No. Now it ends.
Zacznijmy od kolejnej retrospekcji. Tower of Joy, scena na którą czekałem od pierwszego sezonu i to z bardzo prostego powodu. Jedna rzecz, której brakuje serialowi, to właśnie historia. W książce każde wydarzenie wynikało z czegoś wcześniejszego, każdy związek, każda tragedia. Wszystko miało swoje korzenie w bogatej historii tego świata. Oczywiście w serialu byłoby to dużo trudniejsze, czy wręcz niewykonalne. Tym bardziej cieszę się, że dostaliśmy chociaż to. Ser Arthur Dayne, Miecz Poranka (to faktycznie tytuł a nie przydomek, noszą go ludzie, którym powierzono rodowy miecz Dayenów), najlepszy szermierz w historii Westeros uzbrojony w swój legendarny miecz Świt, wykuty z metalu ze spadającej gwiazdy. Ten facet brzmi jakby przeszczepiono go z zupełnie innej historii. I chyba taki właśnie miał być, ostatni prawdziwy rycerz tego świata, który nigdy nie poszedł na żaden kompromis, nie przegrał w uczciwej walce i do tego (w serialu) dual wieldował miecze, co jest uniwersalną oznaką, że mam do czynienia z prawdziwym twardzielem. Mój jedyny problem z tą sceną, to fakt, że nadal nie zobaczyliśmy, co jest w środku tej cholernej wieży. Zupełnie, jakby Trójoki Kruk wiedział, że jeszcze nie czas, by pokazać to widzom.
Tymczasem w innym czasie i miejscu, Tyrion stara się mieć ciekawą rozmowę ze swoimi nowymi przyjaciółmi. Niestety jedyne o czym potrafi rozmawiać Szary Robak, to patrole. Osobiście uważam, że ta scena była przekomiczna i zdecydowanie potrzebna w mrocznym świecie Gry o Tron. Plus wreszcie zobaczyliśmy Varysa w akcji. I teraz już wiemy, że problemem są tylko wszystkie miasta, które Daenerys odwiedziła od czasu ślubu z Drogo. Czyli praktycznie przez cały serial. Najwyraźniej wszędzie, gdzie Dany była przez cały ten czas, wszyscy chcą ją zabić (lub jeśli się jej poszczęści, zamknąć ją z innymi wdowami na zawsze). To świetnie świadczy o jej umiejętnościach dyplomatycznych i przyszłej karierze królowej.
Tymczasem Jon wrócił, ale przynajmniej wiemy, że nie jest bogiem, bo ma za małego... Trzeba przyznać, że jest to jakiś wyznacznik boskości, choć nie wiem, co na to teologowie. I jak jesteśmy przy kwestiach teologicznych - po śmierci nie ma nic? To dosyć dołujące stwierdzenie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wiele postaci w tym serialu ginie. To też znaczy, że Jon zabijając ludzi, wysyła ich w nicość. On dosłownie wie, że nie ma żadnego nieba, do którego idą. To dosyć mroczne i jestem ciekaw, jak całe doświadczenie wpłynie na jego psychikę. Na razie wygląda na to, że nauczył się robić efektowne wyjście. "Teraz moja warta się kończy" - opuszcza mikrofon. Choć faktycznie, w tamtej przysiędze jasno stoi, że służba trwa do śmierci, więc technicznie Jon nie łamie przysięgi.
Another One Bites The Dust:
RIP Alliser Thorne, jego warta dobiegła końca. Był skurwielem, ale przynajmniej był szczerym skurwielem. Do końca trwał przy swoich racjach i robił to w co wierzył. Ostatecznie trudno mi go nawet nienawidzić. Facet był po prostu po złej stronie historii.
RIP Olly, dzieciak miał ciężkie życie, zabił aż dwie popularne postacie i skończył jako jedna z najbardziej znienawidzonych postaci w tym serialu. Według mnie, dzieciak miał po prostu pecha.
Przemyślenia:
- To naprawdę sezon powrotów. Najpierw Bran, teraz Rickon i Osha. Nawet Kudłacz wrócił... przynajmniej jego kawałek. Niestety to oznacza, że nie zobaczymy włochatych jednorożców. Ale za to daje nadzieję, na powrót Gendrego.
- Mam wrażenie, że zarówno Rickon jak i Bran stali się dwa razy wyżsi, odkąd ostatnio ich widzieliśmy. I w przypadku Rickona, to chyba nawet prawda.
- Smalljon Umber, telling it like it is.
- Davos jest coraz lepszy w roli podstarzałego mędrca.
- Z każdym odcinkiem coraz bardziej przeraża mnie, jak bardzo Daenerys kocha swoje tytuły. To dosłownie jedyny argument, jakiego umie używać.
- Jedyny słuszny król Tommen wreszcie zrobił coś królewskiego... i od razu dał się zmanipulować starszemu facetowi z autorytetem. Ten dzieciak czepia się każdego męskiego wzorca, jaki może znaleźć. Ciekawe czyja to wina.
- Zbudowanie całej siatki szpiegowskiej używając słodyczy to przejaw czystego geniuszu.
- Arya wreszcie przeszła training montage i stała się Daredevilem. I tym razem nawet nie musiała oszukiwać (w książkach używała mocy warga, by patrzeć na walkę oczami siedzącego w kącie kota, ale oczywiście w serialu tylko Bran ma moce warga).
- Więc Tyrion wypuścił smoki i... absolutnie nic się nie stało. Najwyraźniej ten loch jednak im się spodobał.
- Odrobina książkowego czepialstwa: Trójoki Kruk siedzi w tej jaskini od 1000 lat? 1000? To trochę jakby jedno 0 za dużo. Właściwie, to dokładnie jedno 0 za dużo. Niby kim on ma być w tym scenariuszu? Jakimś przypadkowych starcem w jaskini? Bloodraven był świetną postacią, dosłownie magiczną wersją Varysa i ważnym elementem historii Westeros. Nie przypadkowym dziadkiem, który spędził tysiąc lat, wrastając w drzewo. Ehh... Może pomyliło im się "tysiąc i jeden oczu" z tysiącem lat.
- I jak przy tym jesteśmy. "Wszystko" to cholernie dużo rzeczy. I równocześnie najbardziej niejasna i pozbawiona znaczenia odpowiedź, jaką można udzielić w takiej sytuacji.
Podsumowując, był to zdecydowanie wolniejszy odcinek, ale nadal trzymał poziom. Było jasne, że ten sezon nie zdoła cały czas utrzymać tempa z pierwszych epizodów. Od czasu do czasu muszę się zatrzymać i ustawić trochę sceny pod kolejne uderzenie. Przynajmniej tutaj dali nam dosyć ciekawych rzeczy, by utrzymać siłę rozpędu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz