środa, 27 maja 2015

Game of Thrones, odc. 47: The Gift (5x07)

Postacie się spotykają, plany idą źle, Bronn ociera się o śmierć, po raz pierwszy w historii Westeros ktoś umiera ze starości, a ja jestem chory i nie mam sił porządnie się rozpisać, czyli kolejny tydzień w Grze o Tron. Tym razem będzie krótko, ale za to w tym tygodniu otrzymaliśmy wspaniały dar w postaci Coldplay's Game of Thrones: The Musical:
Polecam. Całość jak i rozwinięte wersje poszczególnych piosenek z końca. Szczególnie Rastafarian Targaryen i A Man of All Seasons (still Going Strong).
A teraz wracając do obecnych wydarzeń w Westeros. Kilka szybkich kwestii. 
Więc teraz Sansa nawet wygląda jak Imperator i nadal jest ofiarą. To irytujące, bo zarówno Sam jak i Tyrion mieli okazję przeciwstawić się swoim oprawcom (Tyrion swojego nawet pobił), tylko ona nadal jest na łasce innych. Zderzenie wątków jej i Theona coraz mniej mi się podoba. 
Jak jesteśmy przy Tyrionie, to podsumujmy. Tyrion jest niski, Jorah ubiera się na żółto, ciągle się kłócą, ale i tak trzymają się razem, ten żółty został sprzedany przez łowców niewolników, a ten niski z trudem podążył za nim... Czy tylko ja mam skojarzenia z R2-D2 i C-3PO? Szkoda tylko, że Obi-Wan umarł kilka odcinków temu. 
A później na arenie, bądźmy całkowicie szczerzy, nie możliwe, żeby Dany nie rozpoznała tej żółtej koszuli. Nie po 4 latach wspólnej podróży. Ale za to Tyrion i Dany się spotkali i to po 7 odcinkach. Jestem w szoku. To póki co najlepsza zmiana w stosunku do książek, gdzie zajęło to tysiąc stron... i nadal się nie wydarzyło!

Tymczasem Stannis zderzył się z faktem, że jak się okazuje, Starkowie zawsze mają rację. Zima nadeszła. 

Trzeba przyznać, że tytuł tego odcinka jest spełnioną obietnicą. W zeszłym tygodniu chciałem sceny pomiędzy Olenną a Wielkim Wróblem i tym razem dostałem prezent. I jak się okazuje, bycie 1% w Królewskiej Przystani nie jest łatwe w tych czasach. A do tego dostaliśmy jeszcze rozmowę Olenny z Littlefingerem. Tyle prezentów. Obydwie sceny były świetne, ale ta pierwsza była zdecydowanie moją ulubioną w tym odcinku. Czysta perfekcja. I zanim przejdę do finałowej sceny, jeszcze dwa przemyślenia. Po pierwsze, lubię Tommena, ale trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby na tronie siedział Robert albo Joff, ta sytuacja byłaby już rozwiązana, a Wielki Wróbel i jego kompanii byliby niżsi o głowę. To pokazuje, że w pewnych sytuacjach, zły król jest faktycznie dobry... hmm. 
I odnośnie sceny z Bronnem i Bękarcicami. To było dziwne. To znaczy, mieliśmy śpiewającego Bronna, Bękarcice, trucizny, nagość, ogólnie nie narzekam. Po prostu nie jestem pewny, co ta scena wniosła? Czy chodziło o zaznaczenie, że Tyene jest tą uwodzicielską? Bo faktycznie, póki co serial naprawdę słabo radzi sobie z przedstawianiem Bękarcic, jako osobnych postaci. Najlepiej byłoby je chyba rozdzielić. Ale pewnie metoda dania każdej sceny, też ma jakiś sens. Więc na razie Obara jest wojowniczką z włócznią, Tyene uwodzicielką z zatrutymi sztyletami (z trucizną, która najwyraźniej wymaga podniecenia ofiary, by zacząć działać, co jest dziwne i jednocześnie zaskakująco odpowiednie) i Nymeria jest tą z biczem, o której jeszcze nic nie wiemy. Trzy odcinki przed końcem sezonu... choć faktycznie, w książkach też te postacie wolno się rozkręcają. I fakt, że Bronn ciągle śpiewa o byciu zabitym przez włócznię Dornijczyka coraz bardziej mnie martwi. 
A teraz podsumowanie genialnego planu Cersei:
 Kto mógł się spodziewać, że pójdzie tak źle? Kto?
Choć po raz kolejny twórcy byli bardzo mili dla królowej. Tym razem katastrofa wynikała z sojuszu Littlefingera z Olenną, w książkach to była kwestia czystej głupoty Cersei. Więc i tak wychodzi na tym lepiej. 

Another One Bites The Dust:
Aemon Targaryen pierwszy człowiek w historii Westeros, który umarł ze starości. Jego warta się skończyła i to ładnym cytatem z książek, nawiązującym do Dunka i Jajo . Mam nadzieję, że po wszystkim Dunk i Jajo dostaną własną mini-serię, lub coś w tym stylu.

Przemyślenia:
- Margaery wygląda świetnie nawet w lochu.

- W scenie pobicia Sama najsmutniejsze było to, że Sam i Gilly nie powinni nawet tam być. Powinni w tym momencie żeglować z Letniakami po drugiej stronie kontynentu.

- Czemu Jon nie wziął ze sobą Ducha? To znaczy, na szczęście dla Sama tego nie zrobił, ale równocześnie, wydaje się, że wilkor mógłby się przydać tam, gdzie Jon pojechał. 

środa, 20 maja 2015

Game of Thrones, odc. 46: Unbowed, Unbent, Unbroken (5x06)

Zacznijmy od czegoś lekkiego, wydarzeń w stolicy (wiesz, że oglądasz Grę o Tron, kiedy homofobiczna inkwizycja, jest tą lekką częścią odcinka). Olena wróciła! I całe szczęście, bo Cersei szło zdecydowanie zbyt łatwo. I nadal idzie. Szczerze mówiąc, nie mogę uwierzyć, jak łatwo jej idzie. Serial sprawia, że jej intrygi wydają się rozsądne, a ona sama kompetentna. Oczywiście to oznacza, że niedługo coś się poważnie zepsuje (gdyby sam fakt, że Cersei uzbroiła armię fanatyków religijnych sam w sobie nie był wystarczającą sugestią w tym kierunku). Osobiście mam nadzieję, że dostaniemy przy okazji rozmowę Oleny z Wielkim Wróblem. A jak przy tym jesteśmy, Olena była zaskakująco nie niszcząca w rozmowie z Cersei, chyba po prostu nie spodziewała się, że ktoś może być na tyle głupi, by niszczyć swojego jedynego sojusznika. I do tego wszystkiego doszedł jeszcze Littlefinger z kolejną intrygą, która potencjalnie da mu pełną kontrolę nad Doliną i Północą, co uczyni go największą siłą na kontynencie. A wtedy Cersei może żądać czyjej głowy tylko zapragnie, LF będzie miał to gdzieś.

Tymczasem Cooper i Darnell wracają, z kolejną magiczną przygodą w Dorne. I... co to? Co ja słyszę? Czy to nowa piosenka? Westeros dostało swoją trzecią piosenkę! I faktycznie, jej zakończenie jest najlepszą częścią (dla ciekawych, polecam wersję Karliene). Choć fakt, że Bronn tak podkreślał to zakończenie, sprawia, że trochę się o niego boję. Czy to będzie piosenka w napisach końcowych odcinka, którym pożegnamy jego postać? Zwłaszcza po tej, ewidentnej halabardzie Chekhova. I zwrócę też uwagę na tą ranę którą otrzymał nasz ulubiony najemnik, jasne, to było tylko draśnięcie, ale Dornijczycy lubują się w truciznach. A jak jesteśmy przy tej scenie walki. Czas się czepiać. Więc Jaime i Bronn przebrani za najbardziej bladych gwardzistów w historii Dorne, wchodzą sobie od tak do pałacu. I oczywiście robią to dokładnie w tym samym momencie, co Żmijowe Bękarcice. A jak przy nich jesteśmy, podejrzewam, że ich plan wyglądał mniej więcej tak: "Co zrobiłby Oberyn w tej sytuacji?" "Pewnie poszedł tam i kogoś zabił." "To brzmi jak świetny plan, chodźmy". Zniósłbym to lepiej, gdyby serial dał nam jakieś wytłumaczenie. Jedno zdanie, stwierdzające, że jest dzień targowy, czy coś w tym stylu i przez to ochrona jest bardziej rozproszona, więc to najlepszy moment do ataku, dla wszystkich zainteresowanych stron. Zamiast tego, mamy wielki przypadek.

I tak dochodzimy do przysłowiowego słonia w pokoju. Wątku Sansy. Z jednej strony ten odcinek dał nam świetną scenę w której Darth Sansa całkowicie zniszczyła Myrandę, z drugiej krótko po tym nastąpiła scena nocy poślubnej. I tu dochodzimy do głównego narracyjnego problemu połączenia wątków Sansy i Theona w jeden. Z jednej strony mamy Sansę rosnącą w siłę (tak jak w książce) z drugiej Theon i żona Ramseya (w książce nie była to Sansa) muszą przeżyć traumę, która połączy ich i pomoże wydobyć Theona z powrotem na świat. I o ile wątek działa dla Theona, o tyle nie działa dla Sansy. Jasne, mogę się mylić, może D&D zdołają znaleźć jakiś złoty środek, ale nie wiem jaki. Obydwie te postacie powinny być głównymi bohaterami swoich wątków. Wyciąganie jednej z nich na światło, automatycznie wpycha drugą w cień. I łatwo odebrać tą ostatnią scenę, jako straszny regres dla Sansy. Oto znów jest ofiarą kolejnego psychopaty i bezradnie musi czekać na czyjąś pomoc. Podczas gdy powinna być panią swojej sytuacji, tak jak w scenie kąpieli. W tym momencie Sansa zasługuje na to, by wreszcie samemu się uratować i być może ocalić przy okazji Theona. Ale to znowu całkowicie burzy trajektorię jego postaci. A jeśli dodamy do tego Brienne, zaczyna się tu robić naprawdę ciasno.

Another One Bites The Dust:
Drugi odcinek pod rząd bez trupów? I to taki z weselem? Dothraki by tego nie pochwalili.

Przemyślenia:
- Handlarz kutasów? Czy to faktyczny zawód? Świat Gry o Tron nie przestaje mnie zaskakiwać.

- Tyrion znów zdołał ocalić skórę gadaniem. Miło widzieć jego postać wracającą do formy.

- Jak przy tym jesteśmy, więc wybrali tą drogę by uniknąć piratów, wpadli na Kamiennych Ludzi, a później na handlarzy niewolników... Aż strach pomyśleć, jak wygląda ta trasa bardziej zagrożona piratami.

- Arya wygląda dziwnie z długimi włosami. Tak, nie Aryowato.

- To już wiemy, po której stronie jest Arya w dyskusji o eutanazji.

- Pomieszczenie z twarzami było świetne.

- Jeśli Myranda nadal będzie się upierać na taki dekolt w taką pogodę, to zapalenie płuc wykończy ją, zanim znudzi się Ramseyowi (lub zamorduje ją Sansa).

wtorek, 12 maja 2015

Game of Thrones, odc. 45: Kill the Boy (5x05)

Stało się coś niespotykanego. Dany zachowała się jak przywódczyni. Podjęła właściwe decyzje, nie straciła kontroli nad sytuacją. To prawdziwie szokujący zwrot akcji. Jeszcze trochę, a może nawet wyruszy w kierunku Westeros. Niemniej odkładając na bok wszystkie żarty, muszę przyznać, że scena z karmieniem smoków robiła wrażenie. Zwłaszcza ten fragment z rozrywaniem ciała. Miło widzieć, że przynajmniej chłopaki się dzielą.

Jon Snow również wybrał ten odcinek, by zmężnieć i wziąć na siebie odpowiedzialność. Mam wrażenie, że był to wątek przewodni odcinka, czy coś. Tak czy inaczej Mur pustoszeje podczas gdy wszyscy ruszają w drogę. Stannis z rodzinką na południe, a sam Jon na północ. Szczególnie to pierwsze wydaje się ciekawe, miła, rodzinna wycieczka do Winterfell, na spotkanie z Boltonami. Chyba wszyscy wiemy, po czyjej stronie stoimy w tej nadchodzącej bitwie. Zwłaszcza, że Stannis jest tu w znacząco lepszej pozycji, niż był w książkach. Tam najpierw musiał zdobyć sojuszników, zbudować armię, schwytać kilku Żelaznych Ludzi (ten wątek jeszcze istnieje w tej serii, czy może wszyscy zapomnieli o trzeciej pijawce?), tu po prostu zebrał rodzinę i ruszył do bitwy. Choć w sumie, to uproszczenie pewnie wychodzi serialowi na dobre.

Tymczasem w Winterfell, Sansa musi się użerać już nie tylko z apodyktycznym teściem i psychopatycznym narzeczonym, ale jeszcze z szaloną kochanką swojego psychopatycznego narzeczonego. To jak być zaręczonym z Jokerem i dodatkowo jeszcze znosić zazdrość Harley Quinn. Nie wiesz które z nich zabije cię pierwsze, ale śmierć na pewno będzie zabawna. Na szczęście Darth Sansa ma też obrończynię. Nie wiem jak Brienne planuje dostać się do wnętrza twierdzy, pewnie wyrzynając wszystkich na swojej drodze, ale zawsze lepiej mieć największego wymiatacza na kontynencie po drugiej stronie murów, niż nie mieć nikogo. Ogólnie rzecz biorąc, miło było znów odwiedzić Winterfell na dłużej.

Ser Friendzone nie ma łatwego życia. Od lat nie zmieniał koszuli, ukochana go wygnała i teraz jeszcze zachorował. To okrutne, nawet jak na ten serial. Nie dosyć, że teraz czeka go powolna śmierć zakończona najwyraźniej zmianą w kamiennego zombie, to dodatkowo teraz już nie ma nawet cienia szans, że Dany wpuści go do swojego łóżka. A najgorsze, że to nawet nie jest jego wątek. To wszystko powinno się przytrafić zupełnie innej postaci. Biedny Jorah. Choć to chyba ostatecznie potwierdza, że Gryf wyleciał z tej historii, a to znaczy, że mimo czytania książek, nie mam na tym etapie zielonego pojęcia, co się stanie.
Muszę jednak czepić się tej wizyty w ruinach Valyrii. O ile same ruiny wyglądały świetnie i cała scena była prosto z książek (z tym, że wstawiono Joraha w miejsce Gryfa), o tyle fakt, że przeniesiono ją z Chroyane do Valyrii wywołuje pewne problemy. Po pierwsze Dymiące Morze wygląda zaskakująco jak rzeka. Pewnie dlatego, że pierwotnie ta scena miała miejsce na rzece. Po drugie, to całkowicie obdziera Valyrię z tajemniczości. W książkach ruiny są jak Trójkąt Bermudzki, tylko nieliczni się tam zapuszczają (zarówno drogą lądową jak i morską) i prawie nikt stamtąd nie wraca. Legendy mówią o koszmarach, demonach i bramach piekieł. Tutaj, to zwykłe ruiny z kilkoma kamiennymi zombie. Aż dziwi, że wspomniani przez Joraha piraci, nie uczynili tego miejsca swoją bazą.

Another One Bites The Dust:
I znowu odcinek bez trupów. Co się dzieje z tym serialem?

Przemyślenia:
- Po Stannisie, w tym miesiącu przyszedł czas na Roosa, by mieć ojcowski moment. Ten był jednak jakoś mniej wzruszający.

- Jak jesteśmy przy Stannisie, "Fewer" było najlepszym tekstem odcinka.

- Naprawdę żal mi Theona, tym bardziej teraz, kiedy Darth Sansa tam jest.

wtorek, 5 maja 2015

Game of Thrones, odc. 44: Sons of Harpy (5x04)

Mam wrażenie, że tytuł tego odcinka był trochę na wyrost, biorąc pod uwagę, że sami Synowie zajęli tylko ostatnich kilka minut. Niemniej od nich zacznę, bo dali nam niezłe przedstawienie. Z tymi wszystkimi zgonami wśród postaci, które nadal żyją w książkach, ta finałowa scena walki naprawdę trzymała w napięciu i wszystko wskazuje na to, że doprowadziła do kolejnej śmierci. Przy tej okazji nie sposób nie wspomnieć, jak świetne są maski Synów Harpii. Chyba jeszcze o tym nie pisałem, ale zwłaszcza w tej walce tworzyły niesamowity efekt. Jak gdyby nasi herosi walczyli z nieprzeliczonym zastępem nadprzyrodzonych istot bez twarzy. Maski mają w sobie niezwykłą siłę, coś o czym twórcy filmów o superbohaterach za często zapominają. No i zostaje jeszcze kwestia tej prostytutki. To już drugi raz kiedy widzimy ją współpracującą z Synami. Mam nadzieję, że dowiemy się czegoś więcej na temat jej motywacji i historii. Bo to potencjalnie ciekawa historia, pokazująca cenę Chwalebnej Rewolucji Daenerys.

Tymczasem Cersei postanowiła zakończyć próby bycia rozsądną postacią i podążyła prosto w paszczę lwa... a raczej wróbla. Ostatecznie kiedy ostatnio dozbrajanie fanatyków religijnych nie skończyło się źle? I jasne, na razie wszystko wydaje się iść zgodnie z jej planem. Loras jest w celi, Tyrellowie zostali osłabieni itd. Niemniej osłabiona została też (i tak już dosyć słaba) pozycja Tommena. Cersei pozbyła się wszystkich doradców poza szalonym naukowcem i w tym momencie nie ma ani obrońców, ani sojuszników. Nawet Littlefinger raczej nie będzie chętny do pomocy, po tym jak fanatycy już dwa razy zaatakowali jego burdel. Że nie wspomnę o tym, że po mieście biega banda uzbrojonych facetów z fetyszem na punkcie wycinania sobie wzorków na skórze i jest tylko kwestią czasu, zanim ich miecze skierują się przeciwko pierwszej grzesznicy królestwa.

Wreszcie zobaczyliśmy Dorne w napisach początkowych. A później mieliśmy nawet okazję ponownie odwiedzić to miejsce, tym razem spotykając więcej postaci. Zacznę od JaBronna i ich pierwszej przygody w Dorne. Oczywiście opierała się ona na zabijaniu. I przyznaję, że sama walka była fajna, zwłaszcza możliwość zobaczenia, jak radzi sobie teraz Jaime, ale sama sytuacja wydawała się mocno naciągana. Nasi bohaterowie idą sobie plażą, nagle pojawia się kilku jeźdźców i zaczynają walczyć. Dziwne.
No i wreszcie dostaliśmy Żmijowe Bękarcice. I tu niestety mam również mieszane uczucia. Powodem jest sama scena, wiele jej elementów wydawało się strasznie wymuszonych. Zwłaszcza monolog Obary w którym streszcza swoim siostrom historię, którą musiały słyszeć już nie jeden raz. Czy Obara po prostu lubi opowiadać tą historię? A może faktycznie przez te wszystkie lata trzymała ją na dobrą okazję? Jeśli tak, to przykro mi, ale to nie był ten moment. Niemniej podoba mi się wątek wyścigu o Myrcellę. To zapowiada się ciekawie.

Another One Bites The Dust:
RIP Barristan Selmy zwany Barristanem Śmiałym. Od pierwszego sezonu regularnie słyszeliśmy, jak świetnym był wojownikiem i na końcu wreszcie mieliśmy okazję to zobaczyć. Mimo wieku przechodził przez przeciwników jak przez masło. Bez jego porad, obawiam się, że Dany poradzi sobie jeszcze gorzej. I po raz kolejny, to bohater który wciąż oddycha w książkach, co więcej pełni tam znaczącą rolę, więc trudno powiedzieć jakie dokładnie będą konsekwencje tej śmierci. Na pewno wątek Meereen potoczy się zupełnie inaczej, niż w powieściach, o czym świadczy choćby brak znaczącej ilości postaci i wątków.

Przemyślenia:
- Scena ze Stannisem i jego córką naprawdę złapała mnie za serce. Jedyny słuszny król nie jest postacią, którą łatwo lubić. Stephen Dillane odwala kawał dobrej roboty odgrywając tą postać w poważny, wycofany sposób, ale miło czasami zobaczyć bardziej ludzką stronę Stannisa.

- Aż dwa wspomnienia o Rhaegarze w jednym odcinku. I w pewien sposób dwa zupełnie różne punkty widzenia na tą postać.

- A jak przy tym jesteśmy, kilka sezonów później, niż w książce, ale dostaliśmy wreszcie okrojoną opowieść o turnieju w Harrenhal od którego cała ta historia faktycznie się zaczęła.

- I znów wracając do tej sceny, to pióro leżące w krypcie było fajnym akcentem, nawiązującym do pierwszego odcinka.

- You Know Nothing, Jon Snow.

- Więc Ser Meryn Trant jedzie do Braavos. Muszę przyznać, że to ciekawy sposób rozwiązania tego problemu, bez dodawania kolejnych nazwisk do listy Aryi (która w książkach jest znacznie dłuższa).

I to tyle w tym tygodniu. Odcinek był solidny, choć miał słabsze momenty. Fabuła już wyraźnie się rozpędziła, więc wszystko wskazuje, że od teraz będzie tylko lepiej.

poniedziałek, 4 maja 2015

Kwiecień z serialami

Źle się dzieje w mieście gotyckiej szynki i niestety dla jego mieszkańców, to bardzo dobrze dla nas. W tym miesiącu serial zaserwował nam swoistą trylogię opowiadającą o seryjnym zabójcy Ogrze. Przy okazji na początku miesiąca zamknięty został wątek ucieczki Fish. Jestem ciekaw co z nią dalej, bo nie widzieliśmy tej postaci, od tego dziwnego strzału snajperskiego. Tymczasem zarówno Pingwin jak i Nigma wykonali swoje ruchy. Mówiłem to wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny, te dwie postacie są prawdziwymi brylantami w tym serialu. Twórcy wzięli dwóch, prawdę powiedziawszy, najnudniejszych z wrogów Batmana i sprawili, że nie mogę się doczekać na scen z ich udziałem. I jak wspomniałem, historia Ogra była naprawdę dobra, co pokazuje, że ten serial działa najlepiej z dłuższą, bardziej spójną fabuła, niż tylko historiami w stylu: zabójstwo tygodnia. Tak czy inaczej, przed nami już tylko finałowy odcinek sezonu i biorąc pod uwagę co dzieje się w mieście, zapewne będzie on wyładowany akcją.

Trzymając się DC, następnego na liście mamy Flasha. I muszę przyznać, że ten miesiąc był naprawdę dobry dla tego serialu. Były gościnne występy postaci z Arrow, wątek Wellsa wreszcie ruszył pełną parą, wiele tajemnic zostało ujawnionych. Ogólnie muszę przyznać, że po raz pierwszy od początku sezonu, faktycznie jestem podekscytowany perspektywą obejrzenia kolejnych odcinków.

Arrow zmierza na coraz dziwniejsze terytoria. Sam zwrot akcji, polegający na dołączeniu Olivera do Ligii był ciekawy, ale... Pranie mózgu?!? To najnudniejsza metoda tworzenia napięcia w historii i teraz Arrow użyło jej po raz trzeci. Zawsze, jak ktoś dobry robi coś złego, to nie ze swojej winy, tylko przez pranie mózgu. Co za szczęście, że jako widz nie musimy się martwić moralną niejednoznacznością tych postaci, bo one nigdy nie są winne swoich czynów. I wcześniejszy Ras zniszczył Aleksandrię, Oliver ma zniszczyć Starling City, ale ten obecny spalił po prostu jedną wioskę. Myślę, że pozostali mogą się poczuć oszukani. Mimo wszystko, serial nadal trzyma niezły poziom, ale wyraźnie zaczyna gonić za własnym ogonem, co martwi mnie, w kontekście kolejnych sezonów.

Agents of SHIELD zbliża się do świetnego finału. Wątek Inhumans i prywatna wojna Coulsona uczyniły to naprawdę ciekawym i wciągającym miesiącem, dla agentów. Dodatkowo, muszę przyznać, że miło było zobaczyć całą drużynę znowu razem. Fakt, odkąd przestali być drużyną serial zrobił się znacząco lepszy, ale mimo to poczułem efekt nostalgii. I Ward nadal pozostaje moją zaskakująco ulubioną postacią (zaskakująco, po tym, jak w poprzednim sezonie był moją najmniej lubianą postacią). Jedyne czego mogę się czepiać, to fakt, że nawiązanie do nowych Avengersów było trochę mało subtelne. Z drugiej strony, to nawiązanie do Avengers, więc i tak byłem nim podekscytowany.

W tym miesiącu swój trzeci sezon zakończyło Vikings. Zaskakujący hit History Channel, kanału słynącego głównie z programów o tym, jak kosmici zbudowali piramidy. Cóż mogę powiedzieć, twórcom znów udało się przebić samych siebie. Powiem więcej, odcinek z oblężeniem Paryża przebił wszystkie sceny batalistyczne, jakie widzieliśmy do tej pory w tv. Nawet Gra o Tron nie może się z tym równać. I porównanie to nie jest przypadkowe, gdyż biorąc pod uwagę gwałtownie rozrastający się świat tej serii, niedługo może ona sięgnąć poziomu skomplikowania GoTa. Nie mogę też nie wspomnieć, o genialnym sposobie wprowadzania elementów mistycznych. Są tajemnicze i nieoczywiste. Nigdy nie można powiedzieć, czy faktycznie były magią, czy jedynie postacie tak je zinterpretowały. Pod tym względem, nie widziałem nic, co lepiej oddałoby klimat mistyki wikingów. I oczywiście nie można pominąć świetnego sposobu łączenia historii z mitem. Twórcy bardzo sprawnie przeplatają fakty i fikcję, co doskonale pasuje do opowieści o Ragnarze, które robiły to samo już w średniowieczu. Wystarczy zwrócić uwagę, że o ile sam Ragnar jest uważany przez większość historyków za postać fikcyjną, o tyle jego synowie są postaciami historycznymi, podobnie większość z przypisywanych mu przez skaldów czynów, faktycznie miała miejsce (jak oblężenie Paryża). Na koniec wspomnę jeszcze o Rollo, który w tym sezonie wyrósł na moją ulubioną postać. Po pierwsze, jestem rozczarowany sobą, że dopiero w ostatnim odcinku zdałem sobie sprawę, jaką postacią historyczną jest Rollo. Po drugie, naprawdę zastanawiam się, czy twórcy planowali to od samego początku, kiedy tak nazywali tą postać. Jeśli tak, to jestem pod wrażeniem ich wiary w ten serial.

I to tyle na ten miesiąc, w maju większość seriali ma swój finał, więc jeszcze jeden z tych wpisów i przechodzę w przerwę wakacyjną.