W Westeros, po weselach "syndrom dnia następnego" wygląda trochę inaczej, niż w naszym świecie. U nas ludzie narzekają, wymiotują i piją dużo wody, tam lądują w lochach, zdobywają i tracą władzę oraz, jak się okazuje, gwałcą własne siostry... I człowiek od razu wie, że ogląda Grę o Tron.
Zacznijmy od przysłowiowego "słonia w pokoju", czyli sceny, w której Jaime gwałci własną siostrę w sepcie, przy ciele ich syna, powtarzając "I dont't care". To było niepokojące... nie wiem, czy to dobre słowo, popierdolone raczej wydaje się bardziej na miejscu. I to nawet jak na standardy HBO, a to wiele mówi. Nie będę się tu wdawał w całą dyskusję o tej scenie z punktu widzenia moralności, bo nie po to tu jestem. Bo w sumie, nie ma też za bardzo o czym gadać. Gwałt jest zły. Koniec. Ale spojrzę na to z punktu widzenia fabularnego. Co ta scena oznacza dla narracji? Przede wszystkim dno. Dla Cersei i Jaimea. Obydwoje uderzyli w tej scenie o kamieniste podłoże. Bo dla Cersei ta scena dosłownie polega na tym, że jej syn nie żyje, Tywin odbiera jej drugiego syna, a później jej brat/kochanek przychodzi i zamiast pomóc, zaczyna ją gwałcić. Z drugiej strony mamy Jaima, który po tym wszystkim co przeszedł przez te trzy sezony, po wszystkich rzeczach które "zrobił z miłości" w tej scenie pozwala, by do głosu doszły wszystkie frustracje i żądze. Cała, tłumiona przez ten czas nienawiść do siebie i jej. Jeśli dodamy do tego fakt, że Tyrion siedzi w celi, pozbawiony wszelkich sojuszników, to ten odcinek jest zdecydowanie najniższym punktem dla dzieci Tywina.
A jak mowa o Tywinie, to wygląda na to, że Papa Lannister również spisał swoje pociechy na straty i postanowił skupić się na tych kartach, które zostały mu w dłoni. Pechowo dla Tommena, oznacza to jego. I tak przyszły król dostaje lekcję z historii, polityki i wychowania seksualnego. Cholera, Tywin naprawdę nie ma zamiaru zostawić niczego przypadkowi. Z drugiej strony jest w tym odcinku scena, która sprawia, że mam pewne wątpliwości, na temat dyplomatycznych talentów Namiestnika. Konkretnie chodzi mi o scenę z Oberynem. I fragment, w którym mówi mu o Daenerys. "Hej, kojarzysz Targaryean, ten ród w który wżeniła się połowa twoich przodków jak również twoja siostra? Otóż ich ostatnia potomkini ma smoki i najwyraźniej chce tu przyjechać i zabić wszystkich ludzi, na których chcesz się zemścić. Więc oczywiście poprzesz mnie, przeciwko niej, prawda?" Nawet nie chcę analizować logiki tej propozycji.
Wspomnę jeszcze o Daario, bo mam pewien problem z aktorem, który obecnie go gra. Aktor, który robił to w poprzednim sezonie sprawiał wrażenie obleśnego dupka, którego chciałem uderzyć, za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie. To raczej niezbyt dobrze, ale ale przynajmniej było spójne z książkami, gdzie postać Daario wywoływała u mnie podobne odczucia. Problem z nowym Daario polega na tym, że faktycznie zaczynam go lubić, co normalnie byłoby czymś pozytywnym, ale w tym przypadku nie jest.
Another One Bites The Dust:
RIP Dontos, był kiepskim błaznem i jeszcze gorszym Kapitanem Ameryką (jeśli pamiętacie jego zbroję, na początku drugiego sezonu), ale za to... nie, szczerze mówiąc nie mam do powiedzenia nic poza ty. Był głupcem i pijakiem i ostatecznie doprowadziło go to do śmierci... To znaczy to i bełt w twarzy, ale w tym serialu to praktycznie to samo.
Przemyślenia:
- Pedofinger wrócił! Ciekawe co knuł przez te wszystkie odcinki, które upłynęły od śmierci Rose.
- Ta wioska niedaleko Muru wyglądała świetnie. Pokryta trawą i w ogóle... Szkoda, że maskowanie nie pomogło.
- I jak przy tym jesteśmy, rozumiem że Ygritte jest wkurzona, ale nie musi się wyżywać na biednych zjadaczach ziemniaków. Czy oni w ogóle mają ziemniaki w Westeros? Choć nie, wolę nie zaczynać tej dyskusji.
- Więc według Sama, przeciwieństwem bycia napastowaną przez mężczyzn jest praca w burdelu... Biedny Sam. I pewnie jeszcze biedniejsza Gilly.
- Podoba mi się, że Jon wreszcie zaczął być bardziej zdecydowany.
- Arya poznaje kolejną trudną lekscję na temat życia w Westeros.
- Na koniec jeszcze wrócą do Tommena, pominę już to, że zmienili grającego go aktora, ale w książkach Tommen był małym, tłuściutkim chłopcem, który lubił bawić się z kotami i jeść podwieczorki i zawsze słuchał swojej mamusi i pani narzeczonej. Ten Tommen wydaje się znacząco mniej dziecinny, co może całkowicie zmienić dynamikę między głównymi postaciami tego wątku. Z drugiej strony, do tej pory twórcy serialu dobrze wychodzili na podobnych zmianach (patrz Margaery)więc może i tym razem nie zawiodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz