Oki, odnośnie Conana, zacznę od tego, co złe:
- muzyka, tak obrzydliwego soundtracku już dawno nie słyszałem. Wylewał się z każdej sceny, nieważne, czy był na miejscu czy nie. Takie okropne sentymentalno-patosowe nie wiadomo co. Taka muzyka powinna być zarezerwowana dla sceny, w której główny bohater po ocaleniu świata bierze ślub z księżniczką, wspominając wszystko, co musiał poświęcić dla zwycięstwa. Tu miałem wrażenie, że ten motyw muzyczna pojawia się kiedy Conan idzie, jedzie, myśli, uprawia seks, zabija, pije... pewnie pojawiłby się też w scenie, w której Conan stawia kloca, gdyby taka tu była.
- w pewnym momencie temu filmowi skończył się scenariusz, a mimo to film trwał, i trwał, i trwał, i trwał, przez grubo ponad pół godziny. Normalnie bym się nie czepiał fabuły w takiej produkcji, ale przez pierwsze pół filmu ona tam była, a potem bum! I seria pozbawionych sensu scen walki, które zdają się donikąd nie zmierzać.
-3D, a raczej jego totalny brak... tego nawet nie skomentuję, bo to trochę kopanie leżącego.
+ CONAN! Jeson Momoa zjadł Schwarzeneggera na śniadanie. Jego wersja po prostu zabija.
+ film, na tym etapie kiedy ma jeszcze fabułę, ma też sporo świetnych motywów i smaczków ("Obiecuję, że cię nie zabiję.")
+krew, flaki i cycki czyli to, czego wymagam od filmu o mordującym wszystko na swojej drodze barbarzyńcy, niby mała rzecz, ale jednak cieszy po plejadzie politycznie poprawnych fantasy z oznakowaniem PG-13
+ogólny brak poprawności politycznej, zwłaszcza w wypowiedziach głównego bohatera
W sumie, 5/10 (byłoby 6, gdyby w tle, zamiast tej koszmarnej muzyki, leciał jakiś Manowar czy coś takiego), czyli ogólnie nie był to zły film, ale dobry to też raczej nie był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz