poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Game of Thrones, odc. 64: The Spoils of War (7x04)

Połowa sezonu nadeszła w tym roku zdecydowanie zbyt szybko. Ale za to nadeszła w bardzo wybuchowej formie. Zacznijmy jednak od czegoś spokojniejszego.
Cała sekwencja z jaskinią, była strasznie rozkojarzająca. Najpierw Daenerys i Missandei rozmawiają o pożegnaniu z Szarym Robakiem (a wszyscy wiemy, co się wtedy stało). Później Jon zabiera Dany do jaskini (a wszyscy wiemy, co lubi on robić z kobietami w jaskiniach). Całą scenę wpatrują się sobie w oczy i wreszcie Daenerys każe mu paść na kolana. Ile innuendo można zmieścić w jednej scenie? Mam nadzieję, że nie mówili w niej nic ważnego, bo naprawdę nie słuchałem.

Tymczasem Arya wróciła do domu! Muszę przyznać, jej wymiana zdań z Flipem i Flapem sprawiła, że naprawdę bałem się, że w ostatniej chwili ucieknie, ale nie. Nie w tym sezonie.
Zamiast tego mieliśmy naprawdę mocne przypomnienie, jak bardzo nasi bohaterowie się zmienili odkąd ostatnio Starkowie byli razem w Winterfell, jakieś 60 odcinków temu. Teraz wszyscy mają niesamowite zdolności... oprócz Sansy. Ewidentnie reszta min-maxowała walkę i magię, a gracz Sansy wolał zbalansowaną postać opartą na umiejętnościach społecznych. Samemu wielokrotnie byłem w tej pozycji, więc mam nadzieję, że w przyszłości Sansa też dostanie szansę zabłysnąć.

I to prowadzi nas do bitwy. Ten styl kończenia każdego odcinka sceną batalistyczną robi się trochę nudny, ale sama rozwałka była piękna. Początkowo zastanawiałem się, czemu Jaime i Bron zatrzymali się w miejscu wyglądającym jak z dzikiego zachodu, ale kiedy pojawili się Dothraki wszystko stało się jasne. To dlatego, że oglądaliśmy western. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, jak wojska Dany się tam znalazły. Jasne, ta bitwa toczyła się niedaleko stolicy więc musieli tylko przepłynąć zatokę, ale to i tak bardzo nieprawdopodobne, że nikt ich nie zauważył... O smok!!! 
To była naprawdę szokująco dobra scena bitewna. I tak dużo się w niej działo, że nie sposób wspomnieć o wszystkim. Począwszy od rekordowej ilości podpalonych kaskaderów, poprzez przerażającą groźbę zabicia Brona i ludzi rozpadających się w pył na oczach Jaime'a. To naprawdę pokazało, że smoki są cholernie przerażające. I to finałowe starcie, Bron vs smok. Nie miałem pojęcia komu kibicować (choć Bron Smokobójca to świetny przydomek). 
To ewidentnie pokazało, że Cersei ma przewagę ekonomiczną i kontroluje morza, ale na lądzie, jej wojska nie mają szans. Czyli znów remis. A następny odcinek nosi wiele mówiący tytuł Eastwatch. Więc Król Nocy chyba postanowi wreszcie o sobie przypomnieć. 

Another One Bites The Dust:
RIP cała masa żołnierzy i szczęśliwie nie Bron ani Jaime.

Przemyślenia:
- Arya vs Brienne, to była naprawdę świetna scena walki. Mimo wszystkiego, co działo się pod koniec, to i tak pozostało moją ulubioną sceną. I to niesamowite, jak wiele się w niej działo mimo tak małej ilości dialogu. Opierając się tylko na spojrzeniach. Mam nadzieję, że przed końcem sezonu, dostaniemy więcej scen walki z Aryą. Może nawet z dawna wyczekiwane starcie z Górą.

- Arya szybko przypomniała sobie, jak zachowują się szlachcice.

- Davos zacytował Stannisa. I to mój ulubiony cytat z tej postaci "fewer".

- Wiem, że teraz mówię to co odcinek, ale jestem permanentnie w szoku, ile dostajemy spotkań pomiędzy postaciami, które dawno się nie widziały (lub nigdy, jak w przypadku Daenerys i Jame'a).

- Zaczynam lubić Dickona, mam nadzieję, że przeżył. 

- Czy Daenerys spaliła wozy z zapasami żywności? Dobra robota, ostatecznie kto nie chciałby zaczynać rządów od masowego głodu, podczas kilkuletniej zimy.

- Wciąż nie ma Gendrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz