środa, 3 sierpnia 2011

Fantastic orgy of destruction, czyli o oglądaniu Złych Filmów

Razem z grupą znajomych mamy taki trochę porąbany zwyczaj. Raz na jakiś czas zbieramy się na cały dzień i oglądamy najgorsze, najniżej oceniane, najbardziej pogardzane filmy s-f jakie zdołamy znaleźć. Czemu ktoś chciałby robić coś takiego? No, cóż, szczerze mówiąc trudno mi odpowiedzieć. W jakiś dziwny, pokręcony, całkowicie masochistyczny sposób, to jest naprawdę zabawne.
Mam tylko jedną przestrogę, NIGDY nie oglądaj filmów o których będę pisał dalej w samotności! To grozi poważnymi ubytkami poczytalności. Oglądanie ich w grupie w sumie też, ale dzięki temu, można komentować film na bieżąco, co w gruncie rzeczy jest podstawą całego doświadczenia.
Na razie obejrzeliśmy 18 produkcji, niestety nie wszystkie z nich mogę polecić. Problem w tym, że część z nich nie była tak naprawdę Złymi filmami, były po prostu słabymi filmami. Na czym polega różnica? No cóż, słaby film to Power Rangers Turbo albo Catwomen, nudna, przewidywalna produkcja, o której już po tygodniu nie będziesz pamiętać. Zły film to Santa Claus Conquers the Martians albo The Beast of Yucca Flats. Produkcje tak okropne, że nie sposób o nich zapomnieć. Filmy które przekraczają wszelkie granice złego kina w taki sposób, że nie da się ich mierzyć żadną zwykłą miarą. Nie da się ich też zapomnieć. Więc, by pomóc w oddzieleniu słabych od złych, kilka przykładów filmów, na które naprawdę zapisały się w mojej pamięci i "bawiłem" się na nich, tracąc przy tym kilka punktów poczytalności:
Plan 9 from Outer Space (1959), czyli niesławne dzieło Eda Woodsa. Ma kosmitów, zombie, wampiry i wszystko po środku. Nie pytajcie czemu.
The Beast of Yucca Flats (1961), kilkoro ludzi łazi w kółko po pustyni, podczas gdy narrator z niegasnącym zapałem powtarza w kółko tą samą kwestię.
Santa Claus Conquers the Martians (1964), ("There's something wrong with children of mars"), czyli kosmici porywają Świętego Mikołaja.
Lobster Man from Mars (1989), w sumie nie powinien się liczyć, bo był parodią omawianych tu filmów, ale świetnie pokazuje wszystko, co jest w nich złe.
Attack of the Monsters/Gamera tai daiakuju Giron (1969), bo tego typu lista nie mogłaby być pełna bez produkcji Japońskiej. Gamera, czyli wielki kosmiczny żółw z petardami w tyłku i podejrzaną słabością do małych chłopców walczy z nożo potworem strzelającym z nosa shurikenami... nie do podrobienia.
Dünyayı Kurtaran Adam (1982), znany również jako Turecki Star Wars. O tym filmie mógłbym naprawdę opowiadać długo, ale w ostateczności, jego po prostu trzeba zobaczyć. Niezapomniane doznanie. I pamiętajcie, najpotężniejszą bronią we wszechświecie jest ludzki mózg, zwłaszcza połączony z mieczem. 
The Gigant Claw (1957), film z którego pochodzi cytat, będący tytułem tego wpisu. Ta produkcja nie byłaby nawet taka zła, gdyby nie fakt, że straszliwy latający potwór, wielokrotnie porównywany w tym filmie do latającego pancernika, wygląda tak:
To chyba najbrzydszy potwór w dziejach. I ta paszcza!
Flesh Gordon Meets the Cosmic Cheerleaders (1990), najgorszy, najobrzydliwszy, najbardziej niesmaczny film jaki widziałem w życiu. Do dziś mam o nim koszmary. 
Starcrash (1978), film ma niespotykane tempo i zwroty akcji, które mogłyby zawstydzić Grę o Tron. W gruncie rzeczy, podobnie jak Turecki Star Wars, był on naprawdę przyjemny w oglądaniu. Młody David Hasselhoff, statki kosmiczne robiące Szszszszszszszsz, strój głównej bohaterki (po prawej). Że nie wspomnę o czarnym charakterze który NIGDY nie mruga, w żadnej scenie, ani razu, przez cały film. 
Sharktopus (2010), czyli nowe "arcydzieło" kanału Syfy. Ten film ma wszystko czego można się spodziewać. Dokładnie wtedy, kiedy można się tego spodziewać. Przynajmniej trzeba im przyznać, że potwór fajnie wygląda. I całość jest o niebo ciekawsza niż Mega Shark vs Gigant Octopus, to było po prostu nudne (poza jedną, jedyną sceną z samolotem).
The Creeping Terror (1964), straszliwy, poruszający się z prędkością kilometra na godzinę kosmiczny dywan pożera ludzi. Na jego szczęście prawie nikt w tym filmie nie potrafi uciekać. Wszyscy jedynie stoją i krzyczą, czasami wręcz podchodzą bliżej, by ułatwić pracę kosmicie.  W między czasie narrator streszcza nam sceny dialogowe. Muszę przyznać, że są w tym filmie momenty, w których dusiłem się ze śmiechu, i to jeszcze przed osławioną sceną z samochodem (nie uwierzę, że ta scena mogła kiedykolwiek nie wywoływać u ludzi sprośnych skojarzeń). 
I jeszcze honorowe wspomnienie dla serialu: 
The Ancient Dogoo Girls/Kodai shôjo-tai Dogûn V (2010), są na tym świecie dziwaczne rzeczy i większość z nich jest w Japonii. Ten konkretny serial zaczyna się całkiem pozytywnie:
 By z czasem pogrążyć się w odmętach absurdu i dziwactwa. A później nadchodzi trzeci odcinek... I nagle zdajesz sobie sprawę, że siedzisz wciśnięty w fotel i zadajesz sobie pytanie "co się dzieje?!", a to dopiero połowa odcinka. Po czymś takim, człowiek naprawdę zaczyna kwestionować... no cóż, wszystko. 

No cóż, to tyle. Jak obejrzymy więcej podobnych produkcji, to jeszcze wspomnę. A na razie zostawiam was z tą przerażająco zabawną wizją, straszliwego potwora:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz