I oto zbliża się koniec sezonu. Wielka bitwa która zadecyduje o losach Westeros. Wszyscy gracze zbierają się przy planszy i... poświęcają godzinę na ustawianie pionków. Od razu zaznaczę, że nie uważam, żeby był to zły odcinek. Miał masę świetnych momentów. Niemniej miał też pewien problem, ten sam, który miał dokładnie ten sam odcinek rok temu. Powiem wręcz, że to dokładnie ta sama przypadłość, na którą cierpi cały 4 tom książki. Ustawianie sceny! Może to wina tego, że ostatnich kilka odcinków przyzwyczaiło mnie do bardziej zawrotnego tempa, ale po prostu, czułem po tym odcinku wyraźny niedosyt. Co więcej, stało się dziś coś bardzo dziwnego. W poprzednich odcinkach starałem się nie porównywać książek i serialu, ponieważ nie widziałem w tym sensu. Fabuła serii szła po zupełnie innych torach, wiele wątków było wręcz nierozpoznawalnych. Aż tu nagle dziś wszystko się cofnęło. Jak za dotknięciem magicznej różdżki wszystkie wątki wróciły do swoich książkowych odpowiedników. Nie chcę tu narzekać na to, że serial trzyma się książek, po prostu miło było przez chwilę czuć się zaskoczonym tą serią. Ale po kolei:
Zacznę od odrobiny czepialstwa. W jaki sposób Bran i spółka dostali się z powrotem do zamku? Czy Theon zabrał ze sobą wszystkich, którzy mogli pilnować murów? Rozumiem, że strażników było mało, a Osha świetnie się wspina, ale chyba nie przerzucili Brana przez mury? Również ostatnia scena trochę mnie rozbawiła. Nie chcemy, żeby Bran się dowiedział, więc będziemy rozmawiać dwa metry od niego. Logiczne. Niemniej zaczynam się przyzwyczajać do Yary. Zwłaszcza w tym odcinku była świetna.
Tymczasem Jon zdobył nowych kolegów i powiem to od razu. Wiesz, że naprawdę jest źle, kiedy twoim przeciwnikiem jest sam Szkieletor. Z drugiej strony, Jon ma prawie magiczny miecz, całkowicie bezużytecznego wielkiego zwierzaka i wojowniczą siostrę więc kto wie, może faktycznie jest He-Menem tego świata. W następnym odcinku krzyknie: Na potęgę Posępnego Czerepu! i zmieni się w Dolpha Lundgrena... To byłby naprawdę zaskakujący zwrot akcji.
Podczas kiedy próby podrywu w wykonaniu Jona spalają na panewce, drugi z braci Stark ma więcej szczęścia. Robb najpierw zamyka matkę w areszcie domowym, a później dobiera się do seksownej pielęgniarki. Widać bycie królem faktycznie ma swoje zalety. Choć trochę dziwi mnie to ciągłe gadanie o moście. Wygląda na to, że Robb postanowił chwilowo zapomnieć, że Freyowie poza mostem, dali mu też jakieś dwa tysiące zbrojnych. Choć mając do wyboru między armią spoconych wojowników, a Ooną Chaplin też pewnie poszedłbym w jego ślady.
W tym zestawieniu najgorzej wyszedł chyba Jaime, który dostał Brienne. Choć już po ich pierwszym dialogu wiem, że ten wątek będzie wspaniały.
Oczywiście najlepsze sceny czekały na nas w stolicy. W zeszłym roku powstał filmik reklamujący fikcyjną komedię One and a Half Men, o przygodach Bronna i Tyriona. Mam nadzieję, że po tym sezonie powstanie sequel Two and a Half Men, w którym do obsady dołączy Varys. Naprawdę mógłbym słuchać dialogów między tą trójką przez cały odcinek. I podobał mi się zabieg z pomyleniem Ros z Shaeą. Kiedy w poprzednim sezonie Tyrion dał jej ten medalion uważałem to za wielce zabawne i ironiczne, że identyczne posiadają Cersei i Sansa. Fajnie, że twórcy zrobili z tego zabawnego szczególiku faktyczny wątek.
I tak docieramy do najsłabszej części. Podobały mi się dialogi Aryi z Tywinem. Uważam, że były jednym z najsilniejszych punktów tego sezonu. Niemniej brakuje mi oryginalnego przebiegu wydarzeń. Zupy łasicowej, ducha Harrenhal i sceny ucieczki, w której Arya sama podrzyna gardło strażnikowi, pokazując, że żarty się skończyły. I tak właściwie czemu zabrała ze sobą Gendrego i Gorącą Bułkę? W książce to miało sens, bo cała trójka znajdowała się w bezpośrednim zagrożeniu utraty lewej stopy, a może prawej, już nie pamiętam. Tutaj wydaje się, że Gorąca Bułka miał całkiem dobrą posadę w kuchniach i żadnego powodu do ucieczki. Mam nadzieję, że przynajmniej pojawi się wątek żelaznej monety i Valar Morghulis.
Another One Bites The Dust:
I znów nikt. Choć mam przeczucie, że za tydzień może się to zmienić.
Przypadkowe Przemyślenia:
- Miło, że wyjaśniono wreszcie kim jest Cebulowy Rycerz.
- "Wyobraź sobie trwogę Stannisa." "Staram się." Zaprawdę każda kwestia która opuszcza usta Conletha Hilla zdaje się być wykonana ze złota. Jakimś sposobem zdołał on uczynić już i tak świetną postać Varysa jeszcze lepszą.
- Biorąc pod uwagę brak wzmianek o tym i sceny w trailerach do następnego odcinka wnioskuję, że jednak nie dostaniemy łańcucha.
- To ciekawa sytuacja, z tą bitwą, nieprawdaż? Jeśli Stannis wygra, Joff wreszcie dostanie za swoje i Lannisterowie zostaną pokonani. Ale równocześnie będzie to oznaczać upadek i być może nawet śmierć Tyriona, Bronna, Ogara i może nawet Varysa. Czyli kilku z ulubionych postaci publiczności. Z drugiej strony triumf Tyriona to triumf Lannisterów. Aż trudno zdecydować, komu by tu kibicować.
Dwa odcinki do końca i wyraźnie widać, że podobnie jak w pierwszym sezonie, tak i tutaj, główny cios spadnie na nas w przedostatnim odcinku. Starcie do którego ten serial zmierzał przez cały sezon. Bitwa na potrzeby której twórcy wywalczyli od HBO kilka dodatkowych milionów dolarów i ściągnęli Neila Marshalla, który jest specem w kręceniu widowiskowych scen batalistycznych za grosze. Do tego scenariusz odcinka napisał sam George Martin. Zapowiada się naprawdę mocny i dramatyczny odcinek, zwłaszcza jeśli w tym samym odcinku dostaniemy Dom Nieśmiertelnych. Więc, pozostaje czekać na kolejny tydzień:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz