Gra o Tron powróciła. I to w niezłym stylu. Będę szczery, pierwszy odcinek jest zwykle moim najmniej ulubionym w danym sezonie. Są powolne, ociężałe i pełne ustawiania sceny. Ten nie był inny, choć w swojej kategorii, chyba najlepszy do tej pory, zwłaszcza dzięki zakończeniu. Ale po kolei.
Zacznijmy od najważniejszego elementu tego odcinka... Oberyn Martell, Czerwona Żmija z Dorne. W jednym z wcześniejszych sezonów, Tywin stwierdził, że "Lew nie zaprząta sobie głowy opiniami owiec". Chyba wszyscy zdążyliśmy zobaczyć, że to nieprawda, ale żmija to co innego. I na tym polega wspaniałość postaci Oberyna, on naprawdę, szczerze, ma w dupie to, co o nim myślisz. Jest księciem (Martellowie, są jedynym rodem w Westeros z tytułem książęcym), który przybywa do stolicy na ślub króla i zaczyna wizytę od burdelu, rani ludzi króla, grozi najpotężniejszej rodzinie w królestwie, obnosi się z tym, że jego oficjalna kochanka jest bękartem, jak i z faktem, że wszystkie jego córki są bękartami spłodzonymi z najróżniejszymi kobietami, wliczając w to prostytutki i zakonnice (tego akurat nie było w odcinku, ale to nadal powszechna wiedza w Westeros, jako, że oficjalnie uznał wszystkie córki) i do tego wszystkiego jest otwarcie biseksualny. Renly był królem i nadal musiał się kryć ze swoimi upodobaniami, ale Czerwona Żmija ma to gdzieś. Głównie dlatego, że jest najniebezpieczniejszą osobą w pomieszczeniu. A konkretniej w każdym pomieszczeniu w jakim kiedykolwiek zdarzyło mu się przebywać. Ta seria ma sporo postaci, które nie mieszczą się w ustalonych przez społeczeństwo normach, Arya, Brienne, Tyrion czy nawet Littlefinger. Ale żadnej, która łamałaby te normy tak ostentacyjnie (i w takim stylu) jak Oberyn.
A teraz pomówmy o najbardziej uroczej psychopatce w Siedmiu Królestwach. Arya wreszcie ma swój miecz... i kucyka. Jest coś podnoszącego na duchu w fakcie, że ten odcinek może zaczął się od utraty jednego miecza Starków, ale zakończył na odzyskaniu innego. Jak pierwsze wyraźne pęknięcie na zwycięstwie Lannisterów. I kolejna osoba skreślona z listy.
Another One Bites The Dust:
RIP Lód, był dobrym mieczem, bardzo sprawnym w odcinaniu ludziom głów, nawet, jeśli tymi ludźmi był właściciel rzeczonego miecza. Jedyne pocieszenie to fakt, że z jego śmierci narodziły się dwa nowe miecze.
RIP Lannisterscy żołdacy, ze szczególnym uwzględnieniem Pollivera, patrząc wstecz, pewnie powinien był dać Ogarowi tego kurczaka.
RIP osoba, do której należała ręka, którą zjedli Thennowie. Przynajmniej zakładam, że ta osoba nie żyje, inaczej to wyjątkowo nieuprzejme z ich strony.
Przemyślenia:
- Pomnik Joffreya jest wspaniały. Tyle dobrych miejsc dla gołębi.
- Reakcja Lady Olenny na widok Brienne, bezcenna.
- Podobało mi się, że wspomnieli Dunka Wysokiego, mam nadzieję, że faktycznie dostanie on własny film, lub mini serię, bo to jedyna w tym świecie naprawdę szlachetna postać, która nie cierpi na każdym kroku za swoje przywiązanie do honoru i bycia przyzwoitą istotą ludzką.
- Minęło trochę czasu, a moja pamięć nie jest już taka jak kiedyś, ale wydaje mi się, że w książce Thennowie nie byli, aż tak ekscentryczni i, jakby to powiedzieć... kanibalami. A może mylę ich z innym plemieniem.
- Ale tak serio, ilu Dornijczyków potrzeba, by wychędożyć kozę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz