Zacznijmy od Gotham, jako, że w tym miesiącu dostaliśmy tylko jeden, finałowy, odcinek tego serialu. Był dobry. Wprawdzie w pewnym momencie to całe zamieszanie w magazynie zaczęło tracić sens (uciekają, ktoś ich łapie, znów uciekają, znów ktoś kogoś łapie) i nagła przemiana Celiny wydała mi się trochę naciągana (chodziło o to, by znaleźć dla niej miejsce w odcinku, czy to faktycznie nowy kierunek dla jej postaci?), ale reszta tego odcinka w pełni zrekompensowała te potknięcia. Nie zabrakło też trochę czarnego humoru, jak w scenie z windą. Ogólnie Gotham wciąż nie jest doskonałe, ale zdecydowanie odnalazło swoją drogę. Jestem ciekaw kolejnego sezonu, choć równocześnie trudno mi się pozbyć wrażenia, że jesteśmy zbyt daleko w przeszłości. Ciekawi mnie, czy twórcy spróbują w pewnym momencie dokonać przeskoku w czasie o kilka lat. Z jednej strony, to mogłoby oznaczać konieczność zamienienia młodych aktorów (choć z drugiej strony, są oni w tym wieku, kiedy zaczyna się gwałtownie rosnąć, więc kto wie, może w okolicach 3 sezonu David i Camren będą wyglądać na okolice 19, 20 lat) z drugiej pozwoliłoby serialowy faktycznie zakończyć się sceną, w której Bruce po raz pierwszy ubiera kostium, co byłoby odpowiednim zakończeniem tej serii. Tak czy inaczej, po tym pierwszym sezonie jestem spokojny o losy serialu i ciekaw tego, co przed nami.
Arrow dotarł do końca trzeciego sezonu i był on świetnym podsumowaniem całego serialu. Dziwną mieszanką momentów fajnych i idiotycznych, po raz kolejny dowodzącą, że 23 odcinki w sezonie to co najmniej 10 za dużo. Retrospekcje do wydarzeń w Hong Kongu były nudne, idiotyczne i pozbawione sensu, a sposób w jaki na końcu połączyły się z wydarzeniami współczesnymi podzielał wszystkie te cechy. Do tego jeszcze ta końcówka gdzie Oliver miał pranie mózgu, później tylko udawał, był po tej stronie, później po tamtej, zdradzał tych, później zdradzał tamtych, to był chaos i do tego nudny i ograny chaos. Co gorsza w tym roku mieliśmy Daredevila, który pokonał Arrow na wszystkich możliwych frontach, w dużej mierze dlatego, że mierząc siły na zamiary liczył tylko 13 odcinków. A to oznaczało brak zapychaczy miejsca i bezsensownych wątków, które od początku są plagą Arrowa. Osobiście w dalszym ciągu lubię ten serial, jak pisałem, miał on swoje momenty i naprawdę solidne odcinki, do tego polubiłem ekipę broniącą Starling City. Więc osobiście na pewno wrócę do tego tytułu w następnym sezonie, ale równocześnie, jeśli ktoś spyta mnie, jaki serial o superbohaterach powinien obejrzeć, moja odpowiedź zdecydowanie będzie brzmiała Daredevil.
"May The Speed Force Be With You" - Cisco pozostaje najlepszą postacią we Flashu jak i w całym tym małym uniwersum. Pewnie dlatego ciągle na niby go zabijają. Niestety samo zakończenie, mimo świetnej finałowej sceny, było raczej rozczarowujące. Spędziliśmy pół odcinka słuchając o tym, czy Barry powinien zmienić historię, bo nie wiadomo, co się stanie, mimo, że wiadomo, bo przywróciłby po prostu oryginalny stan rzeczy. Później po tym całym zamieszaniu wreszcie miał zrobić coś, co miało zmienić wszystko i oczywiście w ostatniej chwili zrezygnował (co jest dobrym podsumowaniem całego sezonu) i wtedy stało się najgorsze. Więc Eddie zastrzelił siebie, nie tego złego który po prostu stał tam i się nie ruszał, siebie. I to wymazało tego złego z historii... tylko, że wcale nie. Bo gdyby wymazało go z historii, to nic z tego by się nie wydarzyło, wliczają samobójstwo Eddiego. Dlatego nazywa się to cholernym PARADOKSEM! Że nie wspomnę o tym, że w tym świecie, wymazanie z historii nie tyle wymazuje cię z historii, co raczej zabija na miejscu. Ale nie zmienia faktycznie historii. Wymazuje tylko to co zrobiłbyś, więc bardziej odpowiednim określeniem byłoby "wymazanie z przyszłości" czyli, dokładne przeciwieństwo "wymazania z historii". To po prostu morderstwo, tylko w bardzo skomplikowany i wymagający dwóch trupów sposób. Mówiąc prościej, twórcy zagonili się tutaj w kozi róg, i postanowili wybrnąć w najbardziej irytujący sposób, w jaki mogli, czyli magicznym i umykającym wszelkim prawom logiki działaniem podróży w czasie. I Świadomość, że DC Legends też ma się kręcić wokół podróży w czasie napawa mnie przerażeniem. Zostawcie to Dr. Who, tamten serial przynajmniej został stworzony do dziwnych paradoksów i rozwiązuje je tym, że czas jest w ciągłym ruchu, wiecznie przepisywany. Tu twórcy ewidentnie chcą mieć jedną stałą linię czasową, ale udają, że można ją zmienić. A jeśli ją zmienią, to jeszcze gorzej, bo nagle wszystko co się wydarzyło do tej pory, nie ma znaczenia, bo jest nowa wersja tego wszystkiego. Fringe już tego próbował i to zgubiło tamten serial. Wiem, że to długi wywód, ale podrożę w czasie są ZŁE. Jest garstka historii, które zdołały zrobić je dobrze. Babilon 5 jest jedną (wyjątkowo, ta seria uczyniła wątek podróży w czasie świetnym i niezbędnym dla działania świata), Star Trekowi udało się może z 4 razy (na kilkanaście odcinków, które próbowały), Stargate nigdy nie miał naprawdę działającego odcinka o podróżach w czasie. Nawet Dr Who regularnie grzęźnie w dziwacznych paradoksach. Wszystko przez to, że twórcy rzadko mają faktyczny pomysł na to, jak użyć tej podróży w czasie w działający sposób. Tu dobrze im szło, aż dotarli do finału i stwierdzili "well, fuck it" i dali nam ten gówniany wątek nic nie zmieniania i "wymazania z historii". Ostatecznie jednak daję Flashowi plusa. Nie licząc koszmarnego finału, który był najpierw nudny a później debilny, końcówka sezonu faktycznie trzymała poziom i chętnie sięgnę po drugi sezon. I ta finałowa scena z czarną dziurą wsysającą miasto, była naprawdę świetna. Choć oni muszą przestać nawiązywać do postaci, do których nie mają praw. Wspomnienie Green Lanterna nie jest zabawne, jedynie przypomina, jak podziurawione jest na ekranie uniwersum DC, rozdarte między seriale i filmy. I kończąc, czemu hełm oryginalnego Flasha wypadł z portalu do przyszłości? Czy w tym świecie w ogóle istniał oryginalny Flash? Jeśli tak, to czemu nikt nie pamięta, że był tam podczas drugiej wojny światowej? I czemu wyjaśnienie będzie okropne i pełne jeszcze większej ilości podróży w czasie?
Agents of SHIELD zakończył się z trzema odcinkami, zamykającymi wątek wojny z Inhumans. Muszę przyznać, że historia była naładowana akcją i zwrotami akcji, tworząc najciekawszy póki co story arc tego serialu. Naprawdę zaskoczył mnie los Rainy, choć podejrzewam, że to nie był ostatni raz, kiedy widzieliśmy jej postać. Prawda o Jiaying naprawdę mnie zaskoczyła, twórcy bardzo sprytnie kreowali tą postać, przez cały sezon. Jedyna co mnie raziło, to fakt, że Marvel nie ma praw do filmowych Mutantów. Bądźmy szczerzy, ten ostatni odcinek sprawiał, że trudno było nie myśleć o Magneto słuchając wywodów Jiaying. Ostatecznie jednak, drugi sezon AoS okazał się naprawdę dobry. To szokujące po słabym pierwszym sezonie. Fabuła była bardziej skupiona, zamiast "sprawy tygodnia" mieliśmy większą, bardziej spójną historię, wszystko działało nieporównywalnie lepiej. I muszę przyznać, że ostatnich 10 minut finałowego odcinka świetnie ustawiło scenę pod kolejną odsłonę. Zespół superludzi, kryształy infekujące jedzenie (serio, nikt nie wpadł na pomysł, by wydobyć tą walizkę z oceanu? nie mogli poprosić Avengers o pomoc? War Machine pewnie mógłby to zrobić, to brzmi jak zadanie dla niego), Grant na czele nowej Hydry i dziwne maź pożerająca agentkę Simmons. Zwłaszcza to ostatnie było ciekawe. Czy teraz ona też dostanie supermoce? To miałoby sens, jeśli mają być drużyną nadludzi. I Lola wróciła, co jest bardzo dobrą wiadomością. Rok temu nie spodziewałem się że to powiem, ale naprawdę nie mogę się doczekać na kolejny sezon Agents of SHIELD.
Serial miesiąca (zauważyłem, że od jakiegoś czasu, co miesiąc mam coś takiego, więc postanowiłem zrobić z tego stały element): Powers. Pierwszy serial The PlayStation Network, oparty na serii komiksowej o tym samym tytule. Przedstawia on świat w którym superbohaterów z trochę innego punktu widzenia, tu są oni celebrytami, mają własnych agentów i marki ubrań. Co więcej serial pozwala nam spojrzeć na ten świat oczami zwykłych ludzi, konkretnie policjantów z wydziału do radzenia sobie z przestępstwami związanymi z nadludźmi. Sam główny bohater, detektyw Christian Walker jest byłym bohaterem, który stracił moce. To czyni go postacią stojącą pomiędzy światami, pozwalającą nam zobaczyć świat oczami zarówno herosów jak i zwykłych śmiertelników. W tym serialu nie ma klasycznych herosów i złoczyńców. Bohaterowie to w większości egocentrycy z przerośniętym ego, którzy robią to co robią dla sławy i chwały. Również ich starcia z superprzestępcami nierzadko bywają ustawiane. Przebiegają niczym walki w wrestlingu. Oczywiście są też prawdziwi przestępcy, zarówno trzecioligowi nieudacznicy z którymi użerają się policjanci, jak i prawdziwi zbrodniarze wywołujący przerażenie w większości nieprzyzwyczajonych do prawdziwej walki herosów. Sam serial niestety cierpi na wyraźne problemy z budżetem, widać to szczególnie w scenach walki, które wyglądają po prostu żałośnie, w zestawieniu nie tylko z filmami, ale nawet z obecnymi telewizyjnymi standardami, najlepiej widocznymi w Flashu. Osobiście mam też problem z niektórymi postaciami, które zachowują się w bardzo nierozsądny sposób. Ale wszystkie te wady zostają w pełni zrekompensowane przez solidną fabułę i świetną kreację świata. Ogólnie, choć serial nie jest doskonały, to zdecydowanie warty uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz