poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Game of Thrones, odc. 65: Eastwatch (7x05)

To był naprawdę naładowany informacjami odcinek. Do tego, typowy przykład ciszy przed burzą. Przynajmniej tego, co za ciszę uznaje ten sezon, gdzie postacie przemieszczają się błyskawicznie między lokacjami i nawet w odcinku tego typu, naprawdę dużo się dzieje. Przede wszystkim jednak, to był odcinek, na który wszyscy czekaliśmy. Prawdziwy następca tronu, jedyny pozostały przy życiu członek dynastii panującej, powrócił. Gendry Baratheon znów jest z nami!
Oczywiście działy się też inne rzeczy. Jon zaprzyjaźnił się z Drogonem, po raz kolejny potwierdzając, że jest Targaryenem. Cała masa postaci przejęła się tym, że Dany spaliła dwóch gości (jasne, nie było to miłe, ale robiła ona gorsze rzeczy w Zatoce Niewolników, że nie wspomnę o okrucieństwach, których wszystkie strony konfliktu dopuszczają się od 7 sezonów). A później Tyrion wpadł na pomysł zebrania wszystkich po jednej stronie. I wtedy naprawdę uderzyła mnie świadomość, jak niewiele postaci zostało w tym serialu. Na tym etapie to ma sens, by wszyscy się sprzymierzyli i knuli przeciwko sobie, równocześnie walcząc ramie w ramię. Zwłaszcza, że ten odcinek jasno pokazał, że nawet Cersei zdaje sobie sprawę, że ta wojna zmierza donikąd.

A w Winterfell agentka Arya zaczyna śledztwo... i od razu zostaje przechytrzona przez Littlefingera. Nie jestem pewny, jaki jest cel tej intrygi, poza dalszym skłóceniem ze sobą Starków. I gdyby ktoś nie był pewny, to list z pierwszego sezonu, w którym Sansa potępia zdradę swojego ojca i namawia Robba, by klękną przed Joffreyem. Ten sezon naprawdę lubuje się we wracaniu do tych wczesnych odcinków i pokazywaniu nam, że to wszystko się łączy. Co będzie świetne za kilka lat, kiedy będziemy mogli obejrzeć całą serię w jednym podejściu, ale teraz momentami utrudnia nadążenie za fabułą.

Tymczasem Sam robi to samo, co przez cały sezon, a potem stwierdza, że zatęsknił za swoim kumplem Jonem i wraca na północ. Niby nic ciekawego, ale jest jedno, bardzo ważne zdanie w jego wątku. Coś ukrytego pomiędzy schodami, oknami i wypróżnieniami, co znacząco zmienia sytuację polityczną na mapie Westeros. Unieważnienie małżeństwa Rhaegara i jego ponowny ślub. Oczywiście Samwell przeoczył powagę tej informacji, ale trudno mu się dziwić, ostatecznie ja też nie zwróciłem uwagi na to jedno zdanie. Niemniej, jeśli Rhaegar i Lyanna byli małżeństwem, to czyni Jona ślubnym i legalnym potomkiem. I co za tym idzie, faktycznym następcą tronu Westeros. Jego roszczenia do korony mają większą siłę, niż te Dany. Znacząco większą, niż Gendrego (który jako bękart, faktycznie nie ma żadnych praw w tej kwestii). Nie wspomnę nawet o Cersei, która nie ma żadnych prawnych podstaw by zasiadać na tronie. Co daje nam 4 potencjalnych kandydatów do tronu, z których troje jest po tej samej stronie. Do tego dwójka potencjalnych królów wybiera się za granicę. A jak przy tym jesteśmy.

Naprawdę mam nadzieję, że cały następny odcinek będzie opowiadał o przygodach Parszywej Siódemki. Ostatecznie, to taki świetny skład. Klasyczna zbieranina nietypowych sojuszników, zmuszonych do współpracy przez fakt, że wszyscy posiadają puls. Kiedy przeszli przez tę bramę, naprawdę byłem gotowy na ciąg dalszy. Właśnie takie zakończenia jak to, stworzyły całą ideę binge watching. Szkoda, że pewnie połowa z nich zginie w następnym odcinku. Osobiście obstawiam Berica i Thorosa. Niestety, pewnie również Tormunda. Jon wróci na pewno. W przypadku Ogara, Joraha i Gendrego, kto wie. Tak czy inaczej, Another One Bites The Dust w przyszłym tygodniu zapowiada się przygnębiająco. A przed nami już tylko dwa odcinki do końca sezonu. Zwykle w tym miejscu przychodzi wielki, widowiskowy odcinek biewny, ale tym razem wolę niczego nie zakładać.

Another One Bites The Dust:
RIP Randyl i Dickon, mam wrażenie, że dopiero co ich poznaliśmy. Jeszcze tydzień temu Bronn śmiał się z imienia młodszego z nich, a teraz są popiołem. Co chyba czyni Sama nowym lordem. Jasne, jako członek Nocnej Straży, zrzekł się prawa do tytułów, ale to chyba przestało być istotne. Zwłaszcza, że jeśli ludzkość wygra, Nocną Straż pewnie będzie można rozwiązać. Chyba, że to będzie zwycięstwo w stylu: powstrzymaliśmy nieumarłych na następne 8 tysięcy lat. Ale wpadłem w pułapkę dygresji. Tak czy inaczej: Dickon, We Hardly Knew Ya

Przemyślenia:
- “Thought you might still be rowing.” To zdecydowanie mój nowy ulubiony cytat z tego sezonu. I dobry slogan na koszulkę.

- Ostatnie dwa odcinki miały chyba więcej ujęć smoków, niż poprzednie 6 sezonów razem wzięte. Już wiemy, na co poszedł ten budżet. 

- Ser Jorah Mormont, nowe ubranie, ten sam stary Friendzone. 

- Starkowie jako rodzina zaczynają być rówinie dysfunkcyjni jak Lannisterowie. 

- Królowa ze smokami vs Królowa która pieprzy własnego brata. Mam nadzieję, że to będzie oficjalna nazwa tej wojny w przyszłych kronikach... przyjmując, że będą jakieś przyszłe kroniki. 

- Z jednej strony, podoba mi się, że te postacie nie zdają sobie sprawy, że są w świecie fantasy, z drugiej, czasami staje się to niedorzeczne. Ta kobieta ze smokami myśli, że uwierzymy w istnienie zombiech. Serio?

- To dziwne, że Jenny ze Starych Kamieni, zapamiętano jako szarlatankę, a nie kobietę z prostego ludu, która wżeniła się w dynastię Targeryanów i prawie została królową. 

- Więc Cersei jest w ciąży... lub udaje, by mocniej usidlić Jaimea. Co byłoby zagraniem w stylu telenoweli, ale również czymś, czego nie wykluczyłbym w przypadku Cersei.

- Po długich czterech latach, muszę zrezygnować z mojego ulubionego żartu na temat Gry o Tron. Ale na szczęście Gendry przyniósł ze sobą nowy: Stop! Hammer time!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz