niedziela, 2 października 2011

Misfits, czyli jazda bez trzymanki


 Wy, superbohaterami? Jak popieprzony musiałby być świat, by coś takiego mogło się zdarzyć?

Dzisiaj dosyć specyficzny i totalnie odjechany serial. Misfits czyli brytyjska seria opowiadająca o... no właśnie.
Głównymi bohaterami jest piątka młodocianych przestępców, odbywających w ramach wyroku roboty publiczne, którzy przez przypadek zyskują supermoce. Wiedząc o tym, podszedłem do tego serialu, jako do kolejnej wariacji na temat X-Men, w stylu Herosów... Byłem z tym podejściem w absolutnym błędzie.

To nie Jezus, to tylko jakiś chuj z supermocami!

Misfits zaczyna się z pewnymi pozorami powagi. W pierwszym sezonie twórcy wręcz silą się na dojrzałe wątki i psychologicznie rozbudowane postacie. Niemniej już w finale sezonu (6 odcinek) sytuacja staje się tak abstrakcyjna, że nie sposób brać jej na poważnie. A w drugim sezonie spirala całkowicie porąbanego humoru rozwija się w takim tempie, że trudno za nią nadążyć... I jest to genialne! Od patosowej mowy namawiającej do spieprzenia sobie życia, poprzez używanie orzeszków jako kryptonitu po mlecznego zabójcę, ten serial potrafi sobie robić jaja z wszystkiego, na pierwszy cel biorąc najróżniejsze superbohaterskie cliche. Naprawdę, trudno to opisać, to trzeba zobaczyć.

Jesteśmy grupą młodocianych przestępców i nikt z nas nie potrafi ukraść samochodu? To żałosne.

Wspaniała piątka wykolejeńców, stanowiących jakże sympatyczną obsadę serialu to: Kelly, dresiara tłukąca wszystkich dookoła i przy okazji czytająca w myślach; Curtis, sławny, młody biegacz posiadający zdolność cofania czasu pod wpływem emocji; Alisha, czyli seksowna niunia z wielce przydatną zdolnością sprawiania, że każdy kto ją dotknie ma niekontrolowaną chęć uprawiania z nią seksu (nadal zastanawiam się, czy Rogue miała gorzej); Nathan, czyli wyjątkowo wygadany i niezbyt rozgarnięty facet, którego mocy nie zdradzę i wreszcie Simon, czyli cichy, nerdowaty chłopak z mocą niewidzialności. Osobiście, nie byłem tak przywiązany do młodocianych bohaterów serialu, od czasu pierwszego pokolenia Skinsów. Ciekawy jest również fakt, że wszystkie postacie tutaj mają moce powiązane z ich osobowością, lub zainteresowaniami.

To musi być najbardziej chujowa moc w dziejach.

Czym byłaby porządna historia o bohaterach, bez superprzestępców? Misfitsi napotykają na swojej drodze sporo postaci z dziwacznymi mocami. Część jest przyjacielska (jak chłopak z teleportacją), część mniej (dziewczyna sprawiająca, że ludzie łysieją, czy niemowlę zmuszające ludzi, by je kochali) ale tylko niektórzy zasługują na tytuł prawdziwych superprzestępców. Do tych należą z jednej strony zmieniająca postać psychopatka, czy szalony tatuażysta. Z drugiej, prawdziwe potwory o okropnej potędze, takie ja dziewczyna czyniąca ludzi dobrymi, kulturalnymi i pozytywnie nastawionymi do świata czy facet kontrolujący produkty mleczne (laktokineza). I w totalnie porąbany sposób, to naprawdę byli przeciwnicy godni Batmana.


- My nigdy nikogo nie zabiliśmy, ani nie zgwałciliśmy.
- Ona zgwałciła mnie i zabiliśmy masę ludzi. 
- No dobra, ale my jesteśmy tymi dobrymi.

Ostatecznie, Misfist to porąbana komedia, która mnie wbiła w fotel i przebojem weszła na czoło mojej listy ulubionych seriali. Jeśli pasuje wam porąbany, mocno abstrakcyjny humor, pokochacie ją.




Ogólna ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. "Rodzisz kosmitę!"

    Warto ten serial obejrzeć nawet jeśli tylko miało by się słuchać wypowiedzi Nathana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za info o tym serialu, oglądam już 2 sezon i nie mogę przestać.. :P

    OdpowiedzUsuń