Gra o Tron znów to zrobiła, jakimś cudem zdołali nakręcić scenę bitewną nawet bardziej widowiskową, niż dotychczasowe. Tym razem co prawda nie poświęcili jej całego odcinka, ale to i tak wystarczyło. Zacznę od samej bitwy i tego jak wyglądała, bo to było główne mięso tego odcinka. I bitwa wyglądała genialnie. Jasne, trochę przesadzili z dosłowną górą trupów na środku pola bitwy, ale świetnie pokazało to zajadłość tej walki. I ten fragment, gdzie kamera podąża za Jonem przez środek pola bitwy, w jednym ujęciu (tak naprawdę raczej nie nakręcili tego w jednym podejściu, ale i tak wyglądało widowiskowo). Czy scena, w której Jon staje sam naprzeciwko szarżującej armii, a później od tyłu wpadają jego oddziały i nasz bękart ląduje w środku tego zderzenia dwóch kawalerii. Wczoraj byłem na Warcraftcie i te sceny batalistyczne wyglądały lepiej, niż tam (choć tak ogólnie film jest całkiem fajny). I ta klaustrofobiczność pod koniec, kiedy są okrążeni. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś miał wrażenie, że otwarta bitwa jest klaustrofobiczna. Ogólnie, cały ten odcinek jest naszpikowany pięknie wyglądającymi ujęciami.

A wracając na Północ, pisałem już o samej bitwie, ale jest jeszcze kilka kwestii fabularnych, które warto poruszyć. Po pierwsze, chyba wszyscy wiemy, że losy tej bitwy były zdecydowane w momencie, kiedy zobaczyliśmy, że Lady Mormont nie jest pod wrażeniem Ramsaya. Po drugie, Jon jest beznadziejnym dowódcą. Dał się ponieść emocjom w tak głupi sposób. Zrobił dokładnie to, o czym wcześniej mówili, że nie powinni robić. Zmusił swoją armię do ataku na większe siły, doprowadził do śmierci setek żołnierzy, a później prawie dał się stratować swoim własnym ludziom. I na końcu musiał zostać ocalony przez Littlefingera. Bądźmy szczerzy, nikt nie chce wisieć przysługi temu facetowi.

Make the North great again!
Another Stark Bites The Dust:
RIP Rickon, naprawdę uważałem go za faworyta w wyścigu po tron. Co prawda nie miał nigdy dużo do powiedzenia, i najwyraźniej nie umiał biegać zygzakiem, ale zawsze miałem dla niego sporo sympatii. I jasne, jego śmierć ostatecznie okazała się bardziej zabiegiem fabularnym, niż faktyczną śmiercią postaci, ale i tak zrobiła na mnie wrażenie. Co pokazuje, jak dobrze twórcy zaprojektowali ten wątek, gdzie zależy nam na postaci, której praktycznie nie znamy, bo widzimy, jak bardzo zależy na niej innym postaciom.
Another One Bites The Dust:
RIP Ramsay Bolton, był dupkiem i umarł w ironiczny sposób. Co zasadniczo czyni go doskonałym przedstawicielem postaci z tej serii. I Sansa naprawdę miała tu świetną zemstę. Nie dosyć, że nakarmiła nim jego własne psy, to jeszcze walnęła ten monolog o wymazaniu go z historii. I mała rację, zakładając, że nikt nie napisze o nim popularnej sztuki teatralnej, Ramsay Bolton będzie w przyszłości pamiętany tylko przez studentów historii uczących się do sesji. I nawet oni zapomną jego imię pięć sekund po zakończeniu egzaminu (wiem coś o tym).
RIP Wun Wun, ostatni z olbrzymów (przynajmniej na to wygląda). To w sumie logiczne, że Ramsay przed śmiercią zdołał jeszcze zabić przedstawiciela zagrożonego gatunku. Dupek.
Przemyślenia:
- Who let the dogs out? Sansa did. <perkusja>
- Muszę przyznać, że ten pies wyglądał bardzo sympatycznie... To znaczy, zanim zaczął odgryzać twarz Ramsaya.
- Po nowym filmie X-Men, przez chwilę naprawdę oczekiwałem, że Sansa zaraz przywali komuś telekinezą.
- Ta scena z Davosem patrzącym na świt, wyglądała tak pięknie, że dopiero po chwili dotarło do mnie, co on właśnie odkrył. Mel będzie miała przewalone.
Za tydzień w finałowym odcinku sezonu, zawieją wiatry zimy, a później znów rok przerwy, do ostatniego sezonu. I chyba dobrze, że ostatniego, bo trochę kończą się czarne charaktery w tej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz