Mam wrażenie, że tytuł tego odcinka był trochę na wyrost, biorąc pod uwagę, że sami Synowie zajęli tylko ostatnich kilka minut. Niemniej od nich zacznę, bo dali nam niezłe przedstawienie. Z tymi wszystkimi zgonami wśród postaci, które nadal żyją w książkach, ta finałowa scena walki naprawdę trzymała w napięciu i wszystko wskazuje na to, że doprowadziła do kolejnej śmierci. Przy tej okazji nie sposób nie wspomnieć, jak świetne są maski Synów Harpii. Chyba jeszcze o tym nie pisałem, ale zwłaszcza w tej walce tworzyły niesamowity efekt. Jak gdyby nasi herosi walczyli z nieprzeliczonym zastępem nadprzyrodzonych istot bez twarzy. Maski mają w sobie niezwykłą siłę, coś o czym twórcy filmów o superbohaterach za często zapominają. No i zostaje jeszcze kwestia tej prostytutki. To już drugi raz kiedy widzimy ją współpracującą z Synami. Mam nadzieję, że dowiemy się czegoś więcej na temat jej motywacji i historii. Bo to potencjalnie ciekawa historia, pokazująca cenę Chwalebnej Rewolucji Daenerys.
Tymczasem Cersei postanowiła zakończyć próby bycia rozsądną postacią i podążyła prosto w paszczę lwa... a raczej wróbla. Ostatecznie kiedy ostatnio dozbrajanie fanatyków religijnych nie skończyło się źle? I jasne, na razie wszystko wydaje się iść zgodnie z jej planem. Loras jest w celi, Tyrellowie zostali osłabieni itd. Niemniej osłabiona została też (i tak już dosyć słaba) pozycja Tommena. Cersei pozbyła się wszystkich doradców poza szalonym naukowcem i w tym momencie nie ma ani obrońców, ani sojuszników. Nawet Littlefinger raczej nie będzie chętny do pomocy, po tym jak fanatycy już dwa razy zaatakowali jego burdel. Że nie wspomnę o tym, że po mieście biega banda uzbrojonych facetów z fetyszem na punkcie wycinania sobie wzorków na skórze i jest tylko kwestią czasu, zanim ich miecze skierują się przeciwko pierwszej grzesznicy królestwa.
Wreszcie zobaczyliśmy Dorne w napisach początkowych. A później mieliśmy nawet okazję ponownie odwiedzić to miejsce, tym razem spotykając więcej postaci. Zacznę od JaBronna i ich pierwszej przygody w Dorne. Oczywiście opierała się ona na zabijaniu. I przyznaję, że sama walka była fajna, zwłaszcza możliwość zobaczenia, jak radzi sobie teraz Jaime, ale sama sytuacja wydawała się mocno naciągana. Nasi bohaterowie idą sobie plażą, nagle pojawia się kilku jeźdźców i zaczynają walczyć. Dziwne.
No i wreszcie dostaliśmy Żmijowe Bękarcice. I tu niestety mam również mieszane uczucia. Powodem jest sama scena, wiele jej elementów wydawało się strasznie wymuszonych. Zwłaszcza monolog Obary w którym streszcza swoim siostrom historię, którą musiały słyszeć już nie jeden raz. Czy Obara po prostu lubi opowiadać tą historię? A może faktycznie przez te wszystkie lata trzymała ją na dobrą okazję? Jeśli tak, to przykro mi, ale to nie był ten moment. Niemniej podoba mi się wątek wyścigu o Myrcellę. To zapowiada się ciekawie.
Another One Bites The Dust:
RIP Barristan Selmy zwany Barristanem Śmiałym. Od pierwszego sezonu regularnie słyszeliśmy, jak świetnym był wojownikiem i na końcu wreszcie mieliśmy okazję to zobaczyć. Mimo wieku przechodził przez przeciwników jak przez masło. Bez jego porad, obawiam się, że Dany poradzi sobie jeszcze gorzej. I po raz kolejny, to bohater który wciąż oddycha w książkach, co więcej pełni tam znaczącą rolę, więc trudno powiedzieć jakie dokładnie będą konsekwencje tej śmierci. Na pewno wątek Meereen potoczy się zupełnie inaczej, niż w powieściach, o czym świadczy choćby brak znaczącej ilości postaci i wątków.
Przemyślenia:
- Scena ze Stannisem i jego córką naprawdę złapała mnie za serce. Jedyny słuszny król nie jest postacią, którą łatwo lubić. Stephen Dillane odwala kawał dobrej roboty odgrywając tą postać w poważny, wycofany sposób, ale miło czasami zobaczyć bardziej ludzką stronę Stannisa.
- Aż dwa wspomnienia o Rhaegarze w jednym odcinku. I w pewien sposób dwa zupełnie różne punkty widzenia na tą postać.
- A jak przy tym jesteśmy, kilka sezonów później, niż w książce, ale dostaliśmy wreszcie okrojoną opowieść o turnieju w Harrenhal od którego cała ta historia faktycznie się zaczęła.
- I znów wracając do tej sceny, to pióro leżące w krypcie było fajnym akcentem, nawiązującym do pierwszego odcinka.
- You Know Nothing, Jon Snow.
- Więc Ser Meryn Trant jedzie do Braavos. Muszę przyznać, że to ciekawy sposób rozwiązania tego problemu, bez dodawania kolejnych nazwisk do listy Aryi (która w książkach jest znacznie dłuższa).
I to tyle w tym tygodniu. Odcinek był solidny, choć miał słabsze momenty. Fabuła już wyraźnie się rozpędziła, więc wszystko wskazuje, że od teraz będzie tylko lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz