcześniejszych sezonów, Tywin stwierdził, że "Lew nie zaprząta sobie głowy opiniami owiec". Chyba wszyscy zdążyliśmy zobaczyć, że to nieprawda, ale żmija to co innego. I na tym polega wspaniałość postaci Oberyna, on naprawdę, szczerze, ma w dupie to, co o nim myślisz. Jest księciem (Martellowie, są jedynym rodem w Westeros z tytułem książęcym), który przybywa do stolicy na ślub króla i zaczyna wizytę od burdelu, rani ludzi króla, grozi najpotężniejszej rodzinie w królestwie, obnosi się z tym, że jego oficjalna kochanka jest bękartem, jak i z faktem, że wszystkie jego córki są bękartami spłodzonymi z najróżniejszymi kobietami, wliczając w to prostytutki i zakonnice (tego akurat nie było w odcinku, ale to nadal powszechna wiedza w Westeros, jako, że oficjalnie uznał wszystkie córki) i do tego wszystkiego jest otwarcie biseksualny. Renly był królem i nadal musiał się kryć ze swoimi upodobaniami, ale Czerwona Żmija ma to gdzieś. Głównie dlatego, że jest najniebezpieczniejszą osobą w pomieszczeniu. A konkretniej w każdym pomieszczeniu w jakim kiedykolwiek zdarzyło mu się przebywać. Ta seria ma sporo postaci, które nie mieszczą się w ustalonych przez społeczeństwo normach, Arya, Brienne, Tyrion czy nawet Littlefinger. Ale żadnej, która łamałaby te normy tak ostentacyjnie (i w takim stylu) jak Oberyn.
A teraz pomówmy o najbardziej uroczej psychopatce w Siedmiu Królestwach. Arya wreszcie ma swój miecz... i kucyka. Jest coś podnoszącego na duchu w fakcie, że ten odcinek może zaczął się od utraty jednego miecza Starków, ale zakończył na odzyskaniu innego. Jak pierwsze wyraźne pęknięcie na zwycięstwie Lannisterów. I kolejna osoba skreślona z listy.
Another One Bites The Dust:
RIP Lód, był dobrym mieczem, bardzo sprawnym w odcinaniu ludziom głów, nawet, jeśli tymi ludźmi był właściciel rzeczonego miecza. Jedyne pocieszenie to fakt, że z jego śmierci narodziły się dwa nowe miecze.
RIP Lannisterscy żołdacy, ze szczególnym uwzględnieniem Pollivera, patrząc wstecz, pewnie powinien był dać Ogarowi tego kurczaka.
RIP osoba, do której należała ręka, którą zjedli Thennowie. Przynajmniej zakładam, że ta osoba nie żyje, inaczej to wyjątkowo nieuprzejme z ich strony.
Przemyślenia:
- Pomnik Joffreya jest wspaniały. Tyle dobrych miejsc dla gołębi.
- Reakcja Lady Olenny na widok Brienne, bezcenna.
- Podobało mi się, że wspomnieli Dunka Wysokiego, mam nadzieję, że faktycznie dostanie on własny film, lub mini serię, bo to jedyna w tym świecie naprawdę szlachetna postać, która nie cierpi na każdym kroku za swoje przywiązanie do honoru i bycia przyzwoitą istotą ludzką.
- Minęło trochę czasu, a moja pamięć nie jest już taka jak kiedyś, ale wydaje mi się, że w książce Thennowie nie byli, aż tak ekscentryczni i, jakby to powiedzieć... kanibalami. A może mylę ich z innym plemieniem.
- Ale tak serio, ilu Dornijczyków potrzeba, by wychędożyć kozę?
Zacznijmy od najważniejszego elementu tego odcinka... Oberyn Martell, Czerwona Żmija z Dorne. W jednym z wcześniejszych sezonów, Tywin stwierdził, że "Lew nie zaprząta sobie głowy opiniami owiec". Chyba wszyscy zdążyliśmy zobaczyć, że to nieprawda, ale żmija to co innego. I na tym polega wspaniałość postaci Oberyna, on naprawdę, szczerze, ma w dupie to, co o nim myślisz. Jest księciem (Martellowie, są jedynym rodem w Westeros z tytułem książęcym), który przybywa do stolicy na ślub króla i zaczyna wizytę od burdelu, rani ludzi króla, grozi najpotężniejszej rodzinie w królestwie, obnosi się z tym, że jego oficjalna kochanka jest bękartem, jak i z faktem, że wszystkie jego córki są bękartami spłodzonymi z najróżniejszymi kobietami, wliczając w to prostytutki i zakonnice (tego akurat nie było w odcinku, ale to nadal powszechna wiedza w Westeros, jako, że oficjalnie uznał wszystkie córki) i do tego wszystkiego jest otwarcie biseksualny. Renly był królem i nadal musiał się kryć ze swoimi upodobaniami, ale Czerwona Żmija ma to gdzieś. Głównie dlatego, że jest najniebezpieczniejszą osobą w pomieszczeniu. A konkretniej w każdym pomieszczeniu w jakim kiedykolwiek zdarzyło mu się przebywać. Ta seria ma sporo postaci, które nie mieszczą się w ustalonych przez społeczeństwo normach, Arya, Brienne, Tyrion czy nawet Littlefinger. Ale żadnej, która łamałaby te normy tak ostentacyjnie (i w takim stylu) jak Oberyn.
A teraz pomówmy o najbardziej uroczej psychopatce w Siedmiu Królestwach. Arya wreszcie ma swój miecz... i kucyka. Jest coś podnoszącego na duchu w fakcie, że ten odcinek może zaczął się od utraty jednego miecza Starków, ale zakończył na odzyskaniu innego. Jak pierwsze wyraźne pęknięcie na zwycięstwie Lannisterów. I kolejna osoba skreślona z listy.
Another One Bites The Dust:
RIP Lód, był dobrym mieczem, bardzo sprawnym w odcinaniu ludziom głów, nawet, jeśli tymi ludźmi był właściciel rzeczonego miecza. Jedyne pocieszenie to fakt, że z jego śmierci narodziły się dwa nowe miecze.
RIP Lannisterscy żołdacy, ze szczególnym uwzględnieniem Pollivera, patrząc wstecz, pewnie powinien był dać Ogarowi tego kurczaka.
RIP osoba, do której należała ręka, którą zjedli Thennowie. Przynajmniej zakładam, że ta osoba nie żyje, inaczej to wyjątkowo nieuprzejme z ich strony.
Przemyślenia:
- Pomnik Joffreya jest wspaniały. Tyle dobrych miejsc dla gołębi.
- Reakcja Lady Olenny na widok Brienne, bezcenna.
- Podobało mi się, że wspomnieli Dunka Wysokiego, mam nadzieję, że faktycznie dostanie on własny film, lub mini serię, bo to jedyna w tym świecie naprawdę szlachetna postać, która nie cierpi na każdym kroku za swoje przywiązanie do honoru i bycia przyzwoitą istotą ludzką.
- Minęło trochę czasu, a moja pamięć nie jest już taka jak kiedyś, ale wydaje mi się, że w książce Thennowie nie byli, aż tak ekscentryczni i, jakby to powiedzieć... kanibalami. A może mylę ich z innym plemieniem.
- Ale tak serio, ilu Dornijczyków potrzeba, by wychędożyć kozę?
Subskrybuj:
Posty (Atom)