Drugi odcinek nowego sezonu był zdecydowanie i pod każdym względem lepszy, niż jego poprzednik. Więcej się działo, a fabuła wyraźnie dokądś zmierzała. Sceny skupione na postaciach nadal tu były (zaskakujący monolog Catelyn), ale nie dominowały w takiej ilości, by zatrzymać postęp historii. I dostaliśmy masę nowych postaci i wątków. Tak prawdę powiedziawszy, to o wiele bardziej sprawiało wrażenie pilota sezonu, niż zeszłotygodniowy odcinek. Ale po kolei:
Najciekawszym elementem odcinka były dla mnie zdecydowanie sceny w stolicy. Zwłaszcza podwieczorek Sansy z Tyrellami (Diana Rigg w roli Królowej Cierni jest perfekcyjna, od razu przywodzi na myśl babcię z Downton Abbey) i scena z Margaery i Joffreyem. To wspaniałe jak łatwo potrafi ona nim manipulować, równocześnie nadal bojąc się go. I sam Joff który z każdym odcinkiem wydaje się coraz bardziej zainteresowany, może nawet na swój pokręcony sposób zakochany w Margaery. Naprawdę jestem olbrzymim fanem tego, jak twórcy rozbudowali jej postać w serialu.
Na drugim miejscu postawiłbym Jaima i Brienne. Ich radosna wędrówka została przebita tylko przez pierwszą w tym sezonie scenę walki. Oczywiście Jaime był skuty i pozbawiony kondycji po miesiącach niewoli, ale nadal nie da się ukryć, że jego tyłek został rzęsiście (i bez trudu) skopany.
I wreszcie doczekaliśmy się wargów i jakichś wyjaśnień odnośnie Trójokiego Kruka. A wszystko dzięki mocno już spóźnionemu przybyciu rodzeństwa Reedów. Naprawdę brakowało mi ich, bo w książkach należeli do moich ulubionych postaci pobocznych. Choć oczywiście w książce na tym etapie powiedziano już nieporównywalnie więcej o wargowaniu, mocach dzieci Starków i samym Trójokim Kruku, ale to nic, serial powoli zaczyna nadrabiać zaległości.
Tymczasem Arya i jej wesoła kompania (nagle wyposażona w miecze) trafia wreszcie na Bractwo. Mocno okrojone z postaci, ale nadal zawierające Thorosa z Myr, czyli naszego nowego ulubionego czerwonego kapłana (nie jestem pewny, czy w tym odcinku w ogóle wspomniano o jego funkcji). Naprawdę brakowało tu postaci potrafiącej rozjaśnić sytuację.
A jak przy rozjaśnianiu sytuacji jesteśmy, o co chodzi z Theonem? To znaczy czytałem książki, więc teoretycznie wiem co się dzieje i kim jest facet mający pomóc mu w ucieczce (to oczywiście Simon z Misfits). Ale mimo to jestem odrobinę skonfundowany. Czemu ci ludzie byli w barwach Greyjoyów?
Ogólnie, odcinek był dobry i według wszystkich recenzji prawdziwa zabawa zaczyna się w trzecim odcinku, więc zostaje czekać.
Another One Bites The Dust:
RIP... chwila, czyżby nikt? Co się dzieje z tym serialem HBO?
Przemyślenia:
- Bran wyraźnie przeszedł mutację głosu od ostatniego sezonu. Dzieciaki zdecydowanie rosną znacznie szybciej, niż ich postacie.
- Jon wreszcie dostał nowe wdzianko.
- Tyrion jest uroczo bezbronny, kiedy musi się tłumaczyć przed Shae.
- Mieszkańcy Westeros mają zaskakująco białe zęby. Zwłaszcza Jaime nieźle się prezentuje, jak na kogoś kto od miesięcy siedział w klatce.
- Jedyne obnarzone klatki piersiowe odcinka należały do Joffa i Theona... Raz jeszcze, co się dzieje z tym serialem HBO?
Guziu, a co dzieje się z Tobą skoro piszesz, że nie ma cycków i się nie zabijają :D
OdpowiedzUsuńGwoli ścisłości, mój zarzut nie był taki, że nie ma cycków, ale że te które są należą do Joffa i Theona :P
OdpowiedzUsuń