czwartek, 2 kwietnia 2015

Marzec z serialami

Zacznijmy od Gotham, głównie dlatego, że w tym miesiącu serial ten zaliczył tylko jeden odcinek. Ale trzeba przyznać, że odcinek ten miał wszystko to, co w ostatnich miesiącach uczyniło ten serial naprawdę dobrym. Pingwin, Nygma, Fish, skorumpowani gliniarze, mroczne tajemnice, szalona kobieta zamknięta na strychu i młody Bruce coraz bardziej zmieniający się w detektywa. Mogę szczerze powiedzieć, że nie wymagam od tego serialu niczego więcej.


The Flash w tym miesiącu zaliczył trzy odcinki. Pierwszy prawie był najlepszym w tym sezonie i byłby pierwszym naprawdę dobrym... gdyby nie drugi. To było niesamowite, trupy padały, tajemnice wychodziły na jaw, cała historia stanęła na głowie a ja pierwszy raz poczułem się zaskoczony i naprawdę zaciekawiony. A później twórcy krzyknęli "Prima Aprilis! Tak naprawdę nigdy nie pozwolilibyśmy temu serialowi być aż tak interesującym." I tak mocą fabuły wszystko wróciło do normy, nic się nie wydarzyło i wszyscy nadal żyją długo i szczęśliwie. Co więcej, mimo całego gadania o konsekwencjach, nic się nie stało. Czas nie zemścił się w żaden widoczny sposób. Może poza tym, że życie miłosne naszego bohatera jeszcze się nie poprawiło. Mówię jeszcze, ponieważ bądźmy szczerzy, nikt z nas nie oczekuje niczego zaskakującego po tym wątku. Będzie nudno, później będzie jeszcze bardziej nudno, a potem będą razem, później znów nie będą razem, przypuszczalnie z jakiegoś absurdalnie idiotycznego powodu, a później znów będą razem i tak dalej. Przejdźmy więc do czegoś mniej dołującego, czyli najnowszego odcinka. Mark Hamill jako super przestępca, ze śmiechem Jokera i tekstem "I am your father". Piękne, po prostu piękne. Nic dodać, nic ująć w tej kwestii. I wreszcie poznaliśmy historię Wellsa. Więc podsumowując, po wielkim rozczarowaniu z początku miesiąca, końcówka okazała się naprawdę dobra.

Arrow tymczasem trzyma poziom. Walka z Atomem była bardzo przewidywalna, ale równocześnie konieczna w historii o superbohaterach. Nadal nie jestem pewny, dokąd zmierza wątek Ra's al Ghula, ale póki co rozwija się ciekawie. I wszystkie postacie poboczne też mają swoje miejsce w tym wszystkim. Do tego dostaliśmy kolejny odcinek z Suicide Squad co zawsze jest fajne. Wprawdzie wciąż skład drużyny pozostawia wiele do rzeczenia i nawet przez sekundę nie wierzę w śmierć Deadshota, co nie zmienia faktu, że to dobra odskocznia od tego, co dzieje się w mieście. Szczerze mówiąc, trudno mi tu powiedzieć dużo więcej. Śmierć pani burmistrz ewidentnie buduje fabułę pod wielką rozróbę, więc kolejne odcinki powinny być dużo ciekawsze.

Agents of SHIELD wraca po dłuższej przerwie i niestety zalicza kilka słabszych odcinków. Problem w tym, że twórcy musieli na nowo zbudować fabułę, ustawić wszystkie pionki na szachownicy i wyznaczyć kierunki, co jest zasadniczo nudne. Dopiero powrót Warda w przedostatnim odcinku i "Prawdziwe SHIELD" naprawdę przywróciły tą serię do formy. Choć wciąż jestem zawiedziony tym, że ich lotniskowiec faktycznie pływa, a nie lata. To trochę upokarzające, nazywać się prawdziwymi SHIELD i nie mieć nawet latającego lotniskowca. Z drugiej strony, mają Admirała Adamę i najwyraźniej przez chwilę mieli Xenę, więc nie jest z nimi aż tak źle. I ciekawe, że już zdecydowali się wprowadzić wątek Inhumans, zwłaszcza, że jeszcze cztery lata do faktycznego filmu, i póki co nie wybrano nawet aktora do roli Black Bolta. Tak czy inaczej, to sprawia, że kolejne odcinki zapowiadają się naprawdę interesująco, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie pionki są już na szachownicy.

I oto, po wielu perypetiach i problemach, powrócił najlepszy serial komediowy na antenie. Odcinki wydłużyły się o 10 minut, co od razu dało się poczuć w większej ilości wątków. Niestety pożegnaliśmy kolejne postacie, ale na ich miejsce są nowe postacie ( wśród nich Keith David w roli podstarzałego informatyka wynalazcy), a walka o Greendale trwa nadal. I to oznacza, że się udało! 6 sezonów, brakuje już tylko filmu i cel spełniony. Nie będę się tu więcej rozpisywał, bo nie ma o czym, Community było i jest nadal serią wybitną i niestety wybitnie niedocenianą.

W tym miesiącu moją uwagę przykuła też inna seria. Black Sails stacji Starz. Widziałem pierwszy sezon rok temu i ujął mnie klimatem i sposobem przedstawienia pirackich realiów, ale zdecydowanie nie ujął mnie fabułą, która wydała mi się przewidywalna i irytująca. Dopiero końcówka sezonu naprawdę zdołała to zmienić, mimo to wahałam się przed sięgnięciem po drugi sezon. Jak się okazało, niesłusznie. W drugim podejściu twórcom udało się naprawić wszystko to, co nie działało za pierwszym razem i do tego ulepszyć wszystko to, co działało. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że o ile pierwszy sezon był przeciętny, drugi jest po prostu świetny. Postacie, choć często niesympatyczne, stały się naprawdę interesujące. Zwroty akcji przywodzą na myśl Grę o Tron. I naprawdę niewiele seriali potrafi sprawić, żebym wiwatował na widok rzezi niewinnych cywilów (choć fakt faktem, te które to robią, zwykle są ze Starz, co jest dosyć dziwnym kierunkiem dla tej stacji). Co więcej, naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego sezonu, co jest chyba najlepszym komplementem dla serialu. Że nie wspomnę nawet o genialnej muzyce Beara McCrear'ego i równie świetnym openingu. Na mojej liście, jednym z trzech najlepszych, obok True Blood i GoTa (no, może jeszcze Z Archiwum X zasłużyło na miejscu tam).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz