W tym odcinku stało się też coś bardzo dziwnego. Uwielbiam Margaery i nie znoszę Cersei. Kiedy zaczęła się scena między tymi postaciami i Margaery uroczo zasugerowała, że Cersei jest pijaczką wybuchnąłem śmiechem. Ale im dłużej ta scena trwała, tym bardziej czułem coś dziwnego. Jakby... sympatię. I kiedy Cersei odeszła przy akompaniamencie śmiechu dam dworu, po raz pierwszy w tym serialu, ba, po raz pierwszy ogólnie, zrobiło mi się żal Cersei. To naprawdę dziwne uczucie. I przez resztę odcinka, w scenie w Wielkim Wróblem, królowa matka wydawała się dziwacznie rozsądna. Serial ogólnie przedstawiał postać Cersei w dużo bardziej ludzki sposób, niż książka. I wygląda na to, że ten sezon da nam więcej podobnych świetnych momentów z Leną Headey.
Należy tu też pochwalić Jonathana Pryce'a za jego przedstawienie tytułowego Wielkiego Wróbla. Teraz łatwiej zobaczyć, dlaczego Lancel za nim podąża.

Sansie. I tu też pojawiło się, jak na razie, największe zerwanie serialu z fabułą książki. Choć równocześnie, trudno nie dostrzec logiki, stojącej za decyzją twórców. Zamiast trzech wątków wymagających masy pobocznych postaci i lokacji, zrobili jeden. Zgaduję, że tym sposobem rola, którą w książkach pełnił w tym wątku Mance przypadnie Brienne i Podrickowi. Co oznacza też ostateczne zerwanie z wątkiem Bractwa Bez Chorągwi i ich, pałającej chęcią wieszania Freyów, nieumarłej przywódczyni. Niemniej miło było znów zobaczyć Winterfell, nawet z tymi wszystkimi obdartymi ze skóry trupami. I chętnie zobaczę, czy Sansa poradzi sobie z drugim największym psychopatą królestwa lepiej, niż szło jej z pierwszym. W końcu, Północ Pamięta.
Tymczasem nasz ulubiony duet (no cóż, jeden z nich) dotarł do Volantis. Mam wrażenie, że miasto się trochę pomniejszyło. Na pewno ten most się znacząco pomniejszył. I tłum przed kapłanką też. Ale za to kapłanka była Azjatką, i mogę się mylić, ale to chyba pierwsza taka postać w tej historii. Choć, w sumie w tym świecie nie istnieje kraina o nazwie Azja, więc słowo Azjata nie za bardzo pasuje. Podobne kwestie zawsze są problematyczne w fantasy.
Tak czy inaczej, ten odcinek okazał się bardzo niebezpieczny dla klientów burdeli, o czym wkrótce przekonał się Tyrion, który po ataku paniki spotkał władcę Friendzone. Co potencjalnie może prowadzić do kolejnego, wspaniałego duetu w podróży. Jeśli Varys jeszcze do nich dołączy, ta trójka mogłaby zawojować świat.
Another One Bites The Dust:
RIP Janos Slynt, umarł tak jak żył. Żałośnie. Ale pozwolił Jonowi pokazać, że już nie jest chłopcem i naczył się czegoś z tych wszystkich egzekucji, do oglądania których zapraszał go tatuś. Ten kto wydaje wyrok, powinien go wykonać.
Przemyślenia:
- Scena z potworem Frankensteina była świetna.
- Arya zmieniła ubranie. Już niczego w tym serialu nie można być pewnym.
Ogólnie, był to świetny odcinek, pokazujący, że wyszliśmy już z etapu ustawiania sceny, i nadszedł czas, by zaczęło się dziać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz