Bitwa o losy ludzkości dobiegła końca, teraz wracamy do starcia o Żelazny Tron. Przynajmniej w drugiej połowie tego naprawdę długiego odcinka. Mam wrażenie, że jeszcze dwa sezony temu, to byłyby dwa epizody, jeden będący epilogiem bitwy i drugi rozpoczynający nowy konflikt. Osobiście zdecydowanie nie miałem poczucia, że była to spójna historia. Ale po kolei.
Odcinek zaczyna się od pogrzebu poległych ostatnio herosów, po czym przechodzi do uczty. I ta jest zdecydowanie najlepszym elementem tego epizodu.
Dostaliśmy narastające wątpliwości Dany. Pijacką grę Tyriona, scenę z Sansą i Ogarem, Aryę znów potwierdzającą (jak w pierwszym sezonie), że nie jest i nie będzie damą. Świetne momenty zbudowane wokół postaci i ich relacji, czyli to w czym ten serial zawsze był najlepszy. Niestety na koniec dostaliśmy dziwną scenę z Bronnem. Zdaje się ona nic nie wnosić, nikt nie zmienia strony, nic się nie zmienia. To jakby ostatni zabawny skecz z braćmi Lannisterami i ich ulubionym najemnikiem. Najwyraźniej przyszłym władcą Wysogrodu.
Po tym fabuła nagle docisnęła gaz do dechy. W szokująco krótkim czasie dostaliśmy śmierć smoka, porwanie Missandei i wreszcie jej egzekucję. Mam poczucie, że kiedyś to zajęłoby pół sezonu. Missandei by zniknęła, w kolejnym odcinku ujawniono by, że jest w rękach Cersei, napięcie zaczęłoby rosnąć, mielibyśmy scenę rozmowy pomiędzy obydwiema paniami i dopiero w kolejnym epizodzie ten wątek zaowocowałby zgonem. Tutaj wszystko wydarzyło się tak szybko, że ledwie zdołałem to zarejestrować. Choć muszę przyznać, że sama scena rozmowy Tyriona z Cersei była mocnym zakończeniem i naprawdę trzymała mnie w napięciu.
Tu trzeba również wspomnieć spiski. Teraz kiedy prawda o R+L=J wyszła na jaw, Sansa i Varys zabrali się za ostre knucie przeciwko Dany. Zdrada wisi w powietrzu... I niestety z tylko dwoma odcinkami do końca, nie będzie miała czasu by naprawdę rozwinąć skrzydła. To coraz wyraźniej jest głównym problemem tego krótszego sezonu. Z jednej strony zostało tak mało postaci, że twórcom trudniej mnożyć wątki i sceny z drugiej w pośpiechu znika poczucie epickiej fabuły. Wszystko dzieje się już teraz, zaraz, natychmiast. Ale nie będę wydawał osądu, dopóki nie zobaczymy, co twórcy przygotowali na finał.
Another One Bites The Dust:
RIP Missandei, kolejna z osób, które były bardziej wierne wobec Dany, niż Jona. Nie wróży to najlepiej Szaremu Robakowi. Choć z drugiej strony, ta dwójka sama jest sobie winna. Nie można planować szczęśliwego życia po wojnie w środku takiej historii i nie zginąć (wyjątkiem jest Hawkeye).
RIP Rhaegal, był dobrym smokiem. I jego śmierć, choć wymuszona fabularnie (smoki są OP), niesie ze sobą też coś bardzo symbolicznego. Magia znów umiera w tym świecie, epoka cudów dobiega końca. Zostaje tylko brutalna rzeczywistość.
Przemyślenia
- Mimo całej mojej sympatii do tej sceny, bądźmy szczerzy, nie ma szans, żeby Cersei i Tyrion słyszeli się z tej odległości.
- Nie wydaje mi się, by statki rozpadały się tak łatwo od pocisków ze skorpionów. Jestem wręcz pewny, że nie rozpadałyby się tak łatwo, gdyby ostrzelano je z faktycznych armat.
- Lord Gendry... Nieźle, ale Król Gendry byłby jeszcze lepszy.
- Wreszcie ktoś zwrócił uwagę na fakt, że Dany jest ciotką Jona. I oczywiście był to eunuch.
- Euron jest beznadziejny z matematyki, jeśli naprawdę wierzy, że to jego dziecko.
- Tormund Giantsbane powinien zacząć robić stand-up. Jego trasa po Westeros byłaby hitem.
- Widzę, że magiczny penis Poda nadal działa.
- Twórcy serialu, D&D faktycznie pojawiają się w tym odcinku, jako Dzicy pijący z Tormundem i Jonem.
- I to chyba tyle, jeśli chodzi o Ducha. Ewidentnie przerośnięte psy są dużo trudniejsze do pokazania w serialu, niż smoki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz