wtorek, 28 kwietnia 2015

Game of Thrones, odc. 43: High Sparrow (5x03)

Jestem w głębokim szoku. Wesele w Grze o Tron, mało tego, królewskie wesele, i zero trupów. Nic! Dothraki by tego nie pochwalili. No chyba, że ktoś zginął kiedy nie patrzyliśmy. Mam nadzieję, że to nie Ser Pounce. W sumie nie widzieliśmy tego dzielnego kota go od dłuższego czasu. Czyżby Margaery uznała, że w tej sypialni jest miejsce tylko dla jednej... No dobra, ten żart faktycznie nie ma sensu w języku polskim. Ale bądźmy szczerzy, wszyscy wiecie do czego zmierzałem.

W tym odcinku stało się też coś bardzo dziwnego. Uwielbiam Margaery i nie znoszę Cersei. Kiedy zaczęła się scena między tymi postaciami i Margaery uroczo zasugerowała, że Cersei jest pijaczką wybuchnąłem śmiechem. Ale im dłużej ta scena trwała, tym bardziej czułem coś dziwnego. Jakby... sympatię. I kiedy Cersei odeszła przy akompaniamencie śmiechu dam dworu, po raz pierwszy w tym serialu, ba, po raz pierwszy ogólnie, zrobiło mi się żal Cersei. To naprawdę dziwne uczucie. I przez resztę odcinka, w scenie w Wielkim Wróblem, królowa matka wydawała się dziwacznie rozsądna. Serial ogólnie przedstawiał postać Cersei w dużo bardziej ludzki sposób, niż książka. I wygląda na to, że ten sezon da nam więcej podobnych świetnych momentów z Leną Headey.
Należy tu też pochwalić Jonathana Pryce'a za jego przedstawienie tytułowego Wielkiego Wróbla. Teraz łatwiej zobaczyć, dlaczego Lancel za nim podąża.

Przez chwilę wróciła też stara, płaczliwa Sansa, ale na szczęście szybko ustąpiła miejsca Darth
Sansie. I tu też pojawiło się, jak na razie, największe zerwanie serialu z fabułą książki. Choć równocześnie, trudno nie dostrzec logiki, stojącej za decyzją twórców. Zamiast trzech wątków wymagających masy pobocznych postaci i lokacji, zrobili jeden. Zgaduję, że tym sposobem rola, którą w książkach pełnił w tym wątku Mance przypadnie Brienne i Podrickowi. Co oznacza też ostateczne zerwanie z wątkiem Bractwa Bez Chorągwi i ich, pałającej chęcią wieszania Freyów, nieumarłej przywódczyni. Niemniej miło było znów zobaczyć Winterfell, nawet z tymi wszystkimi obdartymi ze skóry trupami. I chętnie zobaczę, czy Sansa poradzi sobie z drugim największym psychopatą królestwa lepiej, niż szło jej z pierwszym. W końcu, Północ Pamięta.

Tymczasem nasz ulubiony duet (no cóż, jeden z nich) dotarł do Volantis. Mam wrażenie, że miasto się trochę pomniejszyło. Na pewno ten most się znacząco pomniejszył. I tłum przed kapłanką też. Ale za to kapłanka była Azjatką, i mogę się mylić, ale to chyba pierwsza taka postać w tej historii. Choć, w sumie w tym świecie nie istnieje kraina o nazwie Azja, więc słowo Azjata nie za bardzo pasuje. Podobne kwestie zawsze są problematyczne w fantasy.
Tak czy inaczej, ten odcinek okazał się bardzo niebezpieczny dla klientów burdeli, o czym wkrótce przekonał się Tyrion, który po ataku paniki spotkał władcę Friendzone. Co potencjalnie może prowadzić do kolejnego, wspaniałego duetu w podróży. Jeśli Varys jeszcze do nich dołączy, ta trójka mogłaby zawojować świat.

Another One Bites The Dust:
RIP Janos Slynt, umarł tak jak żył. Żałośnie. Ale pozwolił Jonowi pokazać, że już nie jest chłopcem i naczył się czegoś z tych wszystkich egzekucji, do oglądania których zapraszał go tatuś. Ten kto wydaje wyrok, powinien go wykonać.

Przemyślenia:
- Scena z potworem Frankensteina była świetna. 

- Arya zmieniła ubranie. Już niczego w tym serialu nie można być pewnym.

Ogólnie, był to świetny odcinek, pokazujący, że wyszliśmy już z etapu ustawiania sceny, i nadszedł czas, by zaczęło się dziać.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Game of Thrones, odc. 42: The House of Black and White (5x02)

How you doing?
Dzisiejszy wpis jest mocno spóźniony i niestety, będzie też dosyć krótki. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu wszystko wróci do normy. Ale tym czasem:

Wreszcie zobaczyliśmy Dorne, i ich przywódcę, genetycznie zmodyfikowanego nadczłowieka Dra Bashira. Jako fan Star Treka jestem jak najbardziej za.

Brienne jest naprawdę beznadziejna w swojej pracy. To znaczy świetnie idzie jej zabijanie każdego na swojej drodze (posiadanie miecza, który przechodzi przez zbroje i inne miecze jak przez masło, pewnie pomaga), ale samo ochranianie ludzi całkowicie jej nie wychodzi.

A jak jesteśmy przy ludziach, którzy są beznadziejni w swojej pracy, Daenerys Targaryen. Więc nasza królowa postanawia wytoczyć uczciwy proces (cokolwiek to oznacza) terroryście, ale kiedy jeden z jej doradców morduje tego terrorystę, to Dany od razu urządza publiczną egzekucję... Ehh... Po prostu, ehh...

Bronn powrócił i wszędzie zapanowała wielka radość. A teraz rusza z Jaimem 'Fucking' Lannisterem na wycieczkę. Gra o Tron jest naprawdę świetna w tworzeniu tych fajnych wędrownych par. Jestem pewny, że ich wspólne przygody zdołają utrzymać poziom.

Jon jest szefem Nocnej Straży. Szybko poszło. Z tego co pamiętam, w książkach Sam musiał się bardziej namęczyć. Tu walną tylko jedną mowę i było po wszystkim. Ale za to Shireen kontynuuje karierę nauczycielki czytania. Zaczynam mieć wrażenie, że ta dziewczynka zrobiła więcej dla obniżenia poziomu analfabetyzmu w Westeros, niż wszyscy dorośli tego świata razem wzięci.

I wreszcie Arya. Muszę przyznać, że Braavos wygląda pięknie. Do tego zobaczyliśmy tytułowy Dom Czerni i Bieli, czerpiący swoją nazwę od tego, że mieszka w nim czarny facet zmieniający się w białego. I to nie byle jakiego białego, a w samego Jaqena H'ghara. Co chyba oznacza, że niestety nie będzie nam dane zobaczyć Starego Miasta. Ale za to Arya polowała na gołębie. W książkach robiła to w pierwszym tomie, na ulicach zupełnie innego miasta, ale w sumie lepiej późno niż wcale.

Podsumowując, odcinek był kolejnym ustawiającym scenę. Działo się trochę więcej, niż w zeszłym miesiącu, ale prawdziwe bomby są dopiero przed nami.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Game of Thrones, odc. 41: The Wars to Come (5x01)

Gra o Tron powróciła. Pierwszy odcinek, jak zwykle, nie był zbyt porywający. Co nie zmienia faktu, że miło było znów zobaczyć te postacie i lokacje. Mieliśmy tu sporo pionków rozstawionych na szachownicy i wątków przygotowywanych na przyszłe odcinki. Mieliśmy też pierwszą retrospekcję w historii serialu. Nie Tower of Joy, nie śmierć ojca i brata Neda, nie turniej w Harrenhal. Po 40 godzinach, pierwsza retrospekcja dotyczyła Cersei. Przyznaję, w pewien sposób ma to sens, o tych pozostałych rzeczach ktoś mógł nam opowiedzieć (choć o pierwszej i trzeciej nikt tego nie zrobił), o tym wiedziała tylko Cersei (i jej towarzyszka, która w książkach niedługo po tym umarła, zgodnie z przepowiednią, którą otrzymała) i ona nigdy by się nie odezwała. A niezaprzeczalnie jest to spory element jej motywacji. I miło widzieć, że Cersei zawsze była niezbyt miłą osobą, osobiście chętnie zobaczyłbym serię o jej przygodach. Może coś w stylu reality tv na westerowskim MTV. I trzeba przyznać, że nie każda dziewczynka zniosłaby tak dobrze wiadomość, że w przyszłości stanie się złą królową z kreskówki Disneya.

Do tego dostaliśmy kolejny Lannisterski pogrzeb. Na szczęście tym razem, Jaime i Cersei zdecydowali się nie uczcić okazji ocierającym się o gwałt kazirodztwem tuż obok ciała krewniaka. Za to dostaliśmy kilku dawno niewidzianych członków rodziny. Oto wujek Kevan, którego pewnie mało kto jeszcze pamięta i jego syn Lancel ("co za głupie imię") Lannister. Który najwyraźniej po pomocy w uśmierceniu króla i seksie ze swoją kuzynką, postanowił się nawrócić i odnalazł Boga. A właściwie, to nawet Siedmiu.

Tymczasem na Murze źle się dzieje. Ale za to dwa światy nagle się ze sobą zderzyły. Melisandre i Jon w jednej windzie. Swoją drogą, muszę przyznać, że to niezły wyczyn. W całym królestwie jest tylko jedna winda, a oni nadal zdołali mieć niezręczną rozmowę w windzie. Tym sposobem zniszczyli jedną z niewielu zalet tego świata. No a później była impreza z grillem. Trzeba przyznać, że Stannis ma ciekawą metodę zdobywania sympatii ludzi. Patrzcie, spaliłem wam króla, teraz mnie poprzecie, prawda? Nie wiem, jak to możliwe, że on przegrywa tą wojnę.

Another One Bites The Dust:
RIP Mance Rayder, był bardzo inny niż w książkach i tragicznie nie wykorzystywany przez twórców. Ciaran Hinds jest świetnym aktorem i wycisnął z tej roli co się tylko dało, zwłaszcza w tym ostatnim dla siebie odcinku, ale nie zmienia to faktu, że zamiast radosnego awanturnika, dostaliśmy poważnego myśliciela. To wyjaśnia też, czemu twórcy zdecydowali się zabić tą postać już teraz (w książkach Mance nadal żyje). Serialowy Mance całkowicie nie pasował do awanturniczego wątku, który przypadł jego postaci w powieści. Tak czy inaczej, żegnamy świetnego aktora. I ostatecznie, udało mu się rozpalić największy ogień, jaki Północ kiedykolwiek widziała (choć czuję, że Mel może chcieć go przebić).

Przemyślenia:
- Wreszcie zobaczyliśmy Dorn... Niestety tylko w formie znamienia na ciele Lorasa.

- Jak przy tym jesteśmy, Loras i Margeary mają specyficzne relacje, na szczęście nie tak specyficzne jak inne rodzeństwa w tym serialu, ale nadal, specyficzne.

- Darth Sansa i Brienne rozminęły się o kilkadziesiąt metrów... to już był cios poniżej pasa.

- Dany powinna obejrzeć "Jak wytresować smoka", mogłoby jej pomóc. 

- Tyrion rusza na spotkanie z Dany... mam nadzieję, że zajmie mu szybciej, niż w książkach. Nie chcę zbytnio spoilerować, ale w książce, to trwa i trwa, a później trwa jeszcze trochę.

- Czy oni właśnie całkowicie zmienili historię, motywację i plan działania Varysa? Hmm... ok. W sumie na tym etapie nie mam już większego komentarza do tych zmian.

To tyle na ten tydzień, miejmy nadzieję, że za tydzień fabuła ruszy już bardziej do przodu. Choć tu mieliśmy już odstrzał ważnej postaci. I co więcej, za tydzień pewnie wreszcie dojdziemy do Aryi.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Marzec z serialami

Zacznijmy od Gotham, głównie dlatego, że w tym miesiącu serial ten zaliczył tylko jeden odcinek. Ale trzeba przyznać, że odcinek ten miał wszystko to, co w ostatnich miesiącach uczyniło ten serial naprawdę dobrym. Pingwin, Nygma, Fish, skorumpowani gliniarze, mroczne tajemnice, szalona kobieta zamknięta na strychu i młody Bruce coraz bardziej zmieniający się w detektywa. Mogę szczerze powiedzieć, że nie wymagam od tego serialu niczego więcej.


The Flash w tym miesiącu zaliczył trzy odcinki. Pierwszy prawie był najlepszym w tym sezonie i byłby pierwszym naprawdę dobrym... gdyby nie drugi. To było niesamowite, trupy padały, tajemnice wychodziły na jaw, cała historia stanęła na głowie a ja pierwszy raz poczułem się zaskoczony i naprawdę zaciekawiony. A później twórcy krzyknęli "Prima Aprilis! Tak naprawdę nigdy nie pozwolilibyśmy temu serialowi być aż tak interesującym." I tak mocą fabuły wszystko wróciło do normy, nic się nie wydarzyło i wszyscy nadal żyją długo i szczęśliwie. Co więcej, mimo całego gadania o konsekwencjach, nic się nie stało. Czas nie zemścił się w żaden widoczny sposób. Może poza tym, że życie miłosne naszego bohatera jeszcze się nie poprawiło. Mówię jeszcze, ponieważ bądźmy szczerzy, nikt z nas nie oczekuje niczego zaskakującego po tym wątku. Będzie nudno, później będzie jeszcze bardziej nudno, a potem będą razem, później znów nie będą razem, przypuszczalnie z jakiegoś absurdalnie idiotycznego powodu, a później znów będą razem i tak dalej. Przejdźmy więc do czegoś mniej dołującego, czyli najnowszego odcinka. Mark Hamill jako super przestępca, ze śmiechem Jokera i tekstem "I am your father". Piękne, po prostu piękne. Nic dodać, nic ująć w tej kwestii. I wreszcie poznaliśmy historię Wellsa. Więc podsumowując, po wielkim rozczarowaniu z początku miesiąca, końcówka okazała się naprawdę dobra.

Arrow tymczasem trzyma poziom. Walka z Atomem była bardzo przewidywalna, ale równocześnie konieczna w historii o superbohaterach. Nadal nie jestem pewny, dokąd zmierza wątek Ra's al Ghula, ale póki co rozwija się ciekawie. I wszystkie postacie poboczne też mają swoje miejsce w tym wszystkim. Do tego dostaliśmy kolejny odcinek z Suicide Squad co zawsze jest fajne. Wprawdzie wciąż skład drużyny pozostawia wiele do rzeczenia i nawet przez sekundę nie wierzę w śmierć Deadshota, co nie zmienia faktu, że to dobra odskocznia od tego, co dzieje się w mieście. Szczerze mówiąc, trudno mi tu powiedzieć dużo więcej. Śmierć pani burmistrz ewidentnie buduje fabułę pod wielką rozróbę, więc kolejne odcinki powinny być dużo ciekawsze.

Agents of SHIELD wraca po dłuższej przerwie i niestety zalicza kilka słabszych odcinków. Problem w tym, że twórcy musieli na nowo zbudować fabułę, ustawić wszystkie pionki na szachownicy i wyznaczyć kierunki, co jest zasadniczo nudne. Dopiero powrót Warda w przedostatnim odcinku i "Prawdziwe SHIELD" naprawdę przywróciły tą serię do formy. Choć wciąż jestem zawiedziony tym, że ich lotniskowiec faktycznie pływa, a nie lata. To trochę upokarzające, nazywać się prawdziwymi SHIELD i nie mieć nawet latającego lotniskowca. Z drugiej strony, mają Admirała Adamę i najwyraźniej przez chwilę mieli Xenę, więc nie jest z nimi aż tak źle. I ciekawe, że już zdecydowali się wprowadzić wątek Inhumans, zwłaszcza, że jeszcze cztery lata do faktycznego filmu, i póki co nie wybrano nawet aktora do roli Black Bolta. Tak czy inaczej, to sprawia, że kolejne odcinki zapowiadają się naprawdę interesująco, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie pionki są już na szachownicy.

I oto, po wielu perypetiach i problemach, powrócił najlepszy serial komediowy na antenie. Odcinki wydłużyły się o 10 minut, co od razu dało się poczuć w większej ilości wątków. Niestety pożegnaliśmy kolejne postacie, ale na ich miejsce są nowe postacie ( wśród nich Keith David w roli podstarzałego informatyka wynalazcy), a walka o Greendale trwa nadal. I to oznacza, że się udało! 6 sezonów, brakuje już tylko filmu i cel spełniony. Nie będę się tu więcej rozpisywał, bo nie ma o czym, Community było i jest nadal serią wybitną i niestety wybitnie niedocenianą.

W tym miesiącu moją uwagę przykuła też inna seria. Black Sails stacji Starz. Widziałem pierwszy sezon rok temu i ujął mnie klimatem i sposobem przedstawienia pirackich realiów, ale zdecydowanie nie ujął mnie fabułą, która wydała mi się przewidywalna i irytująca. Dopiero końcówka sezonu naprawdę zdołała to zmienić, mimo to wahałam się przed sięgnięciem po drugi sezon. Jak się okazało, niesłusznie. W drugim podejściu twórcom udało się naprawić wszystko to, co nie działało za pierwszym razem i do tego ulepszyć wszystko to, co działało. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że o ile pierwszy sezon był przeciętny, drugi jest po prostu świetny. Postacie, choć często niesympatyczne, stały się naprawdę interesujące. Zwroty akcji przywodzą na myśl Grę o Tron. I naprawdę niewiele seriali potrafi sprawić, żebym wiwatował na widok rzezi niewinnych cywilów (choć fakt faktem, te które to robią, zwykle są ze Starz, co jest dosyć dziwnym kierunkiem dla tej stacji). Co więcej, naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego sezonu, co jest chyba najlepszym komplementem dla serialu. Że nie wspomnę nawet o genialnej muzyce Beara McCrear'ego i równie świetnym openingu. Na mojej liście, jednym z trzech najlepszych, obok True Blood i GoTa (no, może jeszcze Z Archiwum X zasłużyło na miejscu tam).