I oto doszliśmy do połowy... i to w jakim stylu. To zdecydowanie był najmocniejszy odcinek jak na razie. Miał akcję, fabułę, akcję, postacie, akcję, genialne dialogi i akcję. Jeśli kogoś nie wciągneło po tym, to raczej już go nie wciągnie. Ale po kolei.
Tym razem nie jestem w stanie wymienić trzech najlepszych scen, było ich po prostu zbyt dużo. Z pewnością mam tą jedną ulubioną, czyli oczywiście rozmowa Littlefingera z Varysem. Dwóch mistrzów spiskowania grających w swoją własną grę, gdzieś w cieniu tego wszystkiego co się dzieje. Zawsze lubiłem w tych postaciach to, że do końca nie wiadomo, w co tak naprawdę grają i do czego dążą. I do tego są świetnie zagrani.
Dalej pójdę chyba geograficznie. Więc północ, jeszcze więcej Theona i jeszcze więcej o rebelii Greyjoyów. Zastanawia mnie, że twórcy tak ostro forsują nam do głowy ten wątek, podczas gdy nadal nie wyjaśnili, kim są Maestrzy i czemu Jaime łazi w białym płaszczu i stoi na warcie pod pokojem króla. Nie jestem pewien, czy w ogóle padła nazwa Gwardia Królewska.
Tymczasem trochę na południe, kontynuując wątek z końca ostatniego odcinka, Cat zabiera Tyriona na wizytę do swojej siostry. Niestety na drodze stają im barbarzyńcy i... Broon is BAD ASS. Szkoda, że nie poznajemy jego imienia, ani, ogólnie nie dowiadujemy się o nim nic, ponad to, że wymiata i polubił się z Tyrionem. Ale to nic, da się to nadrobić. I wreszcie Eyrie. Powiem tak: Ten zamek nie wygląda jak w książkach i całkowicie nie pasuje swoim wyglądem do konwencji low fantasy... Ale tak poza tym, gdyby to było high fantasy, to to przepiękny zamek. A w środku zamku nasi bohaterowie spotykają siostrę Cat i... co ten dzieciak robi?!?! Naprawdę, czytając książkę pomyślałem, że to jedna scena która NA PEWNO nie trafi do ekranizacji. HBO przepraszam, że w was wątpiłem. Ogólnie miny Tyriona i Cat mówią w tej scenie wszystko. Więc dodam jeszcze, że powietrzna cela wygląda świetnie.
Tymczasem w stolicy: Tu było tego naprawdę sporo. Walka Ogara z Górą, ze szczególnym uwzględnieniem jej zakończenia (to klęknięcie z uniknięciem miecza Góry, świetne). Arya ścigająca koty i jadąca po strażniku. CZASZKA SMOKA (rozmiar tego czegoś zasługuje na duże litery). Robert właściwie we wszystkich scenach w których był (rozciągacz napierśnika... niemal żal mi Lancela). Na dłużej zatrzymam się przy dwóch scenach, po pierwsze golenie klaty Renlego. Osobiście uznałem tą scenę za prawdziwie zabawną i dającą wgląd w motywację tych postaci. Wiem, że niektóre osoby czytające książkę mogły się zdziwić ich romansem, ale tak: TO BYŁO W KSIĄŻCE. Nie martwcie się, ja też za pierwszym razem nie zajarzyłem, ale czytając drugi raz, już wiedząc, co jest grane, to naprawdę staje się oczywiste. Ilość sugestii rzucanych przez pozostałe postacie jest przytłaczająca (włączając teksty w stylu: "Schowaj ten miecz, albo wsadzę ci go tam, gdzie nawet Renly go nie znajdzie."). I scena z Robetem i Cersei. Świetna. Podoba mi się, że twórcy dali więcej miejsca Lannisterom i od początku przedstawili ich, jako niejednostronne postacie. W książkach nabierali oni osobowości dużo wolniej.
I wreszcie finał. Nie było nocą, nie było w deszczu i nie było konno... ale i tak było zajebiście. Nóż ci w oko Jory... a naprawdę go polubiłem. I starcie Neda i Jaimea. Podoba mi się, że Eddar jest w tej wersji prawdziwym wojownikiem, ale w sumie, jak ma się w głównej roli Seana Beana to nie ma co się ograniczać.
Zabrakło wprawdzie Jona i Danny, ale to nic, ten odcinek był dzięki temu bardziej spójny. A Dothraki nadrobią za tydzień... zwróciliście uwagę na tytuł? A Golden Crown. Ciekawe o jaką koronę może chodzić :P
Naprawdę, znając treść książki, można z samych tytułów wywnioskować, co kiedy będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz